Zyskał światową sławę grając w "Wikingach". Teraz zobaczymy go w przebojowej komedii
"W serialu ten humor jest zakorzeniony w tym, jak zachowują się bohaterowie w określonych społecznych sytuacjach. Emil, gość trochę podobny do mnie, nie potrafi powiedzieć "nie". Musi na wszystko odpowiadać "tak" i pakuje się w kłopoty" - mówi Interii Alex Høgh Andersen. Aktor, który światową sławę zyskał dzięki roli Ivara bez Kości, gra obecnie główną rolę w duńskiej komedii "Mów mi Tatku". O trudnej sytuacji aktorów, kasowaniu seriali, produkcji "Mów mi Tatku" i niebezpieczeństwach polityczne poprawności opowiada w wywiadzie poniżej.
Katarzyna Ulman, Interia: Kilka lat temu miałam przyjemność uczestniczyć w wydarzeniu German Vikings Con - niemieckim konwencie w całości poświęconemu serialowi "Wikingowie". Często bywasz również na corocznych Comic-Conach w Dortmund. Robią świetne konwenty, prawda?
Alex Høgh Andersen: W Niemczech organizują wspaniałe konwenty. To zawsze jest świetna okazja, żeby spotkać się ze wszystkimi - obsadą i fanami - i dłużej porozmawiać. Nie ma tam pośpiechu. Wydaje się to bardziej ludzkie z jednej strony, mimo tego, że to zawsze szalony czas - weekendy masz zajęte po brzegi. Uwielbiam na nie jeździć, spotykać się ze znajomymi oraz widzami jak i słuchać ich opowieści. To czysta przyjemność być tam za każdym razem.
Czy po zakończeniu "Wikingów" spotykacie się często z obsadą poza konwentami?
- Właściwie, to wszyscy chcielibyśmy spotykać się częściej, ponieważ podczas kręcenia "Wikingów" staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Mieszkamy jednak w różnych częściach świata. W Danii oprócz mnie mieszka Marco [Marco Ilso, w serialu wcielał się w postać Hvitserka - przyp. red.]. Nie widujemy się zbyt często, mimo że oboje mieszkamy w Kopenhadze. To duże miasto i mamy dość napięte grafiki. Z kolei Jordan Smith [Ubbe w "Wikingach" - przyp. red.] mieszka w Los Angeles, ale pochodzi z Australii.
- Peter Franzen [król Harald Pięknowłosy - przyp. red.] jest z Finlandii; mamy również chłopaków z Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady i naprawdę trudno jest się spotkać. Konwenty są więc dla nas doskonałą okazją, żeby się zobaczyć. To są zawsze chwile przepełnione nostalgią i radością z tego, że się widzimy. Wydaje mi się, że te emocje przekładają się też na osoby jeżdżące na konwenty - jesteśmy na scenie, odpowiadamy na pytania, świetnie się bawimy i to udziela się uczestnikom. Wspaniale jest brać udział co jakiś czas w tych wydarzeniach.
Naszym główmy tematem nie są jednak "Wikingowie", a twój najnowszy serial zatytułowany "Mów mi Tatku". To duńska komedia, która zadebiutowała w trakcie festiwalu Series Mania. Jak narodził się pomysł na tę produkcję?
- Pomysł "Mów mi Tatku" narodził się w trakcie pandemii. Jak większość cały czas siedzieliśmy w domu w trakcie i strasznie się nudziliśmy. Nie wiedzieliśmy co zrobić ze sobą i ze swoim życiem, mieliśmy depresję. Kiedy obostrzenia trochę zelżały spotkaliśmy się z bliskim kolegą, którego jako jedną z nielicznych osób mogliśmy w tym czasie zobaczyć, i rozkminialiśmy wiele rzeczy. Magnus [Magnus Haugaard Petersen - współtwórca serialu "Mów mi Tatku" - przyp. red.] i ja znamy się już bardzo długi czas. Facet jest młodszy ode mnie o rok, bardzo wysoki, ma brodę, ale tak naprawdę jest jak misio - zawsze jednak gra role, w których jego bohater jest starszy i twardszy ode mnie.
- Żartowaliśmy, że jak tak dalej pójdzie, to kiedyś zagra mojego ojca. Kiedy powiedzieliśmy to na głos, spojrzeliśmy na siebie i zaświtał nam pomysł na serial. Co musiałoby się stać, żebym nazwał go "tatą"? Jak do tego by doszło? Czy umawiałby się z moją mamą? Jak dziwny rodzinny trójkąt wtedy by się stworzył? Jaki jest punkt dramaturgiczny? Wydawało nam się to bardzo interesujące. Od tego się zaczęło, a później rozwinęło w pełną produkcję.
W "Mów mi Tatku" główny bohater (Emil) musi poradzić sobie z niecodzienną sytuacją - najlepszy przyjaciel Emila zakochuje się z wzajemnością w jego matce. Jak opisałbyś poczucie humoru Duńczyków? Co bawi ciebie?
- Nie chciałbym za bardzo generalizować, ale Magnus i ja mamy bardzo specyficzne, czarne poczucie humoru. Jednak w serialu ten humor jest zakorzeniony w tym, jak zachowują się bohaterowie w określonych społecznych sytuacjach. Emil, gość trochę podobny do mnie, nie potrafi powiedzieć "nie". Musi na wszystko odpowiadać "tak" i pakuje się w kłopoty. Żarty wynikają więc z wielu sytuacji, kiedy chce powiedzieć coś innego, ale się powstrzymuje. W końcu jak bez problemu możesz zaakceptować, że twój najlepszy kumpel randkuje z twoją mamą? Wiele śmiesznych sytuacji jest również wynikiem niezręczności, jakie mogą mieć miejsce, kiedy musimy być przesadnie politycznie poprawni i jak trudno w pewnych chwilach być człowiekiem - popełniać błędy. Chcieliśmy spojrzeć na takie sytuacje, bo polityczna poprawność jest teraz ważnym punktem odniesienia w Danii, w których nie można być idealnym.
- Ludzie są pełni wad, a w społeczeństwie przesadnie politycznie poprawnym wymaga się od nas abyśmy byli perfekcyjni. Jest w tym pewien konflikt i paradoks, który jest bardzo interesujący. A w takich przypadkach, kiedy spotykają się te dwie rzeczy, jest też miejsce na humor.
Cała ta skomplikowana sytuacja nie kończy się dobrze dla Emila, który stara się wszystkim dogodzić. Wydaje się, że to idealny facet w porównaniu do twojej najpopularniejszej postaci - Ivara bez Kości. O nim za wiele dobrego powiedzieć nie można. Kontrast pomiędzy tymi bohaterami jest ogromny.
- Ta różnica jest ogromna i główny powód dla którego zostałem aktorem. W zasadzie jestem dużym dzieckiem, które chce się dobrze bawić i mieć frajdę z tego, co robi. Nie wyobrażam sobie lepszego zawodu, gdzie mógłbym się tak efektywnie w tym spełniać. Z jednej strony mogę grać okropnego, ale też skomplikowanego i złamanego faceta oraz brać udział w bardziej wymagających pod względem fizycznym scenach; z drugiej Emila - kompletne przeciwieństwo Ivara bez Kości i zarazem chłopaka, który mówi w moim ojczystym języku. Emil nie mówi o swoich uczuciach, o tym, co go boli. Nie stawia siebie na pierwszym miejscu. Robi wiele rzeczy, na jakie ja nigdy bym się nie zdecydował. Dla mnie granie takich odmiennych postaci jest czystą radością oraz przywilejem.
- Gdybym miał grać cały czas ten sam typ bohatera, pewnie straciłbym moją miłość do aktorstwa. Ta zmiana to najważniejsza rzecz, jaką uwielbiam w tym zawodzie - tę różnorodność, nowe wyzwania, rozwój. Czasami sam muszę się przygotować i poznać coś nowego, aby odpowiednio zagrać daną postać. Zagranie Emila było więc pewnym trudnym wyzwaniem - wyobraź sobie bycie w skórze kogoś, kto odmawia powiedzenia "nie", a ty chciałabyś zrobić coś dokładnie przeciwnego. Było wiele chwil, w których byłem po prostu sfrustrowany jego postępowaniem. Mówiłem: "no dalej stary, zrób coś. Sprzeciw się". To było niezłe wyzwanie aktorskie - nie tylko ze względu na to, że przez pierwszy miesiąc zdjęć bolała mnie głowa od ciągłego potakiwania, uśmiechania się i akceptowania wszystkiego, co spadło na moją postać (śmiech) Nie sądziłem, że tak to na mnie wpłynie.
Różnorodność, intrygujące role, wybór - to zdecydowanie plusy zawodu aktora. Jakie są jednak największe wyzwania, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia branży czy niepewność związaną z tym, czy serial zostanie wznowiony lub anulowany?
- Jest trudno. Nie byłem w takiej sytuacji, że skasowano mi serial, ale mogę sobie wyobrazić aktora, który stara się jak może, w końcu dostaje wymarzoną rolę w serialu i gra w dziesięciu odcinkach, właściwie dopiero się rozkręcając. Po tych epizodach czuje, że może w końcu "wgryźć się" w materiał, bo mija trochę czasu zanim zrozumiesz swoją postać - w moim przypadku tak było. I nagle z powodu tego wszystkiego, co wydarzyło się ostatnio w show-biznesie od pandemii zaczynając a na strajku kończąc, czy też innych rzeczy, twój serial zostaje skasowany?
- W tym biznesie nie ma litości, ale jest to trudne - tworzenie tych postaci to chleb powszedni, nasze życie. Wkładamy w to wszystko, co mamy i bywa, że nagle zostaje nam to zabrane. To trudne. Bardzo, bardzo trudne, ale takie są reguły tej gry. Oczywiście, czasami wymagające jest kręcenie niektórych cen, wyrzeczenie, niepewność - to uczucie bycia w zawieszeniu pomiędzy projektami. Jestem w tym momencie, w tej chwili w niczym nie gram. Niepewność jest stałym elementem tego zawodu - jest jak ciemna chmura nad tobą i tak naprawdę nie możesz przed nią uciec, dopóki nie znajdziesz kolejnej roli.
Przeskoczę do trochę lżejszego tematu - nawiązując jeszcze do komedii w serialu. W "Mów mi Tatku" jest wiele absurdalnych scen. Jak udało się wam podczas zdjęć zachować kamienną twarz?
- Nie jesteś w stanie zachować kamiennej twarzy. A najlepsze jest to, że Magnus jest w tym mistrzem. Ja z kolei bałem się zacząć kręcić określone sceny, ponieważ byłem pewien, że nie powstrzymam się od śmiechu. Magnus jest jedną z najzabawniejszych osób, jakie znam, i zawsze potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Na planie kilka razy zdarzyła się sytuacja, której nie byliśmy w stanie nic nakręcić, bo skręcaliśmy się ze śmiechu. On starał się zachować twarz, a ja po prostu rozpadałem się na kawałki i śmiałem na głos. Co jest w sumie trochę okropne, ponieważ wokół ciebie jest cała ekipa oraz reżyser, którzy czekają, aż weźmiesz się w garść i zaczniesz grać. "Możecie się zabrać do pracy? Chcielibyśmy iść na obiad.
- Z drugiej strony, patrząc na całość, nie może nie śmieszyć cię scena, w której występujesz. Jeżeli jest ona zabawna dla ciebie, to widzowie najprawdopodobniej też będą się dobrze na niej bawić. Nie można wejść na plan komedii, która cię nie śmieszy - da się to zrobić, ale będzie to niezmiernie trudne. W tym gatunku jest wiele płaszczyzn i uważam, że komedia jest trudniejsza do zagrania niż dramat. W dramacie musisz zrozumieć ciężar roli i unieść to, czego wymaga od ciebie scenariusz, ale w komedii na ból musisz nałożyć ten dodatkowy element - sprawić, że widz się uśmiechnie. To szalenie trudne.
Pamiętasz taką scenę, w której "wyskoczyłeś" z postaci, bo nie umiałeś powstrzymać się od śmiechu?
- Było wiele takich scen, będzie trudno je opisać ze względu na to, że są skrojone pod duńskiego widza, ale... Magnus uwielbia improwizować, co nie jest idealne, kiedy jesteś jego partnerem w scenie, bo szybko się rozproszysz i zaczniesz się śmiać. Naprawdę, nie jest to OK. W jednej ze scen, w pierwszym odcinku nasi bohaterowie dodają do deseru mleko migdałowe, mimo że ich klient ma na nie alergię. Magnus wygłupiał się przez długi czas dodając kolejne składniki, improwizował i doprowadzał mnie do śmiechu. Nie do końca można to wytłumaczyć, ale w tamtym momencie było to wspaniałe. Oczywiście, później reżyser trochę się zdenerwował i musieliśmy szybko dokończyć scenę, żeby to wszystko nie stało się niemiłym doświadczeniem. A wiedziałem od początku, co Magnus zamierza. Za długo się znamy.
Jak opisałbyś relacje Emila z matką i najlepszym kumplem? Dlaczego nie potrafi sprzeciwić się im i tłumi swoje uczucia?
- To dość skomplikowane. Długo rozmawialiśmy o tym, dlaczego Emil nie chce się sprzeciwić, dlaczego nie potrafi powiedzieć "tu jest moja granica" i zawalczy o siebie. To jest trudne dla niego oraz dla innych - w tym sensie, że nigdy nie będę wiedzieć, kim tak naprawdę jest Emil. Pozostali bohaterowie robią to, co im się podoba. Jeżeli Emil nie wyznaczy granic, to będą nieustannie brać od niego i go wykorzystywać. On musi się tego nauczyć, zadbać o siebie i pokazać innym, kim jest naprawdę. W pewnym sensie on nie jest pozytywną postacią w tym serialu - koniec końców to on najbardziej rani swoich bliskich.
Emil w końcu nie wytrzymuje i traci cierpliwość.
- Dokładnie to się dzieje. W ostatnim odcinku traci cierpliwość , kompletnie się zatraca i wyładowuje swoją frustrację na innych. Cały czas musisz mówić ludziom, kim naprawdę jesteś i robisz to mówiąc "nie". Jeżeli decydujesz się tylko na jedno - nieustanne odmawianie lub akceptację wszystkiego, to nie jesteś do końca prawdziwym człowiekiem. Oczywiście, patrząc na całą historię, w tej sytuacji matka Emila wcale nie jest pomocna - wielokrotnie przekracza jego granice, Wiktor również. Ale tak się dzieje, ponieważ Emil nie kazał im spadać. To była jego odpowiedzialność.
Czy można stwierdzić, że w finałowym odcinku jest mowa o wybaczeniu? W końcu po jego akcji na urodzinach matki, przyjmują go z powrotem.
- Można to tak interpretować, jednak ja powiedziałbym, że to bardzo otwarte zakończenie. Chcielibyśmy nakręcić drugi sezon. Nie wiemy, czy to będzie miało miejsce, ale zostawiliśmy sobie furtkę, gdyby nasze nadzieje się spełniły. Na pewno nie chcieliśmy moralizować i wskazywać palcem na widzów oraz mówić, że powinni nauczyć się z tego serialu określonych rzeczy. Chcieliśmy pokazać, co dzieje się z człowiekiem, który nie dba o swój stan psychiczny. Na końcu jego rodzina też w końcu zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje - oczywiście, że Emil w pewnym czasie wybuchnie.
- Kiedy to się dzieje zdają się myśleć "ok, ma rację. Chodź, zaopiekujemy się tobą". Nie zmieni się Emil, nie zmieni się jego rodzina - i to również jest ważne. Ludzie nie chcą się zmieniać, nie przychodzi im to łatwo i pewnie potrzebują w tych chwilach pomocy, co widać w jednej ze scen w ostatnim odcinku - podczas imprezy urodzinowej mamy Emila. Pod koniec może w końcu doszli do wniosku, że może warto coś zmienić. Myślę, że o tym jest ostatnia scena.
Jak dużą frajdę sprawiło wam kręcenie sceny urodzin - kulminacyjnego momentu serialu?
- To była niezła frajda, ale też i stresująca do zagrania scena. W tej scenie mam wygłosić długą przemowę, więc mieliśmy na planie główną obsadę oraz wielu statystów. A sam serial jest, jak wszystkie produkcje w Danii, niskobudżetowy. Wiesz kręcimy w zasadzie serial, który ma długość pełnometrażowego filmu, mając do dyspozycji zaledwie połowę budżetu takiej produkcji. Kręcąc tę scenę nie mieliśmy za dużo czasu. W każdym dniu zdjęciowym kręciliśmy po kilka stron scenariusza.
- Finałowy odcinek był większy od pozostałych - mało czasu, dużo pracy plus zmienna pogoda. Przez chwilę czekasz więc na swoją scenę, później nagle przerwa, i po dwóch minutach znowu wkraczasz do akcji - wygłaszasz przemowę, złościsz się i wybiegasz. Wszystko w bardzo szybkim tempie. Było to więc czasami nieco frustrujące wyzwanie, ale też zabawa, ponieważ w zasadzie spełniam swoje marzenie. Kiedy kręciliśmy "Mów mi Tatku" miałem 28 lat - wyprodukowałem więc własny serial z moim najlepszym kumplem i zagrałem w nim główną rolę. To jest jednak coś niesamowitego. Czasami Magnus i ja spojrzeliśmy na siebie, jakbyśmy nadal nie mogli w to uwierzyć. Zrobiliśmy serial i jest to wspaniałe.
Na koniec chciałam zapytać o twój inny projekt. Ostatnio zagrałeś w filmie "W pokoju obok" Pedro Almodovara. Jakie było to doświadczenie?
- To było niesamowite doświadczenie. Jeden z tych momentów, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, jakim szczęściarzem jesteś i zadajesz sobie pytanie: "jak się w ogóle tu znalazłem"? Bycie częścią tej ekipy, obsady, oraz spuścizny Pedro Almodovara było wspaniałym doświadczeniem. Ukończyłem naukę o mediach na Uniwersytecie w Kopenhadze i dziesięć lat temu oglądałem i analizowałem jego dzieła, a teraz mogłem z nim współpracować. Na planie "W pokoju obok" nie było pominiętego żadnego szczegółu. W trakcie jednej ze scen, kiedy moja postać wraca z wojny i zmaga się ze stresem pourazowym, siedziałem na krześle i czekałem na makijażystkę i... po prostu wszystko chłonąłem. Całą tą atmosferę, doświadczenie. Trudno to wspaniałe przeżycie skomentować.
Wszystkie odcinki serialu "Mów mi Tatku" będą dostępne 14 lutego na kanale Viaplay Filmy i Seriale, dostępnym w serwisie Prime Video w ramach usługi Prime Video Channels.
Zobacz też: Utrzymuje w ryzach seryjnego mordercę. Podjął się ikonicznej roli