Urszula Grabowska mogła stracić dziecko
Urszula Grabowska, czyli Ania Winna-Tarasiewicz ze "Stulecia Winnych", często powtarza w wywiadach, że jej największą dumą jest syn Antoni. Dopiero niedawno aktorka zdradziła, że gdy czekała na jego przyjście na świat, niemal zwariowała ze strachu, bo lekarze nie gwarantowali jej, że donosi ciążę!
Urszula Grabowska twierdzi, że rola matki jest najpiękniejszym prezentem, jaki dostała od losu, a jej syn Antoni to jej największy sukces. Gwiazda "Stulecia Winnych" nie kryje, że przeżyła gehennę, gdy 17 lat temu była w ciąży, której - jak orzekli lekarze - mogła nie donosić. W dodatku tuż przed tym, jak dowiedziała się, że zostanie mamą, miała moment załamania i otarła się o depresję... Straciła po prostu wiarę w to, że kiedykolwiek zostanie doceniona jako aktorka. Miała dość czekania na propozycje, które nie nadchodziły.
- Ciąża, mimo że zagrożona, paradoksalnie okazała się dla mnie najlepszą terapią. Uporządkowała mój świat. A kiedy synek się urodził, zdrowy i cały, byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem - mówi dziś i dodaje, że po urodzeniu Antoniego dojrzała i odzyskała radość z bycia aktorką.
Ogromnym wsparciem był dla niej mąż. Adriana Ochalika poznała podczas studiów w krakowskiej szkole teatralnej. Byli na jednym roku i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Urszula Grabowska żartuje, że za Adrianem oglądały się wszystkie dziewczyny, ale ona znalazła sposób, by on interesował się tylko nią.
- Nie wytykałam wad konkurentkom, tylko podkreślałam swoje zalety - zdradza.
Niestety, po trzech latach narzeczeństwa coś zaczęło się między nimi psuć.
- Przestaliśmy się spotykać. Dopiero wtedy zrozumiałam, ile on dla mnie znaczy - wspomina aktorka, która - by odzykać ukochanego - poprosiła go o prywatne korepetycje z języka angielskiego.
Niedługo po powrocie do siebie wzięli ślub. Przez sześć lat mieszkali w malutkim pokoiku w Domu Aktora na krakowskim Kazimierzu, więc kiedy w końcu dorobili się własnego mieszkania, byli przeszczęśliwi. Adrian Ochalik (fani seriali mogą go kojarzyć jako Damiana Nawrockiego - wykładowcę i adoratora Oli Lubicz - z "Klanu") zdecydował się rzucić aktorstwo, skończył podyplomowe studia na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, przez parę lat był rzecznikiem prasowym Wisły Kraków, obecnie kieruje biurem prasowym UJ.
- Cenię w nim ambicję, zaangażowanie, uczciwość życiową i zawodową oraz to, że nie dąży do celu wszelkimi środkami - mówi Urszula Grabowska, a pytana, czy jest coś, czego zazdrości mężowi, twierdzi, że zmysłu organizacji.
To właśnie on panował nad wszystkimi sprawami związanymi z prowadzeniem domu i opieką nad Antonim, gdy ona większość czasu spędzała na planach filmowych i przez wiele lat dzieliła swoje życie między Warszawę a Kraków.
- Żyłam w rozkroku, byłam potwornie przemęczona. Mąż bardzo mnie wspierał. Bez niego nie dałabym rady - twierdzi odtwórczyni roli Doroty Kasini w zapomnianym serialu TVN "Przepis na życie".
Urszula Grabowska bardzo się cieszy, że jej syn coraz bardziej przypomina tatę i wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Lada moment Antoni będzie musiał zdecydować, co chce robić w życiu.
- Jeśli powie, że chce być aktorem, to na pewno uświadomię mu, że nie jest to łatwy zawód. Opowiem o plusach i minusach, ale nie będę odbierać mu pasji - deklaruje aktorka.
- Odkąd się urodził, moje życie jest... jego życiem. Dlatego staram się nie wprowadzać w nim żadnych rewolucji, czasem świadomie redukując zawodowe ambicje - wyznała w wywiadzie, a pytana, czy może o sobie powiedzieć, że jest szczęśliwa, odpowiedziała, że z całą pewnością tak.
- Szczęście to dla mnie rodzaj nagrody. Jest bardzo kruche, ale zaklinam los... Uważam, że dużo zostało mi w życiu dane i nie chciałabym, żeby karta kiedykolwiek się odwróciła - mówi.
***Zobacz także***