"Stranger Things 4": Epicki powrót do Hawkins [recenzja]
Jeżeli myślicie, że siedem odcinków, z których każdy trwa ponad siedemdziesiąt minut, to za dużo jak na weekendowy seans, to po kilku odcinkach przygód dzieciaków z Hawkins w pierwszej części czwartego sezonu „Stranger Things” zmienicie zdanie. Nie tylko pochłoniecie nowe epizody w jeden dzień, ale po napisach końcowych finału będziecie chcieli jeszcze więcej.
Oczekiwanie na kontynuację losów Jedenastki i spółki było bardzo długie. Trzeci sezon trafił na Netflix w 2019 roku, a pandemia oraz związane z nią ograniczenia wydłużyły czas produkcji czwartej serii do dwóch lat. Bracia Duffer, twórcy serialu, wykorzystali jednak ten dodatkowy czas. Nowy sezon "Stranger Things" to świetnie poprowadzony, napisany i dopracowany serial. Ta odsłona jest nie tylko dłuższa, ale i fabularnie rozszerzona (stąd dłuższe odcinki), jak i bardziej epicka. Na szczęście nie zatracono najważniejszej w tym wszystkim rzeczy: bohaterów oraz ich relacji.
Czwarty sezon to cztery zazębiające się wątki w trzech różnych miejscach. Bohaterowie są rozproszeni i podzieleni na grupy, z których każda zajmuje się jednym naglącym problemem za drugim. Po dramatycznej bitwie w końcówce trzeciego sezonu każdy z ocalałych musi poradzić sobie z jej skutkami. W Kalifornii Jedenastka (Millie Bobby Brown) przepracowuje śmierć Hoopera (David Harbour) i czeka na spotkanie z Mikiem (Finn Wolfhard), którego nie widziała od kilku miesięcy.
Joyce (Winona Ryder) musi zaopiekować się rodziną i zaaklimatyzować w nowym miejscu, jednak w momencie, kiedy dowiaduje się, że Hopper żyje, wyrusza na szaloną misję ratunkową pozostawiając Jedenastkę i Willa (Noah Schnapp) pod opieką Jonathana (Charlie Heaton).
Ekipie w Hawkins wcale nie układa się lepiej - nie tylko ze względu na wcześniejsze wydarzenia i traumę z tym związaną, ale również typowe dla wieku młodzieńczego zawirowania i problemy uczuciowe. Jednak to wszystko blednie, kiedy brama do alternatywnego zamieszkanego przez potwory świata zostaje ponownie otwarta, a miasteczku zaczyna zagrażać kolejne niebezpieczeństwo. Dustin (Gaten Matarazzo) musi pomóc nowemu kumplowi oskarżonemu o morderstwo, Lucas (Caleb McLaughlin) próbuje swoich sił w drużynie koszykarskiej, a Max (Sadie Sink) stara się pogodzić ze śmiercią Billy'ego. Jakby tego było mało, pomiędzy grupą przyjaciół pojawiają się zgrzyty. Na szczęście po swojej stronie mają trochę starszych przyjaciół. W końcu kto inny miałby utrzymać w ryzach Dustina i resztę jak nie Steve (Joe Kerry), Nancy (Natalia Dyer) i Robin (Maya Hawke).
W czwartym sezonie intryguje tajemnicza historia nowego potwora, który przedostaje się do Hawkins i w przerażający sposób zabija kolejne osoby. Młodzi bohaterowie powoli odkrywają sekrety monstrum i tajemniczego domu, jaki zamieszkuje, ładując się raz po raz w niebezpieczne sytuacje. Wszystko to jednak jest okraszone sporą dozą humoru, a dialogi pomiędzy bohaterami są po prostu fantastyczne. Mimo tego, że poszczególne epizody są dość długie, bardzo często przewijałam odcinek, żeby jeszcze raz zobaczyć jedną ze scen, usłyszeć udaną ripostę Dustina lub kwestie Steve’a oraz Robin. Zresztą świetnych, krótkich scen, które budują bohaterów oraz ich relacje jest w serialu mnóstwo.
"Stranger Things" ma dość sporą i utalentowaną obsadę, a każdy z fanów swoich ulubieńców. Dla mnie absolutnie fenomenalnymi postaciami są Nancy, Dustin, Steve, Robin i Max. Sparowanie ich w tym sezonie to fantastyczny ruch - ich wspólne sceny to majstersztyk. Moi pozostali faworyci to Joyce i Murray (Brett Gelman) - kapitalny duet, który tym razem wybiera się na Alaskę, aby uratować Hoopera, który przebywa w więzieniu. W tym wątku pojawia się zresztą nowy bohater - strażnik więzienny Antonow. Tylko nie wiadomo, czy w końcu okaże się przyjacielem, czy jednak wrogiem...
W produkcji nie mogło zabraknąć również odniesień do popkultury, świetnej ścieżki dźwiękowej (muzyka oraz wykorzystane w tym sezonie utwory odgrywają ogromną rolę w budowaniu napięcia ale także... życiu bohaterów), fantastycznie zrealizowanych scen. Efekty specjalne też nie są niczego sobie - nowy potwór wygląda przerażająco, a niektóre sceny z jego udziałem są dość makabryczne. Pojawiają się także odpowiedzi na wiele zadawanych wcześniej przez fanów pytań - o przeszłość Jedenastki; o to czy istnieją inne przejścia na Drugą Stronę. Bracia Duffer odkrywają powoli wszystkie karty i zaczynają prowadzić historię do końca. To nastąpi w zapowiedzianym już piątym (finałowym) sezonie.
W czwartym sezonie "ST" wszystkie elementy połączone są idealnie. To kolejny świetny rozdział opowieści o przyjaźni, mrocznym świecie po drugiej stronie, ukłon w stronę lat 80. i doskonale nakreśleni bohaterowie Widzowie nie będą się nudzić, bo zwrotów akcji jest bardzo dużo, szczególnie w szóstym i siódmym epizodzie. Oglądanie serialu to ogromna frajda i tak naprawdę zupełnie nie czuć tego, jak długie są odcinki, czy ile godzin upłynęło od wciśnięcia play. Jeżeli miałabym znaleźć jakiś mankament, to powiem szczerze, liczyłam na większy udział w nowych odcinkach znanej z serialu "Ania, nie Anna" Amybeth McNulty.
9/10
Pierwsza część czwartego sezonu "Stranger Things" trafi na Netflix 27 maja (7 odcinków), druga część - 1 lipca (dwa odcinki).
Zobacz też:
"Stranger Things 4": Co stanie się z postacią Hoppera? "To będzie emocjonalne"
"Stranger Things": Sezon 4. Można już zobaczyć 8 pierwszych minut!