Misternie utkana opowieść o Władcy Snów. Nieustannie zaskakuje i zachwyca
W lipcu w dwóch częściach debiutuje finałowy sezon "Sandmana" - serialu fantasy będącego adaptacją kultowej serii komiksów. Debiutujące dzisiaj najnowsze odcinki, według zapowiedzi, mają odpowiednio zakończyć intrygującą i obszerną historię Władcy Snów i Nieskończonych. Czy twórcy podołali zadaniu i zadowolą fanów? Sprawdzamy!
Patrycja Otfinowska: "Sandman" powraca i robi to w wielkim stylu! Nie mam na myśli tylko otaczających go kontrowersji, ale też zachowania wysokiego poziomu serii. Godne podziwu jest to, że mimo decyzji o zakończeniu serialu na drugim sezonie, produkcja nie została potraktowana po macoszemu, a pierwsza część finałowego sezonu nie pozwala oderwać się od ekranu.
Władca Snów (Tom Sturridge) ponownie musi zmierzyć się tylko z potężnymi przeciwnikami, ale czeka go też kilka naprawdę trudnych decyzji i zdarzeń. Jednym z nich niezaprzeczalnie są spotkania z rodziną, przyjaciółmi i odwiecznymi wrogami. Każdy fałszywy krok może zaowocować konsekwencjami, które są w stanie wstrząsnąć całym znanym nam światem oraz magicznymi kulisami. Nasz bohater dojrzał i zrozumiał, że musi zacząć nieco inaczej postrzegać otaczający go świat.
Drugi sezon oferuje nam nowe wymiary mroku, ale także smutku. Sen musi zrozumieć jedno - do odkupienia win nie prowadzi łatwa ścieżka i będzie musiał zapłacić ze nie wysoką cenę.
Do zalet tego sezonu zdecydowanie należy zaliczyć postać Maligny, w którą wcieliła się Esmé Creed-Miles. Siostra głównego bohatera dodaje do klimatu serialu nieco słońca, a jej radosny chaos przełamuje mrok i ciężki klimat produkcji. No i nie można zapomnieć o całej plejadzie mitologicznych gwiazd! Co dzieje się, gdy w jednej sali obok Odyna, Thora i Lokiego zasiądą książęta z Piekła? Cóż, to zdecydowanie nie jest spokojny bankiet!
Scenografie ponownie zachwycają, muzyka doskonale buduje napięcie, a historia pochłania bez reszty.
Z radością powrócę przed ekran 24 lipca, gdy na platformie zadebiutuje wielki finał "Sandmana". Pierwsza część nie pozwoliła mi oderwać się od ekranu ani na sekundę, więc liczę, że warto będzie poczekać jeszcze chwilę na ostateczne rozwiązanie kwestii przepowiedni, potencjalnego końca świata i odwiecznej walki dobra ze złem.
Zobacz też: Serialowa antologia, która nieustannie zaskakuje. Do obejrzenia jednym tchem
Katarzyna Ulman: Finałowe odcinki "Sandmana" debiutują w cieniu zakulisowych kontrowersji związanych z oskarżeniami pod adresem Neila Gaimana. Jednak żaden serial nie jest dziełem jednostki. Showrunner Allan Heinberg i scenarzyści wraz z obsadą tkają w tym sezonie piękną, intrygującą, emocjonującą, smutną historię ukazującą drogę Sandmana, Władcy Snów do odkupienia. Nie mogę nie zgodzić się z Patrycją - najnowsze odcinki nie pozwalają oderwać się od ekranu.
Targany wyrzutami sumienia i starający się naprawić błędy przeszłości Sandman w nowych odcinkach podejmuje kolejne błędne decyzje, które kierują go na pełną niebezpieczeństw drogę oraz zmuszają do następnych trudnych, czasami rozdzierających serce wyborów. Wszystko zaczyna się od rodzinnego, pełnego napięcia spotkania Nieskończonych - bytów utożsamianych z określonymi elementami świata. To Los (Adrian Lester), Zniszczenie (Barry Sloane), Pożądanie (Mason Alexander Park), Rozpacz (Donna Preston), Śmierć (Kirby Howell-Baptiste), Maligna (Esmé Creed-Miles) oraz nasz Sen.
Po wielu rozmowach Morfeusz decyduje się podjąć dość odważny krok, aby naprawić wyrządzoną przed laty krzywdę. Nie spodziewa się jednak, że decyzja pociągnie za sobą zaskakujące rezultaty i nowe, większe problemy. Jednak po wydarzeniach z pierwszej serii, Sandman bardzo się zmienił. Dorósł, zrozumiał dawne błędy, nie jest już (aż tak) dumny, arogancki i nieczuły. Mimo wszystko, droga do odkupienia i wybaczenia jest długa, a Sandmanowi zostało do nadrobienia jeszcze kilka lekcji.
W najnowszych odcinkach twórcy, bazując na komiksach wydanych przez DC, łączą różne mitologie, bawią się nimi. W drugim sezonie w pierwszych sześciu epizodach powrócą lubiane postacie z pierwszej serii (Lucyfer!), poznamy też i nowe - a zagrają je ulubieńcy widzów. Warto wspomnieć o Jacku Gleesonie ("Gra o tron") czy Amber Rose Revah ("The Punisher").
Wykreowany świat "Sandmana" jest, podobnie jak kostiumy i scenografia, po prostu wspaniały, a niektóre efekty specjalne zapierają dech. Siła pierwszej części finałowego sezonu tkwi jednak w postaci Morfeusza oraz jego relacjach z innymi. Jak zwykle godne uwagi są sceny Władcy Snów ze Śmiercią czy z Maligną. Ta ostania jest, jak na razie, najlepszą z postaci wprowadzonych w tej serii.
Podsumowując pierwszą część tej odsłony "Sandmana", warto wspomnieć o dwóch fenomenalnych odcinkach - "Pieśni Orfeusza" i "Rodzinnej krwi". Oba chwytają za serce i budują fundamenty pod finałowy rozdział. Przed nami jeszcze pięć odcinków (zadebiutują one na Netfliksie 24 lipca) oraz odcinek bonusowy (do serwisu trafi 31 lipca). Będzie na co czekać.
Zobacz też: Netflix kusi "Syrenami": Julianne Moore hipnotyzuje, ale reszta tonie w chaosie?