Netflix: Seriale
Ocena
serialu
7,5
Dobry
Ocen: 855
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Serialowa antologia, która nieustannie zaskakuje. Do obejrzenia jednym tchem

Wystarczająco dużo innowacji, intrygujące historie i różnorodność, dzięki której w najnowszym sezonie jednej z najpopularniejszych serialowych antologii Netfliksa każdy znajdzie coś dla siebie. Opowieść o kotach, walce z dinozaurami czy przewrotna opowieść o świecie ludzi z punktu widzenia inteligentnych urządzeń? Oceniamy czwarty sezon "Miłość, śmierć i roboty".

Patrycja Otfinowska o "Miłość, śmierć i roboty": dużo świeżych i intrygujących historii

Patrycja Otfinowska: "Miłość, śmierć i roboty" to jedna z tych produkcji, która od pierwszego odcinka porwała mnie i zatrzymała przy sobie na kolejne sezony. Hit Netfliksa jest bardzo uczciwy ze swoimi widzami — od pierwszej chwili otrzymujemy to, co jest w tytule — miłość, śmierci i roboty, a osobiście dodałabym jeszcze koty.

"Miłość, śmierć i roboty" to dla mnie synonim serialowej innowacyjności i nieograniczonej wyobraźni. Ta antologia to prawdziwa uczta dla fanów animacji i opowieści, które nie boją się przekraczać granic. Czy najnowsza odsłona dorównuje poprzednim? Już teraz mogę powiedzieć, że moje oczekiwania były ogromne i muszę przyznać, że wciąż jest dobrze. Jest kilka odcinków, które zapewne jeszcze nieraz zobaczę: "Krzyk tyranozaura", czy genialna miniaturowa historia "Bliskie spotkania małego stopnia". 

Reklama

Widać, że twórcy bardzo kochają koty, a koty w połączeniu z robotami i diabłem — genialne! Jednak nie każdy odcinek był w mojej ocenie elementem tego dziwnego i eklektycznego uniwersum.

Odcinek zatytułowany "Can't Stop" to całkiem ładna laurka dla zespołu Red Hot Chili Peppers, jednak kompletnie niepasująca do całości sezonu. Ten epizod spełniłby się jako teledysk do utworu, pełen głębi i smaczków dla fanów, jednak czy widzowie tego potrzebowali? Niestety, wizualna chaotyczność 'Zeke i religia' momentami utrudniała śledzenie akcji, co wybijało z immersji, do której serial nas przyzwyczaił.

Choć nie każdy odcinek osiągnął poziom moich ulubieńców z poprzednich sezonów, to czwarty nadal oferuje wystarczająco dużo świeżych i intrygujących historii, by fani antologii nie czuli się zawiedzeni. Przez większość czasu świetnie się bawiłam, niejednokrotnie była szczerze zaskoczona, a nawet zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze traktuję swoje "inteligentne" urządzenia.

Czy warto zobaczyć 4. sezon "Miłość, śmierć i roboty"? Myślę, że tak. Podobnie jak w poprzednich sezonach, każdy znajdzie coś dla siebie.

Katarzyna Ulman o "Miłość, śmierć i roboty": łamanie schematów i nieograniczona wyobraźnia

Katarzyna Ulman: "Miłość, śmierć i roboty" od dawna łamała wszelkie schematy i pokazywała nieograniczone możliwości animacji. Nie było żadnych ograniczeń, a kolejne odcinki jednej z najlepszych oraz najodważniejszych antologii udowadniały, że wyobraźnia twórców nie musi być niczym ograniczona. Finałowe "Jibaro" z trzeciego sezonu pozostaje do dziś fascynującym odcinkiem oraz czystym twórczym szaleństwem, którego raczej szybko nic nie pobije.

Na tle poprzednich sezonów czwarta odsłona wypada bardzo dobrze, ale bez fajerwerków, jakich oczekiwałam. Co nie oznacza, że sezon czwarty można nazwać złym. Zgadzam się z Patrycją, że jest dobrze - bo, jak zwykle w przypadku tej antologii, każdy znajdzie coś dla siebie; jeden lub kilka odcinków, które go porwą.

Ja całkowicie odbiłam się od dwóch pierwszych odcinków - "Can’t Stop" i "Bliskie spotkania małego stopnia". Kompletnie nie moja rzecz, choć Red Hot Chilli Peppers lubię i szanuję. Ale... w tym sezonie mamy bardzo dobrą opowieść "Spider Rose", o kobiecie, która w odległym zakątku kosmosu próbuje poradzić sobie z traumą i stratą. Jej przyjaźń z małym stworkiem, który nie jest do końca tym, czym się wydaje.

Są również bardziej komediowe i przewrotne "Inteligentne urządzenia i ich głupi właściciele" oraz "Ta duża inna rzecz", czyli coś dla fanów "Trzech robotów"'. Oba ukazują ludzkie przywary oraz charakteryzują się znanym, specyficznym poczuciem humoru Johna Scalziego, autora opowiadań na podstawie których powstały.  Jest też udana "Golgota" (i mniej udany chaotyczny Zeke i religia").

Podium zajmują jednak "Krzyk tyranozaura", czyli elektryzujące połączenie opowieści o gladiatorach, dinozaurach i buncie, oraz pięknie narysowany i zagrany "Bowiem potrafi się skradać" - fenomenalny dowód na to, że koty są najlepsze i ochronią swojego człowieka nawet przed Lucyferem. W ogóle dużo jest kotów w tym sezonie. Kolejny plusik.

Zobacz też:

Eurowizja: Wiemy, kiedy zaśpiewa w finale Justyna Steczkowska. Sprawdź!

Hit Netfliksa, który pokochały miliony. Takiej decyzji jednak nikt się nie spodziewał


swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Netflix: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy