"Planeta Singli. Osiem historii": Nie taka banalna komedia o miłości
Pięć lat temu polscy widzowie po raz pierwszy zachwycili się "Planetą Singli". Niedługo po premierze filmu, doczekali się jeszcze dwóch kolejnych części. Gdy wydawało się, że seria odejdzie w zapomnienie, Canal+ postanowiło odświeżyć formułę i znowu zaskoczyć widzów. Czy "Planeta Singli. Osiem historii" zdoła rozkochać w sobie fanów oryginału oraz nowych widzów?
Komedie romantyczne są jednym z najchętniej oglądanych gatunków filmowych. Polscy twórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę i pewnie dlatego, zwłaszcza w okresie świąteczno-walentynkowym, zasypują widzów nowymi tytułami. Zgodnie z zasadą, że najbardziej lubimy to, co już znamy, na plan filmowy od lat powracają ci sami aktorzy, fabuła filmów różni się głównie imionami bohaterów, a dział promocji podmienia na plakatach zdjęcia gwiazd. Mimo tego braku oryginalności, na polskie rom-comy do kin chodzą prawdziwe tłumy. A skoro chodzą, to po co zmieniać formułę, która się sprawdza? I tak w kinach pojawiają się filmy, które są niemal identyczne.
Nie trudno się domyślić, że osobiście fanką komedii romantycznych nie jestem. Moja niechęć do tego gatunku nie ogranicza się tylko do polskiego kina. Równie szerokim łukiem omijam zagraniczne produkcje. Z nadzieją jednak oglądam ich zwiastuny, czekając na rom-com, którego twórcy chociaż w małym stopniu zdecydują się zboczyć z utartych szlaków. Od czasu do czasu udaje mi się na taką trafić. Pięć lat temu pozytywnie zaskoczyła mnie "Planeta Singli". Film Mitii Okorna szybko stał się kinowym hitem.
W walentynkowy weekend 2016 roku produkcję obejrzało prawie 525 000 osób. Sympatyczną komedię docenili również kinomani z krajów ościennych. Jako że nie zabija się kury znoszącej złote jaja, to w krótkim czasie doczekaliśmy się kontynuacji. Druga część była dla wielu lekkim rozczarowaniem. Z kolei zakończenie filmowej trylogii odeszło od swoich romantycznych korzeni. I to był strzał w dziesiątkę. "Planetę Singli 3" ogląda się bardzo dobrze nawet niezależnie od poprzednich części.
Od premiery "Planety Singli 3" minęły dwa lata. I chociaż w tym czasie wiele się wydarzyło, to polskie komedie romantyczne pozostały takie same. Gdy kilka miesięcy temu media obiegła informacja, że Canal+ produkuje serial nawiązujący do filmowej "Planety Singli", nie kryłam zdziwienia. Dla mnie trzecia część była dobrym zakończeniem, a ciągnięcie tej samej formuły w nieskończoność nigdy nie jest dobrym pomysłem. Do tego w Polsce powstaje raczej mało typowych rom-comów w formie serialowej.
Na szczęście, pod względem fabularnym serial z filmami łączy jedynie tytuł. "Planeta Singli. Osiem historii" nie jest klasycznym serialem. To tak naprawdę antologia krótkich filmów. Każdy z odcinków jest osobną, zamkniętą opowieścią, a za ich produkcję odpowiadają różni twórcy. Punktem wyjścia historii jest tytułowa aplikacja, dzięki której poznają się nasi bohaterowie. Ich intencje są różne, a wszystkich łączy miłość, chociaż niekoniecznie taka na całe życie.
Z ośmiu odcinków widziałam cztery: "Zjazd absolwentów", "Test", "Detektor" oraz "Władek i Halina". Mimo mojej awersji do komedii romantycznych, starałam się podejść do serialu z czystą głową. Już pierwsze minuty odcinku "Detektor", dały mi nadzieję, że wreszcie powstało coś dla takich komediowych marud jak ja. Bohaterów można polubić, przedstawiane historie są wciągające, aktorzy bawią się swoimi rolami, a i od strony technicznej serial ogląda się bardzo dobrze. Forma niecałogodzinnych odcinków sprawdza się tu idealnie. Fabuła nie jest niepotrzebnie skomplikowana, a twórcy nie muszą dodawać na siłę nowych wątków i bohaterów.
Co ważne, serial nie powstał w oderwaniu od rzeczywistości i jest to jego siłą. "Pracując nad kinową trylogią "Planety Singli" poznaliśmy wiele historii, którymi dzielili się z nami znajomi, współpracownicy, a także internauci. Historii miłosnych poszukiwań, doświadczeń i spotkań ludzi w każdym wieku" - mówił producent serii Radosław Drabik. I rzeczywiście są to historie, które mogą się wydarzyć naprawdę. Nie ma tu wielkich romantycznych gestów, biegania za ukochaną po lotnisku czy kryzysów egzystencjonalnych.
Problemy, z którymi zmagają się bohaterowie antologii, z pewnością nie są obce dla sporej części widzów. Dzięki temu łatwiej jest się utożsamić z postaciami, a tym samym zrozumieć ich motywacje. W przeciwieństwie do filmu, serialowi bohaterowie to postaci z krwi i kości. Twórcy serialu nawiązują do wydarzeń ostatnich lat i głos oddają kobietom. To one wychodzą na pierwszy plan odcinków, które było mi dane zobaczyć.
Nie są jednak są one jednak krystalicznie czyste. Mają swoje wady i dziwactwa, popełniają błędy, do których nie jest im się łatwo przyznać. Szczególnie polubiłam bohaterkę "Detektora", w którą wcieliła się Masza Wągrocka. O ile reszta odcinków stanowi dla mnie zamkniętą całość i nie czuję potrzeby powrotu do tych historii, to sarkastyczną Ewkę chętnie zobaczyłabym na ekranie jeszcze raz.
"Planeta Singli. Osiem historii" nie jest produkcją bez wad. Niektóre żarty nie śmieszą, dialogi czasami pozostawiają wiele do życzenia, a nie wszystkie odcinki wciągają tak samo. Całość oceniam jednak pozytywnie. Nie spodziewałam się tego, ale miłosna antologia Canal+ mnie zaskoczyła i mimo niedociągnięć, zostawiła głód na więcej. Jest to idealny serial na jesienno-zimowe wieczory, w które marzymy tylko o tym, by okryć się kocem i z kubkiem herbaty w ręku zobaczyć coś miłego, co rozgrzeje nasze zmarznięte serca.
Ocena: 4/6