Netflix: Seriale
Ocena
serialu
7,5
Dobry
Ocen: 573
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Seriale na jesienną chandrę. Na poprawę humoru w szare wieczory

Jesień zbliża się wielkimi krokami, dzień staje się coraz krótszy, wkrótce liście opadną z drzew, a pogoda uraczy nas dołującą szarówką i niskimi temperaturami. Gdy dopadnie nas jesienna chandra, humor zawsze poprawią seriale telewizyjne, czasem zalewające nas tak potrzebnym ciepłem, a innym razem przypominające, że nie jest źle i zawsze może być gorzej.

"Ted Lasso"

Tytułowy bohater jest trenerem footballu, który przyjeżdża do Anglii, by uratować podupadającą drużynę piłki nożnej. Wyróżnia się optymistycznym, wręcz naiwnym podejściem do życia. Gdy oczekujemy, że oto cyniczni i zgorzkniali ludzie zaczną wykorzystywać Teda, okazuje się, że nie tędy droga. Trener powoli trafia do wszystkich osób ze swojego otoczenia dzięki otwartości, cierpliwości i zrozumieniu. 

Jednocześnie serial nie zapomina, że on też jest człowiekiem. Ted ma swoje traumy i porażki, z którymi musi się zmierzyć. Chociaż codziennie stara się być najlepszą wersją siebie, często przychodzi mu to z ogromnym trudem. Tym większe wrażenie robi na widzach, gdy wybacza błędy i nastawia drugi policzek. Każdy z nas czasem potrzebuje Teda Lasso. 

Reklama

Przy okazji: udajmy, że trzeci sezon nie istnieje.

"Hoży doktorzy"

Serial opowiada o rezydentach w Szpitalu Świętego Serca. Bohaterowie zdobywają doświadczenie pod okiem lekarzy, od których sarkazmu uczył się doktor House. Do życia podchodzą z humorem, jednocześnie konfrontując się z codziennymi radościami, troskami i tragediami swoich pacjentów. Czasem, mimo najszczerszych chęci, nie mogą nic zrobić. 

Tragizm łączy się z komizmem i absurdalnym humorem, podkreślanym przez barwną obsadę drugoplanową. W tle miga chirurg uzależniony od dawania piątek, niekompetentny prawnik szpitala, którzy nie może uwolnić się od wpływu swojej matki, oraz woźny z piekła rodem, który za cel honoru postawił sobie zniszczyć życie głównemu bohaterowi. "Hoży doktorzy" to sporo śmiechu i wiele szczerych wzruszeń. 

"Przyjaciele"

Tak, niektóre elementy "Przyjaciół" bardzo źle się zestarzały. Tak, Ross jest toksycznym gościem, który w ciągu dziesięciu sezonów nic się nie nauczył, a pod koniec i tak jest z miłością swojego życia. Tak, żarty z nadwagi młodej Moniki są okropne. Tak, przy niektórych dowcipach wnętrzności skręcają się z niezręczności. 

Niemniej "Przyjaciele" wciąż mają te momenty ciepła, które zaważyły o ogromnej popularności historii szóstki młodych dorosłych z Nowego Jorku. Na każdy odcinek z duchem matki Phoebe zaklętym w kocie przypada ten z zamianą mieszkań. Joey ma swoje wady i sezonu na sezon jest coraz głupszy, ale jest też źródłem kilku najbardziej podnoszących na duchu momentów w historii telewizji. I założył sobie surowego indyka na głowę. No bawi mnie to, co poradzę.

"Seinfeld"

Serial z cyklu "mogło być gorzej". Gdy nadejdzie jesienne załamanie pogody, liście opadną z drzew, a każdego dnia będzie szaro, smutno i zimno, pamiętajcie, że zawsze mogliście utknąć z czwórką bohaterów "Seinfelda". Niesamowite, że niemal 35 lat po swojej premierze kultowy sitcom tak dobrze ukazuje drobne nerwice i codzienne głupotki, które doprowadzają nas do szału. 

Prym wśród zblazowanych bohaterów wiedzie George Costanza, zagrany brawurowo przez Jasona Alexandra — zakompleksiony, głupi, samolubny, zdominowany przez rodziców, tchórzliwy neurotyk, który jest fizycznie niezdolny do odczuwania szczęścia. Gdy jesienna aura będzie Was dobijała, pamiętajcie: przynajmniej nie jesteście George'em. 

"American Vandal"

Bez wątpienia najmniej znana pozycja na tej liście. "American Vandal" ukazał się w momencie największej popularności seriali true crime. Jego bohaterowie również starają się rozwiązać tajemniczą sprawę. Zbierają dowody, przesłuchują świadków, zestawiają prawdopodobne wersje zdarzeń, snują teorie. Rzecz w tym, że wszystko odbywa się w środowisku licealistów, a śledztwa dotyczą... przestępstw nie najwyższej wagi. 

W pierwszym sezonie bohaterowie starają się odkryć, kto narysował męskie narządy płciowe na samochodach nauczycieli, w drugim kto dosypał środków na przeczyszczenie do szkolnego obiadu (co prowadzi nas do najbardziej epickiej sceny fekalnego humoru w historii telewizji). Wszystko w stuprocentowo poważnej aurze, która tylko podkreśla brak powagi całej historii.

"The Office"

Pierwszy sezon amerykańskiej wersji "The Office" jest koszmarny. Niezręczność nie bawi, a większość bohaterów jest odpychająca. Twórcy jakimś cudem dostali kolejną szansę i wyszli na prostą w drugim sezonie. Zamiast robić ze swoich bohaterów najgorszych ludzi na świecie, skupili się na tym, co w nich dobre. 

Związek Jima i Pam jest jednym z najfajniejszych w historii telewizji. Z kolei Michael z najgorszego szefa na świecie staje się... najgorszym szefem na świecie, który chce jak najlepiej, ale nie do końca potrafi. Poziom jak zawsze podbija drugi plan. Moim osobistym ulubieńcem jest Creed Bratton, staruszek, którego nie podejrzewasz o nic złego, a który najpewniej popełnił w swoim długim życiu wszystko, co najgorsze. 

"Parks and Recreation"

Tak jak "The Office", "Parks and Recreation" potrzebowało pierwszego sezonu na określenie swojego głosu i charakteru. Gdy w końcu go znajduje na przełomie drugiego i trzeciego sezonu, zaczyna się festiwal złota. Komediowym skarbem jest tutaj Nick Offerman w roli Rona Swansona, libertariańskiego szefa wydziału parków i rekreacji. Dla niego i jego wąsów warto zainwestować swój czas w siedem sezonów serialu. 

I dla małego Sebka, najwspanialszego kucyka na świecie. I dla Leslie Knope, urzędniczki, która naprawdę chce zmienić świat na lepsze — przydałoby się więcej takich, prawda?

"Dobre miejsce"

Główna bohaterka serialu po nagłej (i wyjątkowo głupiej) śmierci trafia do nieba, w której czeka na nią wieczność w szczęściu i spełnieniu. Rzecz w tym, że protagonistka wie, jak minęło jej ziemskie życie. Była osobą wyjątkowo wredną i samolubną. Na pewno nie zasłużyła sobie na "dobre miejsce". Pomyłka w niebiańskiej papierologii? Druga szansa od sił wyższych? Nieważne, jak dają, to bierz. Tylko co to za "dobre miejsce", skoro tak trudno zaznać w nim szczęścia? 

"Dobre miejsce" to jednej z oryginalniejszych sitcomów ostatnich lat, ze świetnym pomysłem wyjściowym i zaskakujący widza na każdym kroku. 

"Zdrówko"

Każdy chciałby mieć takie miejsce, gdzie wszyscy znają twoje imię i cieszą się, że przyszedłeś. "Zdrówko" jest kwintesencją seriali komediowych z lat osiemdziesiątych. Historie z morałem, humor, który dziś trąci już myszką i gwiazdy kina, które wtedy stawiały swe pierwsze kroki przed kamerami (Woody Harrelson jako niezbyt bystry barman kradnie show). 

W większych ilościach pewnie zmęczy, ale od czasu do czasu warto zajrzeć do baru Sama Malone'a (Ted Danson), w którym zawsze można napić się w dobrym gronie i powiedzieć, co komu leży na sercu. 

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy