"Korona królów": Robert Gonera nie zachwyca się sobą...
Robert Gonera, czyli Jan Grot z "Korony królów", wyznał niedawno w wywiadzie, że nie ma o sobie - jako aktorze - zbyt dobrego zdania. - Nie zachwycam się sobą - stwierdził i dodał, że tylko wtedy, kiedy spędza czas ze swoimi dziećmi, ma świadomość, że coś mu się w życiu naprawdę udało.
Robert Gonera, który po raz pierwszy stanął przed kamerą prawie 30 lat temu (zadebiutował rolą Jacka Zybiga w filmie "Marcowe migdały" Radosława Piwowarskiego), ma na swoim koncie mnóstwo znakomitych ról filmowych, serialowych i teatralnych. Aktor daleki jest jednak od zachwycania się swoimi umiejętnościami i talentem, choć wie, że widzowie bardzo go lubią i cenią.
- Sympatia publiczności to największa zachęta do uprawiania zawodu aktora - mówi.
- Ale tego entuzjazmu, jaki wykazują wobec mnie widzowie, nie mam - dodaje.
Robert Gonera nie kryje, że były w jego życiu chwile, kiedy chciał schować się przed całym światem. Myślał nawet o tym, by rzucić aktorstwo i zostać... drwalem.
- Od aktora wymaga się, żeby zawsze był w dobrym momencie, trwał w stanie zahibernowanej euforii. To oczywiście nierealne... - wyznał w rozmowie z magazynem "Gala".
Odtwórca roli Jana Grota w "Koronie królów" twierdzi, że musiał się bardzo długo uczyć, jak żyć, by być w zgodzie z tym, co go spotyka. Poczuł się szczęśliwy dopiero wtedy, gdy zrozumiał, że największą radość sprawia mu nie to, co robi jako aktor, ale to, że jest ojcem.
- Kiedyś na chwilę straciłem kontakt z dziećmi - wspomina aktor, który po rozstaniu z żoną Karoliną Wolską musiał stoczyć sądową batalię o prawo do częstszego widywania się z synami, bo po rozwodzie mógł spotykać się z Teodorem i Leonardem jedynie dwa razy w roku.
- Teraz jestem w niezłym momencie życia. Prawdziwa radość nie dotyczy jednak mojego zawodu... Znajduje się zupełnie gdzie indziej. To chwile, które spędzam z dziećmi i widzę, że jest im ze mną dobrze - mówi.