"Korona królów": Pasja, walka i namiętności
Najbardziej lubi te sceny, w których wsiada na konia i walczy z wrogiem. – Czasami warunki na planie nie są łatwe, ale jestem perfekcjonistą i gram najlepiej, jak potrafię – mówi nam Mateusz Król.
Jak to się stało, że Mateusz Król został królem?
- Wierzę, że jakiś los jest nam pisany, choć akurat w tym przypadku było prozaicznie. Poszedłem na casting i go wygrałem. Już po pierwszym etapie czułem, że się uda. A gdy doklejono mi brodę, wiedziałem, że jestem brany pod uwagę.
Niektórym widzom nie pasuje pana twarz, bo kłóci się z podobizną króla Kazimierza Wielkiego z naszej niebieskiej 50-złotówki. Ale tam Kazimierz jest dużo starszy.
- Wyobrażenia są różne, bo w tamtym czasie nie było aparatów fotograficznych. Malarze malowali tak, jak życzyli sobie tego królowie. Czytałem w jednym źródle, że Kazimierz był wysoki, a w innym, że tęgi i nie za duży. Zdaje się, że Wielki oznacza, iż był silną osobowością, zrewolucjonizował przecież kilka filarów polskiego życia w średniowiecznej Polsce.
Poznajemy Kazimierza jako 15-letniego młodzieńca, poddawanego szybkiemu kursowi dojrzewania...
- ...tak szybkiemu, że w drugim odcinku ma już 23 lata! Dla współczesnego nastolatka jest to nie do pomyślenia, że ojciec budzi go rano, daje do ręki miecz, a on wsiada na konia i walczy. Ale jazda konna to chyba najprzyjemniejsza część pracy w tej w produkcji. Dlatego życzyłbym sobie, żeby w serialu było więcej hippiki i scen batalistycznych. Marzą mi się sceny - pięćdziesiąt koni na sto koni! Takie, jak prawie 60 lat temu potrafił zrobić Aleksander Ford w "Krzyżakach". Tamci średniowieczni bohaterowie byli ludźmi czynu, a nie słowa. Prawdopodobnie w przeciwieństwie do dzisiejszych ludzi władzy, którzy są ludźmi słowa, powołującymi się na tamte czyny. A na ekranie pięknie wygląda akcja.
W serialu ważne są też emocje. Intrygi, trucizna na dworze...
- Nie pokazać namiętności tamtych czasów - to by było w ogóle nie do pomyślenia. I niekoniecznie mam tu na myśli seks i erotykę. Ukazanie realiów epoki jest bardzo istotne, bo w tamtych czasach było w ludziach prawdopodobnie więcej niż dziś pasji, wigoru.
Dobrze pan się czuje w kostiumie z tamtej epoki?
- Nogawice pięknie wyglądają, zimą można je podciągnąć, latem zdjąć. Łatwo się nimi powachlować, ale mimo to strasznie jest w takim kostiumie gorąco - w czasie letnich zdjęć był z tym kłopot.
Pięć lat temu skończył pan łódzką Filmówkę, teraz gra w warszawskim Teatrze Współczesnym. A skąd pan pochodzi?
- Z Łodzi. Do tej pory moje życie kręciło się wokół teatru i nigdy nie zamierzam z niego zrezygnować. Ale plan "Korony..." też cenię - codziennie uczę się, jak się poruszać przed kamerą, co nie jest dla mnie zupełnie proste, plan serialu rządzi się swoimi prawami, a ja jestem perfekcjonistą, nigdy nie odpuszczam.
Rozmawiała BOŻENA CHODYNIECKA