"Fear the Walking Dead": Madison kontra reszta świata [recenzja]
„Fear the Walking Dead” nigdy nie miał, powiedzmy sobie szczerze, prostej drogi do sukcesu. Jako partnerska produkcja ogromnego hitu, jakim przez lata stał się „The Walking Dead”, nie można było ominąć mniej lub bardziej zasadnych porównań czy krytyki.
Po dość dobrym pierwszym sezonie, potknięciach w drugim i w końcu bardzo dobrej trzeciej serii, przychodzi pora na czwartą odsłonę "Fear...". Jak na razie wydaje się najlepszą ze wszystkich, bijąc równocześnie na głowę kilka ostatnich serii "The Walking Dead".
Fabuła, bohaterowie, interesujące rozpoczęcie akcji oraz połączenie dwóch "światów" w oczekiwanym crossoverze pomiędzy obiema produkcjami sprawiają, że premierowych odcinków "Fear the Walking Dead" po prostu nie można przegapić.
Jednym z pierwszych argumentów "za" jest zaangażowanie nowych aktorów oraz wprowadzenie świetnych drugoplanowych postaci (jak dla mnie o wiele bardziej interesujących niż rodzinna Ottów w trzeciej serii).
Poznajemy Johna (Garret Dillahunt), tajemniczego mężczyznę, który wybawia z opresji kilku bohaterów i jest straszną gadułą. Jego postać będzie miała z pewnością dość duży wpływ na rozwój przyszłych wydarzeń.
Ja nie mogę się doczekać, miejmy nadzieję zbliżającego się wielkimi krokami, spotkania Johna z Madison (Kim Dickens) - i Dillahunt, i Dickens parę lat temu występowali razem w "Deadwood".
Dla fanów obu produkcji będzie to z pewnością dodatkowy plus, podobnie zresztą jak w trzeciej serii, kiedy w rolę Jeremiaha Otto wcielił się Dayton Callie - aktor, który również pracował z Dickens na planie produkcji HBO.
Kolejną ciekawą postacią jest Althea (Maggie Grace). Motywacje, jakimi kieruje się ta bohaterka, w świecie po apokalipsie, są bardzo interesujące i bardzo oryginalne.
Jest to także świetny sposób na przedstawienie historii innych postaci. Najmniej na razie można powiedzieć o Naomi (Jenna Elfman) - z kim zawrze sojusz? Jak ułożą się jej relacje z resztą ekipy?
I na koniec zostaje Morgan (Lennie James). Bohater "The Walking Dead", którego w tym sezonie będziemy mogli oglądać w "Fear...", zjawia się w świecie Madison i przyznajmy, wygląda na to, że sporo namiesza.
Czy uda mu się dojść do porozumienia z grupą Madison, czy razem przeciwstawią się nowemu zagrożeniu i będą w stanie wzajemnie sobie pomóc? Co wreszcie działo się ze Strandem (Colman Domingo), Alicią (Alycia Debnam-Carey), Nickiem (Frank Dillane) i Madison?
Po zniszczeniu tamy bohaterowie próbują odnaleźć się w nowej sytuacji i nawet na chwilę udaje się im odetchnąć od wszelkich problemów. Idylla nie trwa jednak długo, a to co udało się zbudować Madison może bardzo szybko obrócić się w ruinę. Co ciekawe, nowe zagrożenie, to nie tylko zastępy zainfekowanych. Tym razem grupa będzie musiała się zmierzyć z najgroźniejszym jak dotąd przeciwnikiem.
Nie należy również zapominać o nowych sojuszach, zmianach w relacjach w grupie Madison, czy powrocie Luciany (Danay Garcia), co cieszy mnie niezmiernie.
Oprócz tego trzeba pochwalić twórców za sprawne wprowadzenie "nowicjuszy" i zachowanie równowagi pomiędzy wszystkimi bohaterami.
Często wprowadzając postać z serialu-matki lub nową postać graną przez bardziej znanego aktora do ustabilizowanej już produkcji scenarzyści starają się za wszelką cenę wysunąć ją na pierwszy plan.
W "Fear..." jak na razie tego nie zrobiono, a raczej postarano się, aby większość postaci miała możliwość interakcji. Pozwala to na wykorzystanie wszystkich aktorów (nikt nie zostaje odsunięty na bok) i rozwijanie wątków wszystkich bohaterów.
Nick zmaga się z nowymi problemami; Madison próbuje zapanować nad chaosem, a Alicia ma coraz więcej okazji do sprawdzenia się w roli przywódczyni.
Dwa pierwsze odcinki "Fear the Walking Dead" stanowią bardzo dobrą podbudowę dla reszty sezonu. Po kilku niezbyt satysfakcjonujących opowieściach o nieumarłych możemy mieć nadzieję na naprawdę dobrą historię.
Premierowy odcinek czwartego sezonu "Fear the Walking Dead" zadebiutuje 23 kwietnia o 22:00 na antenie AMC. Kolejne odcinki będą emitowane w poniedziałki.