Filip Gurłacz: O nim jest coraz głośniej!
Filip Gurłacz nie zwalnia tempa. Aktor znalazł się w stałej obsadzie premierowego serialu "Dzielnica strachu", a już niebawem wchodzi na plan kolejnego sezonu "Stulecia Winnych". Kilka miesięcy temu został tatą i jak sam przyznaje narodziny syna całkowicie przewartościowały jego dotychczasowe życie.
Pod koniec sierpnia miała miejsce premiera nowego serialu "Dzielnica strachu", gdzie po raz kolejny w swojej karierze wcielasz się w bad boya!
Rzeczywiście producenci i reżyserzy dość często obsadzają mnie w rolach negatywnych bohaterów. W "Watasze" grałem młodego Gauzę, syna lokalnego mafioza, w "Stuleciu Winnych" mój bohater był bon vivanatem, a w "Dzielnicy strachu" jestem "Hrabią", który przejmuje schedę po zmarłym ojcu, który trząsł całym Gorczakiem, czyli tytułową dzielnicą strachu.
Jak dostałeś rolę Marcina Potocznego, zwanego Hrabią?
Nagrałem self-tape w domu, a potem zostałem zaproszony na zdjęcia próbne, które trwały kilka dni. Producentom i reżyserowi zależało na tym, żeby między aktorami była "chemia". Szczególnie pomiędzy Marcinem a matką (Grażyna Strachota), z którą jest związany emocjonalnie, co gorsza nadal z nią mieszka! (uśmiech-przyp. red.).
A wiesz, że nawet jesteście do siebie podobni!
Wszyscy tak mówią! Co więcej doszukują się podobieństwa między mną a Andrzejem Młynarczykiem, moim serialowym, starszym bratem.
Filip Gurłacz musiał odejść z "M jak miłość" za karę?
Polubiłeś Hrabiego?
Zdecydowanie! Jestem synem nieżyjącego króla dzielnicy, noszę złoty łańcuch, skórę, trzęsę całą dzielnicą i wszyscy się mnie boją (uśmiech-przyp. red.) Gangsterka jest naturalnym środowiskiem Hrabiego, w którym to on stanowi prawo. Kpi z policji i nawet na komendzie potrafi zaśmiać się w twarz. Nie miałem dotąd okazji zagrać postaci, która ma taką władzę i co tu dużo mówić - bardzo mi się to podoba (uśmiech-przyp. red.).
Masz jakikolwiek wpływ na scenariusz, dialogi?
Scenariusz jest świetnie napisany, a reżyser Mariusz Wojaczek daje nam dużo przestrzeni i jest otwarty na nasze propozycje, czy ewentualne zmiany. Różnie z tym bywa, są reżyserzy, którzy sami nie do końca wiedzą, czego chcą i wówczas mam poczucie, że jestem twórcą a nie odtwórcą, a to wpływa na komfort pracy, a właściwie brak komfortu. Nie mam ambicji reżyserskich, jestem aktorem i potrzebuję anioła stróża, który ma jasno określoną wizję.
Polski przemysł telewizyjny rośnie w siłę. Jak w tym bogatym i różnorodnym oceanie złowić piękną rybę, patrz dobrą rolę?
Nie jestem aktorem, który może wybierać, przebierać, czy odrzucać propozycje zawodowe. Mimo krótkiego stażu aktorskiego doświadczyłem już klęski urodzaju i tak intensywnej pracy, że nie miałem czasu złapać oddechu. Trudno było mi z czegoś zrezygnować i Nie rozciągałem dobę w nieskończoność. Miałem taki moment, kiedy nagrywaliśmy w Bieszczadach zdjęcia do "Watahy", że kursowałem pomiędzy Rzeszowem, Legnicą, gdzie pracowała i mieszkała moja żona, Białymstokiem i Wrocławiem, w którym gram w "Pierwszej miłości".
"Dzielnica strachu": Nowy serial w tv
Twoja żona, która również jest aktorką pracuje w Teatrze w Legnicy, Ty z kolei jeździsz po całej Polsce z różnymi projektami. Macie swoje miejsce na ziemi?
Teraz wszyscy, czyli cała nasza trójka mieszka w Warszawie i tak pewnie zostanie.
Obok wszystkich ważnych ról od stycznia grasz tę najważniejszą - rolę świeżo upieczonego taty!.
Tu nie ma co grać! Tu trzeba być (uśmiech-przyp. red.)
Dotknąłeś już tej bezgranicznej, bezwarunkowej miłości?
Mimo pandemii udało się nam zorganizować poród rodzinny i mogę powiedzieć jedno - jak się rodzi dziecko to rodzi się również ojciec. Poczułem, że stałem się dorosłym mężczyzną, przestałem udzielać się towarzysko, rzuciłem wszystkie złe nawyki, nawróciłem się i stałem się innym człowiekiem.
Mówiąc o nawróceniu, masz na myśli duchową stronę życia?
Zanim narodził się Michał zadawałem sobie mnóstwo pytań, na które nie znałem właściwej odpowiedzi. Nie wiedziałem, dokąd zmierzam, co jest ważne i jaki jest sens tego wszystkiego. Dziś moim fundamentem jest rodzina, Bóg i kościół.
Mam wrażenie, że mówienie dziś głośno o wierze i potrzebie rozwoju duchowego jest aktem odwagi. Dziękuję tobie za tę otwartość.
Nie ukrywam, że przez wiele lat byłem po drugiej stronie barykady, o instytucji kościoła miałem raczej nienajlepsze zdanie. A potem zrozumiałem, że to jest religia dla grzeszników. Można upaść, ale można się podnieść. Jeśli jestem chory idę do lekarza, jeśli grozi mi niebezpieczeństwo dzwonię na policję, a jeśli czuję, że potrzebuję duchowego wsparcia, idę do kościoła.
Ola Siudowska/AKPA