Ten serial zniszczy wam serce. Nowość od Netflix to wyciskacz łez

Ma miliony na koncie, tysiące fanów i przydomek "następca Nadala". W nowej produkcji Netflixa Carlos Alcaraz zrzuca jednak swój wieczny uśmiech. Płacze, krzyczy, mówi o samotności, wypaleniu i presji. "Carlos Alcaraz: W swoim stylu" to intymny, trzyodcinkowy dokument, który po raz pierwszy tak otwarcie pokazuje kulisy życia jednego z największych fenomenów współczesnego tenisa. Czy to najbardziej szczera opowieść o cieniu sławy, jaką widzieliśmy w świecie sportu w ostatnich latach? Sprawdziliśmy.

Carlos Alcaraz: Następca Rafaela Nadala

Netflix konsekwentnie rozwija swoją sportową ofertę, tym razem oddając hołd jednemu z największych talentów współczesnego tenisa. Po dwóch sezonach serii "Break Point" oraz pokazowym meczu "Netflix Slam" z udziałem Rafaela Nadala i Carlosa Alcaraza, przyszła pora na produkcję w pełni poświęconą młodemu Hiszpanowi. "Carlos Alcaraz: W swoim stylu" to trzyodcinkowy dokument, który zabiera widzów za kulisy życia sportowca okrzykniętego następcą legendarnego Rafy Nadala. 

Tym razem Netflix oddaje Alcarazowi głos i przestrzeń, której wcześniej zabrakło - platforma marginalnie potraktowała go w "Break Point". Teraz już wiemy dlaczego. Szykowali mu pełny dokument. Kamery towarzyszyły mu przez cały sezon 2024, zarówno na korcie, jak i poza nim, tworząc intymny portret chłopaka, który nie chce być kolejnym Nadalem, ale Carlosem "w swoim stylu".

Reklama

Tytuł może wydawać się nieco ckliwy, ale szybko okazuje się celny. Bowiem ten dokument to przede wszystkim historia o presji bycia "nowym królem", która potrafi nie tylko motywować, ale i niszczyć. To opowieść o radzeniu sobie z byciem "następcą Nadala" i o próbie odnalezienia własnej tożsamości. Alcaraz, choć dopiero wchodzi w dorosłość, ma na barkach oczekiwania całego sportowego świata. Chce się od nich odciąć, zachowując własne "ja". Problem w tym, że bycie sobą w świecie sportu zawodowego nie zawsze jest łatwe. I właśnie ten konflikt - wewnętrzny, cichy, ale bardzo realny - stanowi o sile dokumentu.

Znam go z kortu. Czy jest inny niż na ekranie?

Nie będę ukrywać - ten dokument był dla mnie bardzo osobisty. Spotkałam Carlosa Alcaraza po raz pierwszy w 2023 roku na Roland Garros, gdzie miałam okazję uczestniczyć w jego otwartym treningu. Po jego zakończeniu zamieniliśmy dwa zdania i zrobiliśmy sobie zdjęcie. W 2024 roku nasze drogi skrzyżowały się na Laver Cup i ATP Finals, gdzie jako dziennikarka Interia Sport codziennie byłam obecna na jego treningach, konferencjach prasowych, a nawet miałam z nim wywiady 1 na 1.

Carlos zawsze był serdeczny, otwarty, uśmiechnięty. To ten typ, który zawsze znajdzie dla ciebie czas i będzie uśmiechnięty nawet wtedy, gdy wejdzie na konferencję jako przegrany. W środowisku dziennikarskim uchodzi za najbardziej pozytywnego tenisistę w tourze. Tym większe było moje zaskoczenie (i uznanie), gdy w dokumencie pokazał zupełnie inną twarz. Pełną smutku, niepokoju, wątpliwości. Ten kontrast był jak brakujący puzzel, który pozwolił mi lepiej zrozumieć jego trudniejsze momenty zeszłego sezonu. 

Zniknęła aura chłopaka, któremu wszystko wychodzi, a pojawił się człowiek z krwi i kości, który, jak każdy z nas, czasem wątpi, płacze i się boi.  Nie powiedziałabym, że na żywo jest inny. Jego oblicze w dokumencie Netflixa po prostu dopełniło całości. 

"Carlos Alcaraz: W swoim stylu": Historia mentalnej walki mistrza

"Carlos Alcaraz: W swoim stylu" nie jest dokumentem dla każdego. Nie wprowadza widza w świat tenisa, nie tłumaczy, kim jest Alcaraz - wręcz przeciwnie, od razu wrzuca na głęboką wodę. Pokazuje, że tenis to gra tocząca się w dwóch przestrzeniach: na korcie i w głowie. I że czasem ta druga bywa trudniejsza do wygrania.

W dokumencie zaskakuje nie to, że Alcaraz dopuszcza kamery tak blisko, ale jak szczerze opowiada o swoich słabościach. O momentach, w których myślał o rzuceniu tenisa. O tym, jak źle znosi kontuzje i długie miesiące poza domem - tenisiści są na turniejach 10 miesięcy w roku. Carlos mówi wprost: nie radzi sobie z presją, czasem jedzie na turniej z przymusu, a nie z pasji. Zamiast mieszkać w luksusowej willi, wciąż żyje z rodziną w bloku, ponieważ wtedy czuje się dobrze. 

Reżyserzy dokumentu nie próbują tworzyć pomnika. Demontują mit chłopaka z nieustannym uśmiechem. Pokazują frustrację, łzy, wahania. Widzimy Carlosa, który po porażkach wali rakietą o kort, i który płacze mimo zdobycia srebrnego medalu na igrzyskach w Paryżu. Podjęta zostaje bowiem próba genezy tego, co się dzieje, gdy sukces przychodzi tak szybko, tak intensywnie. Najmłodszy lider rankingu ATP w historii, miał 19 lat, gdy objął prowadzenie, zderza się z pytaniem: „czy cena sukcesu nie jest zbyt wysoka?”.

Wypowiedzi jego teamu, a także komentarze tenisowych legend - Nadala, Borga, McEnroe - tworzą kontekst tej osobistej walki. Bohaterem nie jest tylko Alcaraz, ale także ludzie, którzy mu towarzyszą. Czasem kosztem własnych rodzin i życia prywatnego. Agent, który od dwóch dekad spędza urodziny na turniejach. Trenerzy, którzy rezygnują z wolnych dni, by go wspierać, a jeden, choć się rozwiódł, to i tak dołączył do Carlosa. Wszystko po to, by chłopak nie stracił najważniejszego - radości z gry. 

Tu wbija w fotel, gdy słyszymy jego agentów i trenerów mówiących, że zostaną z nim nawet wtedy, gdyby zdecydował, że nie chce już być liderem rankingu. Poruszają słowa jego menadżera, jak mówi, że go kocha, dlatego najgorsze, co mógłby od niego usłyszeć, to to, że osiągnął w tenisie wszystko, ale był nieszczęśliwy. Bowiem najważniejsze dla nich, by Carlitos był szczęśliwy

Droga do szczęścia, nie do rekordu

Choć "Carlos Alcaraz: W swoim stylu" nie oferuje pełnego wprowadzenia dla laików, to właśnie jego hermetyczność i bezkompromisowa szczerość czynią z niego fascynujący dokument. To nie materiał dla kogoś, kto chce tylko zobaczyć skróty meczów czy efektowne uderzenia. To seria dla tych, którzy chcą zrozumieć, jak samotny potrafi być szczyt. Przypowieść dla tych, którzy chcą zrozumieć, jaką cenę płaci się za marzenia i jak trudno jest nie zgubić siebie w świecie pełnym oczekiwań. 

Najmocniejsze wrażenie robi finałowa deklaracja Carlosa: "Trzeba pamiętać, że poczucie szczęścia też jest sukcesem". To zdanie staje się osią całej narracji. Alcaraz nie odcina się od ambicji. Nadal chce być jednym z najlepszych w historii - ale nie za wszelką cenę. Podobna rada pada zresztą ze słów 22-krotnego triumfatora wielkoszlemowego i mistrza olimpijskiego Rafaela Nadala, który był na topie przez 20 lat. Dokument pozostawia nas z pytaniem, które sam Carlos zadaje sobie coraz częściej: "czy naprawdę warto poświęcić wszystko dla rekordu?".

Netflix stworzył coś więcej niż sportowy portret . To intymna rozprawka o dorastaniu w blasku reflektorów, o samotności wśród tłumów i o odwadze, by szukać własnej drogi w świecie, który woli porównania i rekordy zamiast indywidualności. W tym sensie "Carlos Alcaraz: W swoim stylu" jest nie tylko ważnym głosem w sportowej dyskusji, ale też uniwersalną opowieścią o potrzebie bycia sobą. Nawet wtedy, gdy cały świat patrzy. Nic dodać, nic ująć - 10/10. Taka jest moja ocena. 

"Carlos Alcaraz: W swoim stylu" jest już dostępny w serwisie Netflix. Poniżej możecie zobaczyć zwiastun dokuemntu. 

ZOBACZ TEŻ: 

O pracy mówi chętnie, ale o rodzinie - niekoniecznie. Skąd taka decyzja?

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Netflix: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy