Znienacka ogłosił w sprawie testamentu. "Nic po sobie nie zostawię!"
Edward Linde-Lubaszenko znany jest nie tylko z wielu znakomitych ról, ale też z ogromnej słabości do kobiet. Aktor czterokrotnie stawał na ślubnym kobiercu, doczekał się dwójki dzieci, przyznaje się w wywiadach do licznych romansów. Choć lada moment świętować będzie 86. urodziny, wciąż ma wielki apetyt na życie i nadal ogląda się za kobietami. "Uwielbiam kobiety, ale nienawidzę żon" - żartuje.
Edward Linde-Lubaszenko zdaje sobie sprawę z tego, że jest już - jak sam mówi - na ostatniej prostej, ale wcale się tym nie przejmuje.
"Mam skończone 85 lat, ale jak rano wstaję, to się gimnastykuję i... wraca mi młodość" - stwierdził w najnowszym wywiadzie.
"Człowiek czuje się albo dobrze, albo źle. Ja ciągle myślę, co zrobić, żeby zdrowie zachować i wiedzieć, kiedy umrzeć" - wyznał "Rewii".
Aktor nie kryje, że marzy, aby nie zostawić po sobie żadnych niezałatwionych spraw.
"Żadnych długów. Nigdzie i u nikogo" - mówi i dodaje, że chodzi mu nie tylko o długi finansowe, ale też moralne.
"Chcę wyjść stąd z czystą kartą. Wiem, że pójdę do nieba, więc muszę mieć czystą kartę, żeby mnie tam wpuścili" - powiedział w rozmowie z "Rewią".
Edward Linde-Lubaszenko był czterokrotnie żonaty. Z małżeństwa z Asją Łamtiuginą ma syna Olafa, z Beatą Paluch córkę Beatę. Oboje poszli w jego ślady. Odziedziczyli po nim talent, a w przyszłości odziedziczą też dobra doczesne, które zostawi po sobie.
"Jeśli będzie, co dziedziczyć" - żartuje.
Odtwórca roli Teodora Nowickiego w "M jak miłość" ogłosił niedawno, że nie ma zamiaru spisywać testamentu.
"Gdy już będę czuł, że nadchodzi ten czas, to pozamykam różne bankiety w restauracjach. Po co to zostawiać? Żeby później inni bankietowali? Skoro ja mogę jeszcze sam dobrze zahulać i to za swoje, to nie będę sobie żałować" - oświadczył w cytowanym już wyżej wywiadzie.
Jedyne, co Edward Linde-Lubaszenko chciałby zostawić po sobie, są... wspomnienia. Na razie jednak - jak zapewnia - nigdzie się nie wybiera, bo wciąż chce mu się żyć. Uważa, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa ani jako aktor, ani jako mężczyzna. Całkiem niedawno zdradził, że rozgląda się za kobietą, która nie będzie parła do ślubu.
"Małżeństwo i szczęście to się wyklucza. Prawdziwe szczęście daje samotność i spolegliwa kochanka. Spolegliwa w dobrym sensie, czyli taka, na której można polegać" - powiedział w rozmowie z "Gazetą Polską".
Aktor uwielbia kobiety, ale twierdzi, że wybiera na partnerki nie te, które powinien.
"Trafiałem na te niewłaściwe. Kobiety są fantastyczne, ale ja mam do nich pecha" wyznał dziennikarce "Gazety Krakowskiej".
Dziś Edward Linde-Lubaszenko skupia na się na tym, co tu i teraz - nie rozpamiętuje przeszłości, ale też nie wybiega myślami za bardzo w przyszłość.
"Wchodzę powoli w smugę cienia, ale z całych sił bronię się przed starością. Najważniejszą bronią przeciwko starości jest niegasnąca ciekawość świata. I umiejętność śmiania się, nawet z samego siebie, w najtrudniejszych momentach" - stwierdził na łamach "Dziennika Polskiego".