Sebastian Stankiewicz świętuje 45. urodziny. To nie tylko filmowy śmieszek
Jeden z najlepszych polskich aktorów charakterystycznych, Sebastian Stankiewicz, świętuje właśnie swoje 45. urodziny. Długo kojarzony był głównie z rolami komediowymi oraz epizodami. Udało mu się jednak wyjść z szuflady i od kilku lat udowadnia, że nadaje się nie tylko na ekranowego śmieszka.
"Jestem aktorem charakterystycznym, wyglądam jak wyglądam i uczyniłem z tego atut. Staram się, by moje kreacje były jak najbardziej wiarygodne. We wszystko, co robię wkładam całe serce. Tak już mam" - Sebastian Stankiewicz mówił w rozmowie z "Tele Tygodniem". Po kilkunastu latach grania epizodów wreszcie dostał szansę, by pokazać pełnię talentu. I dobrze ją wykorzystał.
Urodził się w 1978 roku w Bolesławcu. Od najmłodszych lat wykazywał talent aktorski. Już jako mały chłopiec odkrył, że ma zdolność rozśmieszania ludzi. Jego vis comica dała się poznać na niezliczonych akademiach szkolnych. Talent aktorski ma we krwi. W rodzinie od strony babci nie brakowało utalentowanych kobiet. "Ciotki mojej babci były znane pod pseudonimami Loda i Zizi Halama. Zasłynęły jako powojenne aktorki rewiowe, które występowały u boku Adolfa Dymszy i Eugeniusza Bodo. Poza tym moja babcia pracowała w kinie objazdowym, a tata za dzieciaka chodził do szkoły baletowej. Po latach czuję, że to wszystko musiało zapisać się gdzieś w moich genach. Przecież znikąd to moje aktorstwo się nie wzięło" - wyznał w jednym z wywiadów.
Gwiazdor ekranów jest wszechstronnie wykształcony: w latach 1997-1999 stawiał pierwsze aktorskie kroki w Studium Animatorów Kultury we Wrocławiu (specjalizacja teatralna), następnie studiował filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim (1999-2002), by w 2002 rozpocząć naukę na wydziale lalkarskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu, którą ukończył w 2006 roku. Od tego czasu regularnie gości na ekranach telewizyjnych i kinowych i deskach teatralnych.
Jednak jego droga do aktorstwa nie była prosta. Na studia próbował się dostać aż sześć razy. W pewnym momencie stracił nadzieję. "Po szóstym nieudanym podejściu do egzaminu w szkole aktorskiej pomyślałem, że może powinienem wrócić do rodzinnego Głogowa. Zatrudnić się w miejskim domu kultury i tam prowadzić jakieś kółko teatralne. Miałem dwadzieścia cztery lata, prawie cała moja rodzina uważała, że powinienem wybrać ścieżkę prawnika albo lekarza. Na szczęście mój przyjaciel namówił mnie do złożenia papierów na wydział lalkarski we Wrocławiu, a zaraz po zakończeniu studiów na wyjazd do Warszawy. Skończyło się szczęśliwie - on jest dziś producentem, ja aktorem. Ale początki nie zapowiadały się szczególnie obiecująco" - przyznał w rozmowie z PAP.
W teatrze debiutował w 2008 roku w spektaklu "1 2 3 4 BABA JAGA PATRZY" w reżyserii Thomasa Harzema w Teatrze Wytwórnia. Występuje głównie we Wrocławiu, Wałbrzychu i Warszawie, gdzie stworzył niezapomniane kreacje docenione zarówno przez krytykę, jak i publiczność. Współpracuje m.in. z Teatrem Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, Teatrem Muzycznym "Capitol" we Wrocławiu i Teatrem Dramatycznym w Warszawie.
Dla filmu Stankiewicza odkrył Bodo Kox. To właśnie u niego debiutował w 2007 roku w nagradzanej niezależnej produkcji "Nie panikuj" u boku Marcina Dorocińskiego. Od tamtej pory Stankiewicz dzieli swój filmowy czas miedzy produkcjami niezależnymi (zagrał m.in. u Huberta Gotkowskiego, Dominika Matwiejczyka, Sebastiana Buttnego, Bena Talara) i produkcjami komercyjnymi. Stankiewicz dał się poznać szerokiej publiczności dzięki rolom w lubianych serialach (m.in. "Singielka", "Barwach szczęścia" czy "Świecie według Kiepskich") oraz filmach ("Listy do M.).
Jego kariera nabrała tempa w 2019 roku dzięki roli Filaka w nagrodzonym podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni filmie "Pan T." oraz wyróżnieniu za najlepszą drugoplanową rolę męską. Sebastian Stankiewicz przeszedł dzięki tej kreacji z aktorskiej poczekalni do zawodowej ekstraklasy.
Aktor długo czekał na tak ważną rolę. "Też, tak jak Filak, przyjechałem do Warszawy, by realizować swoje marzenia. Tylko że ja mam świadomość tego, że na marzenia trzeba zapracować. Zagrałem ogromną ilość epizodów, czasami zdarzały mi się role drugoplanowe" - zwierzał się wtedy Stankiewicz.
Od tamtej pory kojarzony był już nie tylko z rolami komediowymi. Aktor nie ukrywał, że cieszył się z takiego rozwoju kariery. Chociaż dotychczasowe wyzwania aktorskie sprawiały mu mnóstwo radości, marzył przede wszystkim, by postacie, w które się wciela, były różnorodne i ciekawe.
Artysta ma nadzieję, że reżyserowie częściej będą dostrzegać jego potencjał dramatyczny. "Nie grałem nigdy w serialu kryminalnym, a bardzo bym chciał. Zazwyczaj biorę udział w serialach komediowych. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się jakaś propozycja, dzięki której będę mógł pokazać swoje kolejne oblicze" - mówił w rozmowie z agencją Newseria Lifestyle.
Kilka miesięcy temu aktor zdobył się na odważne i szczere wyznanie, że był o krok od stoczenia się na dno. Alkohol, którym przed laty próbował zapijać smutek wywołany brakiem ciekawych propozycji zawodowych, stał się jego jedynym... pocieszycielem. Po ukończeniu studiów Sebastian Stankiewicz przyjechał do Warszawy i - jak mówi - zagubił się. "Marzyłem o graniu, o dobrych rolach, ale ich nie dostawałem" - wspominał w rozmowie z "Twoim Stylem".
Właśnie wtedy w życiu Sebastiana pojawił się alkohol. "Alkohol był pocieszeniem, kompensował marzenia, pomagał ratować poczucie własnej wartości" - przyznał otwarcie dodając, że bardzo bał się, że alkohol go... porwie. Sebastian Stankiewicz był postrzegany jako "facet robiący śmieszne rzeczy". Bardzo go to bolało. "Kiedyś szefowa castingu powiedziała mi: 'Jeśli potrafisz dobrze zagrać rolę komediową, to znaczy, że jesteś świetny i równie dobrze zagrasz rolę dramatyczną'. Ale musiałem poczekać, żeby takie role zaczęto mi proponować" - wspominał aktor.
Choć Sebastian Stankiewicz nie ma już powodów do zapijania smutków, wie, że musi się pilnować, bo drzemią w nim... dwa wilki. "Biały i czarny... Którego bardziej dokarmiasz, tym się stajesz. Kiedyś bardziej dokarmiałem czarnego, dziś białego".
Niedawno aktora można było zobaczyć w jednej z głównych ról w filmie "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle - prawdziwe historie polskich fortun". W trakcie prac nad produkcją Stankiewicz zaprezentował na Instagramie swoją metamorfozę. Nie tylko schudł, ale również... zapuścił włosy. "Nowa rola. Nowy charakter.... 10 kilo w dół. Zapuszczone włosy. Czego się nie robi dla głównej roli" - napisał pod fotografią.
Sebastian Stankiewicz zawsze miał duży dystans do siebie i nie widział potrzeby zmiany. "Ostatnio kolega mi mówił, że gdy nie było mnie na planie, ktoś pytał: 'Gdzie jest ten łysy z długimi włosami?'. Myślę, że to mnie wyróżnia. Na pewno mógłbym obciąć czy zgolić włosy dla roli, to samo z moją wagą. Dziewczyny zawsze naciskały, żebym trochę schudł, ale dla mnie moja waga nie jest problemem. Taki właśnie jestem, co nie znaczy, że nie dbam o siebie. Chodzę na siłownię, gram w piłkę, bo chcę być sprawny. A na potrzeby roli mógłbym bez problemu i schudnąć, i przytyć - Stankiewicz powiedział w rozmowie z PAP.