Przez wymagającą rolę nabawiła się choroby. Myślała, że to tylko stres

Daisy Ridley to 32-letnia aktorka, której światową rozpoznawalność przyniosła rola Rey w serii "Gwiezdne wojny". W jednym z wywiadów przyznała że, udział w produkcji diametralnie zmienił jej życie i wpłynął na poczucie własnej wartości. "Uczę się lubić siebie. Zaczynam czuć, że jestem w miejscu, w którym być powinnam. Pomogła mi praca z ludźmi, dzięki którym czułam się na planie dobrze i bezpiecznie. Czuję, że mogę wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię". Dodała przy tym, że zostanie hollywoodzką gwiazdą nigdy nie było jej ambicją.

W ostatnim czasie Ridley można regularnie oglądać na dużym ekranie. W filmie "Czasem myślę o umieraniu" wcieliła się w postać wycofanej, introwertycznej pracownicy biura. Z kolei w nowości Disneya o tytule "Dziewczyna i morze" sportretowała legendarną pływaczkę Trudy Ederle.

Daisy Ridley w najnowszym wywiadzie dla Women's Health wyznała, że nabawiła się Gravesa-Basedowa, czyli choroby autoimmunologicznej, związanej z zaburzoną pracą tarczycy. Aktorka została zdiagnozowana w zeszłym roku. Twierdzi, że to konsekwencja wymagającej roli w thrillerze psychologicznym Sama Yatesa o tytule "Magpie".

"Pomyślałam: 'Cóż, zagrałam naprawdę stresującą rolę, prawdopodobnie dlatego czuję się źle'" – mówiła 32-latka w rozmowie z Women’s Health.

Objawami choroby u aktorki było m.in. przyspieszenie akcji serca, utrata wagi oraz zmęczenie. "To było zabawne, myślałam wtedy: 'Och, pewnie jestem po prostu wkurzona na świat', ale okazało się, że przez to wszystko nie potrafiłam się w pełni zrelaksować" – powiedziała Ridley.

Czytaj więcej: Kultowa rola przyniosła jej sławę i mało filmowych propozycji. "Było cicho i dziwnie"