Ona jest w Polsce gwiazdą, ale mało kto wie, że ma również znanych rodziców
Julia Rosnowska od dziecka marzyła, by pójść w ślady swej sławnej mamy Bernadetty Machały-Krzemińskiej. Nie chciała jednak być z nią porównywana, więc... ukrywała, że są spokrewnione. Nie opowiadała też w wywiadach o ojcu, scenarzyście i producencie Stanisławie Krzemińskim. - Nie mówiłam o rodzicach, bo nikt mnie o nich nie pytał - żartuje dziś. Mało kto wie, że Julia jest wnuczką pisarki, której pamiętniki zainspirowały twórców serialu "Drogi wolności".
Julia Rosnowska miała 11 lat, gdy po raz pierwszy stanęła przed kamerą, by wcielić się w Sylwię w "Plebanii" - serialu, który dla TVP produkowała firma jej taty i w którym jej mama grała jedną z głównych ról.
"Od dziecka myślałam, żeby zostać aktorką, jak mama, ale miałam też inne pomysły na życie" - opowiadała Julia "Gali".
Kiedy po maturze zdecydowała się jednak kontynuować rodzinną tradycję, właśnie Bernardettę Machałę-Krzemińską poprosiła o pomoc w przygotowaniach do egzaminów do Akademii Teatralnej.
"Mama wciąż jest dla mnie najlepszą nauczycielką, jej uwagi są bardzo cenne, choć bywają surowe" - wyznała, kiedy po latach spotkały się na planie "Dróg wolności".
"W 'Plebanii' tylko statystowałam, z mamą tak naprawdę dopiero teraz spotykam się w pracy i muszę przyznać, że jest świetnie. Nie spodziewałam się, że tak dobrze będzie nam się razem pracować" - stwierdziła w rozmowie z "Tele Tygodniem".
Udział w inspirowanych dziennikami Wandy Krzemińskiej "Drogach wolności" dla obu aktorek był ogromnym przeżyciem. Dobrze przecież znały dzieje Wandy, które spisał jej syn - scenarzysta i producent Stanisław Krzemiński, czyli ojciec Julii.
"Przez całe życie czułam obecność babci, choć nigdy jej nie poznałam. Jestem do niej bardzo podobna, co widzę na zdjęciach. Używam jej panieńskiego nazwiska" - mówiła Julia Rosnowska "Kropce TV", dodając, że już w podstawówce podpisywałam się nazwiskiem babci w liścikach do koleżanek.
36-letnia aktorka potwierdziła w wywiadzie dla "Dziennika", że fabuła serialu "Drogi wolności" oparta jest na wspomnieniach matki jej ojca.
"Nie mieliśmy pojęcia o istnieniu tych pamiętników do czasu, gdy parę lat temu mój tata wraz ze swoim rodzeństwem znaleźli je gdzieś w starych kufrach babci. Zaczęli je edytować, ponieważ planowali wydanie ich w formie książki jako pamiątki dla naszej rodziny" - opowiadała Julia na łamach "Dziennika".
"Babcia była pisarką, wydała kilka książek. W pamiętnikach opisała zaś historię całej swojej rodziny, pisała też o modelu rodziny, o poszczególnych jej członkach. Wiele jest tam wspomnień z dzieciństwa. Pracując nad tym, tata wpadł na pomysł rodziny, o której można zrobić serial" - powiedziała.
Julia Rosnowska nie kryje, że zdecydowała się na przyjęcie pseudonimu artystycznego, bo bardzo nie chciała, aby kojarzono ją ze znanymi rodzicami. Odziedziczyła po nich wiele cech - twierdzi, że jest wrażliwa i delikatna jak mama, a jednocześnie twarda i pewna siebie jak ojciec.
"Jestem osobą samodzielną i upartą, dlatego muszę mieć poczucie, że sama za siebie odpowiadam i że to, co dzieje się w moim życiu to konsekwencje moich i tylko moich wyborów i działań" - tłumaczyła w cytowanym już wywiadzie.
Tata powtarzał jej, że sukces smakuje najlepiej, jeśli jest wynikiem własnej pracy, a nie wsparcia innych osób. Julia zapewnia, że choć jest dumna z osiągnięć rodziców, podziwia ich i bardzo ceni, chciała sama zapracować na swoje nazwisko. To dlatego długo nie przyznawała się do tego, czyją jest córką.
"Dopóki nikt mnie o nich nie pytał, to po co miałam o nich mówić?" - żartowała podczas jednej z wizyt w studiu "Pytania na śniadanie".
Bernardetta Machała-Krzemińska nie była zachwycona, gdy córka oznajmiła jej, że chce pójść w jej ślady. Starsze rodzeństwo Julii też pracuje w branży filmowej: brat został producentem, a siostra pisze scenariusze. Rosnowska, pytana, w jakiej atmosferze dorastali, twierdzi, że rodzice dbali, aby w ich domu nikt nie wstydził się być sobą.
"Mogłam odkrywać siebie, pozwalano, bym uczyła się na własnych błędach i nie próbowano wpakować mnie w żadne ramy. Moi rodzice na szczęście nie myśleli schematami: nie widzieli nic niewłaściwego w tym, że układam klocki lego, zamiast bawić się lalkami, czy łażę po drzewach, zamiast skakać na skakance" - opowiadała "Gali".
Przywiązanie do tradycji i szacunek dla wszystkich ludzi - oto, co Julia wyniosła z rodzinnego domu. Rodzice nauczyli ją empatii, tolerancji i tego, jak być silną, świadomą swojej wartości kobietą.
"Zarówno rodzina mojego taty, jak i mamy to przykład matriarchalnego układu z charyzmatycznymi, inspirującymi kobietami, które miały i ciągle mają na mnie ogromny wpływ" - mówiła "Dziennikowi", dodając, że bardzo chciałaby, aby jej dzieci, a ma ich już dwoje, mogły kiedyś powiedzieć o niej to samo.