Niebywałe, jak Wojciech Czerwiński celebruje Boże Narodzenie!

Święta Bożego Narodzenia w wiejskim domu Wojciecha Czerwińskiego, czyli komisarza Adama Wilczaka, nowego opiekuna czworonożnego detektywa z serialu "Komisarz Alex", trwają trzy dni albo i dłużej. W jego rodzinie są one celebrowane z zachowaniem wszelkich tradycji, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Z siankiem pod obrusem w wigilijny wieczór, miejscem dla zbłąkanego wędrowca, wzajemnym dzieleniem się opłatkiem i radosnym oczekiwaniem na prezenty.

Przygotowania do świąt

Anna Marciniak: Nadchodzi Boże Narodzenie, jak pan będzie spędzał ten świąteczny czas?

Wojciech Czerwiński: Myślę, że jak większość z nas, w domu, z rodziną, z najbliższymi. Najchętniej w wiejskiej scenerii, pośród lasów, łąk i pól, gdzie jest teraz mój świat.

- Kilka lat temu kupiliśmy z żoną kawał ziemi pod Warszawą, przenieśliśmy się tam z naszą trójką dzieci, Olą (13 l.), Jankiem (9 l.) i Franciszkiem (5 l.), wspólnie gospodarujemy, mamy mnóstwo zwierząt, psy, krowy, konie, alpaki, owce kameruńskie, sami produkujemy zdrową żywność. Okolica, w której mieszkamy, jest przeurocza, powietrze przejrzyste - w takim otoczeniu chce się żyć, pracować i, kiedy przyjdzie czas, świętować na całego.

Reklama

- Zwykle na Boże Narodzenie zjeżdża się cała nasza rodzina z obu stron - a miejsca jest dość - i wtedy robi się niesamowity, magiczny nastrój i poczucie jedności w radosnym celebrowaniu tych uroczystych dni.

Kto przygotowuje świąteczne przysmaki dla tylu gości?

- Wszyscy razem. Ponieważ pochodzimy z żoną z różnych stron Polski - ja z Podkarpacia, ona z Poznania, to mieszają się u nas tradycje kulinarne wyniesione z rodzinnych domów. Każdy przywozi danie swojego regionu. Moja siostra robi wyborną zupę-krem z borowików, z mąką, olejem, cebulką, która przypomina mi świąteczne smaki z dzieciństwa. Żona gotuje pyszną zupę rybną, robi sery dojrzewające z mleka naszych krów, teściowa piecze najlepsze na świecie makowce. W dzień przed wigilią zaczyna się wspólne, radosne pichcenie, panie krzątają się w kuchni, my z dziećmi przygotowujemy dekoracje, przynosimy choinki.

"Komisarz Alex": Krystian Wieczorek pożegnał się z widzami

Których dookoła rośnie bez liku...

- Tak, bierzemy je ze swojego młodnika. Ale nie wycinamy całych drzew, tylko czuby najwyższych egzemplarzy, którym to zresztą wychodzi na dobre, bo odrastają jeszcze piękniejsze. Choinki ustawiamy w domu i w naszej Stodole Kultury - miejscu, w którym w ciągu roku organizuję imprezy edukacyjne, spotkania z ludźmi sztuki dla mieszkańców okolicznych wsi, a dla gości z miasta - integrację z wsią. Obie choinki przystrajają nasze dzieci własnoręcznie wykonanymi bombkami - z piernika, z owoców, malowane, haftowane - ich inwencja mnie zadziwia. Razem zaś konstruujemy żłóbek, który stanie pod choinką - z runa leśnego, kory drzew i innych darów natury - czasem wychodzą nam prawdziwe mini dzieła sztuki! Tak ustrojone odświętnie wnętrza nabierają swojskiego klimatu i od razu czuć, że przyszły święta...

Trwają one u państwa przez całe trzy dni?

- Albo i dłużej! Z zachowaniem wszelkich tradycji, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Z siankiem pod obrusem w wigilijny wieczór, miejscem dla zbłąkanego wędrowca, wzajemnym dzieleniem się opłatkiem, co zawsze wzrusza, z radosnym oczekiwaniem na prezenty, które przynosi albo Gwiazdor - po poznańsku albo po prostu Gwiazdka, jak to bywało  u mnie w domu. Ta cała bogata obrzędowość jest nam wszystkim bliska, ale najważniejsza jest sama istota świąt, przyjście na świat Pana Jezusa, z czego cieszy się wszystko, co żyje.

A zwierzęta tej nocy przemawiają ponoć ludzkim głosem. Słyszał pan kiedyś?

- Nie słyszałem, zwykle o północy jestem na pasterce. Zresztą nie ma takiej potrzeby, by sprawdzać to akurat wtedy. My z nimi rozmawiamy przez cały rok i dobrze się rozumiemy (uśmiech).

Praca z kudłatym partnerem

Może właśnie dlatego wszedł pan tak gładko w rolę nowego opiekuna Aleksa, tytułowego bohatera serialu "Komisarz Alex", że... mówi pan jego językiem!

- Na pewno dobry kontakt z psem był moim atutem podczas castingów, które trwały długo i obejmowały wielu kandydatów. Liczyły się też inne umiejętności, np. strzeleckie, a ja akurat posiadam zezwolenie na broń i certyfikat GROM-u, czy sprawność fizyczna, w czym pomogło mi wieloletnie trenowanie sztuk walki, jiu-jitsu brazylijskiego i boksu. Koniec końców casting wygrałem i dostałem rolę nowego komisarza, z czego się bardzo cieszę, a zarazem traktuję to jako duże wyzwanie zawodowe.

Adam Wilczak, bo tak się nazywa pański bohater, który zastąpił tragicznie zmarłego komisarza Górskiego (Krystian Wieczorek), to tzw. człowiek z przeszłością...

- To prawda, początkowo był po złej stronie mocy. Jako nastolatek kradł, dopuszczał się przemocy, działając w gangu na terenie łódzkiej dzielnicy Bałuty, gdzie dorastał. Uratowało go... kolejne przestępstwo. Podczas próby włamania do samochodu został schwytany, a poszkodowanym okazał się komendant miejscowej policji, Stanisław Mędrzak (Zbigniew Lesień), który postanowił zrobić niesamowitą rzecz. Zamiast kary zaproponował chłopakowi szansę na zmianę życia, otoczył opieką, wsparł w nauce, dzięki czemu Wilczak z drobnego złodziejaszka przeistoczył się w praworządnego policjanta. Myślę, że z taką historią paradoksalnie łatwiej mu teraz walczyć ze złem, bo wie, co to jest.

"Komisarz Alex": Odcinek 8. Alex zaakceptuje następcę Górskiego? 

Do czterech razy sztuka?

Grana przez pana postać to czwarty już z rzędu komisarz w tym serialu. Nie obawiał się pan porównań z poprzednikami?

- W oryginale, zatytułowanym  "Kommissar Rex" - w wersji austriackiej, bądź  "Il commissario Rex" - włoskiej, było ich znacznie więcej. Nie tylko nie bałem się, ale nie zamierzałem też żadnego z poprzedników naśladować, bazować na ich doświadczeniu. Każdy z nich to zupełnie inna postać, z innym charakterem, wyglądem, sposobem bycia, a mój bohater ma swój własny styl i myślę, że również duży potencjał, by nie raz jeszcze zaskoczyć widzów.

A trzeba przyznać, że ci przyjęli pańskiego bohatera z dużą sympatią, oglądalność serialu od kilku tygodni rośnie, pana popularność też. Czuje pan to?

- Nie za bardzo mam jak i gdzie. Od kilku miesięcy całe dnie spędzam na planie filmowym - pracujemy intensywnie, od szóstej rano do późnego wieczora, przez cały tydzień. ... Miło mi jednak, kiedy docierają do mnie pochlebne opinie o tym serialu, bo jego przekaz jest jednoznacznie pozytywny i chętnie podpisuję się pod tym przesłaniem. Nie szukam też sławy, staram się tylko solidnie spełniać swoje obowiązki, wszystkie, jakie mam. Po tygodniu na planie, a czasem bywa, że i na scenie - bo jestem na etacie w Teatrze Polskim w Warszawie - wracam na weekendy do rodziny, gdzie czeka kolejna robota, a to stajnie trzeba posprzątać, a to obornik wywieźć...

Da się łatwo pogodzić aktorstwo z rolnictwem - jak pan to robi?

- Łatwo może nie, ale się da. Te dwa obszary, wydawałoby się tak odległe od siebie, z powodzeniem się łączą, powiem więcej - doskonale uzupełniają się. Dając przy tym ogromną satysfakcję i spełnienie. Nie zamieniłbym takiego życia na żadne inne!

Rozmawiała: Anna Marciniak/A.Im.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy