Monika Richardson z premedytacją złamała przepisy na lotnisku? Ostrzega przed terrorystami!

Monika Richardson opowiedziała na Instagramie o tym, co spotkało ją po powrocie z wyjazdu narciarskiego do Andory. Otóż podczas podróży do Warszawy zaginęły jej narty. Gwiazda dwa dni później próbowała skontaktować się z personelem lotniska, a gdy się to nie powiodło, zdecydowała się nielegalnie wejść do strefy odbioru bagażu. To już jej się udało - zabrała stamtąd swoje narty i nikt nie zwrócił jej uwagi. Teraz Monika Richardson sugeruje, że lotnisko Chopina może być łatwym celem dla terrorystów.

Monika Richardson pochwaliła się właśnie, że jak co roku w grudniu wyjechała narty. Tym razem szusowała w Andorze, maleńkim państwie położonym w Pirenejach między Francją i Hiszpanią. Wypad Richardson uważa za cudowny, ale podróż w obie strony, jak twierdzi, była dla niej koszmarem. "Tak naprawdę, problemem nie była tania linia lotnicza, którą lecieliśmy, a to, jak zarządzane jest lotnisko Chopina. Przed wylotem z Warszawy staliśmy w kurtkach i czapkach narciarskich w zamkniętym, nagrzanym do niemożliwości autobusie przez 20 minut. W końcu zaczęłam krzyczeć" - opowiada Monika Richardson na swoim Instagramie. To, co najgorsze, stało się jednak dopiero na koniec jej urlopu.

Reklama

"W drodze powrotnej zginęły narty moje i ok. 20 innych uczestników. Cóż, zdarza się. Była prawie druga w nocy, więc z kwitkami bagażowymi rozjechaliśmy się do domów. Koleżanka powiedziała mi dwa dni później, że podobno narty dotarły, ale musimy sami po nie jechać. Pojechałam. Zadzwoniłam z lotniska ze wskazanego telefonu, ktoś miał przynieść mi moje narty ze strefy wylotów. Nikt nie odebrał. Czekałam 20 minut, co chwilę dzwoniąc. W końcu ktoś odłożył słuchawkę" - wspomina gwiazda. Nie poddała się jednak.

Monika Richardson wzięła sprawy w swoje ręce

"Weszłam więc całkowicie nielegalnie do strefy odbioru bagażu. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odebrałam narty. Spytałam pięciu kobiet siedzących w biurze zagubionego bagażu, czy ich zdaniem wszystko odbyło się tak, jak powinno. Wzruszyły ramionami: 'Robimy, co możemy' - powiedziała jedna z nich. I to zdanie idealnie podsumowuje metodę funkcjonowania lotniska Chopina w Warszawie" - stwierdziła Richardson.

Opis swojej samowoli Richardson podsumowała sugestią, że Okęcie mogłoby być łatwym celem dla terrorystów. "Pozostaje nadzieja, że w okresie świątecznym nikt nie zechce wejść do strefy odlotów tego lotniska w zgoła innym niż ja celu. No ale dlaczego miałby chcieć? W końcu wojna jest aż za granicą..." - stwierdziła.

Do tej pory, jeśli o Richardson pisano w kontekście lotnictwa, to za sprawą jej drugiego męża, Jamiego Malcolma, byłego pilota RAF, a obecnie pilota linii Virgin Atlantic. Z kolei ich syn, 21-letni Tomasz, stara się o posadę stewarda, o czym Richardson wspomniała w jednym z niedawnych wywiadów.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Monika Richardson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy