Marta Żmuda Trzebiatowska i Kamil Kula: Ukryty grosik w pierogu! Tak spędzają święta
Odkąd Marta Żmuda Trzebiatowska, czyli Helena Szparaga z serialu „Kuchnia” i Kamil Kula, czyli Szczepan Lipski z „Na dobre i na złe”, stworzyli swój wspólny dom, na Boże Narodzenie cała rodzina zjeżdża do nich do Warszawy. Hitem wigilii są pierogi z niespodzianką!
- Ponieważ pochodzimy z dwóch krańców Polski: ja z północnych Kaszub, Kamil zaś z Tarnowa, na południu, takie rozwiązanie jest najlepsze - uważa Marta Żmuda Trzebiatowska.
- Przyjeżdżają nasi rodzice, jest gwarnie i wesoło. Wcześniej, zwyczajowo już, spotykamy się u nas z rodzeństwem, moim i Kamila, które - tak jak my - jest już na stałe w stolicy, i razem stroimy ogromną choinkę. Dekorujemy też upieczone wcześniej przeze mnie pierniki - dodaje lubiana aktorka.
Tuż przed Wigilią Marta Żmuda Trzebiatowska i Kamil Kula gotują barszcz z buraków, wedle receptury suflerki z Teatru Kwadrat w Warszawie.
- To też stało się już tradycją - a zarazem naszym kulinarnym wkładem w świąteczne menu, bo niemal wszystkie potrawy, które zagoszczą chwilę potem na wigilijnym stole i w kolejne dni, przywożą rodzice. Specjalne dania z kuchni naszych stron, jakie oboje pamiętamy z dzieciństwa.
Rodzina ze strony Kamila przyrządza przepyszny groch z kapustą, kompot z suszu i ... pierogi z niespodzianką, które są hitem wigilijnej kolacji. W jednym z nich, w farszu kapuściano-grzybowym, ukryty jest grosik. Na kogo trafi, ten ma gwarantowane szczęście przez cały rok!
- Tego u nas w domu nie znaliśmy - przyznaje serialowa Hania Sikorka z "Na dobre i na złe".
Za to jej mama przywozi z Kaszub do Warszawy pysznego śledzia pod pierzynką, z jabłkiem i cebulką, a także domowej roboty pierogi.
- Nie wyobrażam sobie wigilii bez 12 tradycyjnych potraw. Bez stołu nakrytego śnieżnobiałym obrusem, pod nim sianka, a w jego centralnym miejscu poświęconego opłatka, którym dzielimy się z miłością. Kolacja wigilijna jest postna, ale w już w pierwszy dzień świąt jemy mięso i wtedy na stół wjeżdżają... gołąbki. Moje ulubione, z dużą ilością ryżu, które mama przygotowuje na moją prośbę i przywozi w wielkim garze, co też jest naszym rytuałem - opowiada Marta Żmuda Trzebiatowska.
W rodzinie Kamila Kuli w Tarnowie czekało się na św. Mikołaja, który przybywał co roku 6 grudnia, pozostawiając podarunki pod poduszką. W Wigilię miał wolne. U Marty Żmudy Trzebiatowskiej na Kaszubach zaś był to Gwiazdor, nie św. Mikołaj, i przychodził dwa razy: w Mikołajki i w wigilijny wieczór, zaraz po kolacji.
- Jako dzieci wypatrywaliśmy przez okno sań, którymi lada moment przybędzie. I rzeczywiście, zawsze był, tylko dziwnym trafem nigdy nie udało nam się go spotkać! Słyszeliśmy za to trzaśnięcie drzwiami, były mokre ślady na podłodze - nasi rodzice robili nam przy tym niezły teatrzyk - najważniejszy zaś był olbrzymi wór z prezentami w przedpokoju, zostawiony tam przez świętego, który bardzo się śpieszył. Wszystko wyjaśniło się któregoś roku przed świętami, kiedy znalazłam prezenty w szafie, o czym nie omieszkałam poinformować młodszego brata... Ale i tak zabawa trwała w najlepsze kolejne lata - wspomina ze śmiechem aktorka.
- Jako rodzice staramy się stworzyć dzieciom taki bajkowy, świąteczny świat. Dbając o tradycję, w jakiej wyrośliśmy, która różni się szczegółami, ale w sprawach zasadniczych, w temacie duchowej istoty świąt: modlitwy, śpiewania kolęd, pasterki - jest taka sama - cieszy się Marta Żmuda Trzebiatowska.
Zobacz też:
Mikołaj, Aniołek albo... dom z piernika. Tak świętują polskie gwiazdy
"Nowi sąsiedzi": Thriller erotyczny i intryga kryminalna! Z wizytą na planie