Jerzy Bończak przyznaje się do igrania z własnym życiem!
Jerzy Bończak, czyli Marek Manc z „Alternatywy 4” i Edward Prokop z „Domu”, kilkanaście lat temu wyrwał się ze szponów alkoholizmu. Udało mu się – jak twierdzi – uciec z piekła uzależnienia i odbić od dna, w czym pomogła mu terapia i medykamenty. Niestety, wciąż nie potrafi poradzić sobie z zamiłowaniem do hazardu. Nie chodzi jednak o granie w karty, kości czy ruletkę...
Mija 50 lat od dnia, gdy Jerzy Bończak - świeżo wtedy upieczony absolwent wydziału aktorskiego warszawskiej szkoły teatralnej - zadebiutował przed kamerą na planie spektaklu telewizyjnego "Jak błyskawica". Od tamtej pory aktor cieszy się niezmiennie ogromną sympatią widzów i uważany jest za jednego z najlepszych aktorów swego pokolenie. Niewiele osób wie, że w czasach kiedy grał na potęgę, także na potęgę... pił! Zdarzało się, że tygodniami nie trzeźwiał.
Na początku kariery Jerzy Bończak pracował tak intensywnie, że - jak twierdzi - bywał wyczerpany fizycznie i psychicznie, a stres odreagowywał, pijąc na umór.
Aktor wspominał w wywiadzie, że lubił euforyczne stany po spożyciu, ale zanim zdążył się zorientować, wpadł w szpony nałogu i znalazł się na dnie.
- Wódka mnie otwierała, a poza tym mi smakowała - opowiadał na łamach "Na żywo", dodając, że dopiero gdy alkohol zaczął przeszkadzać mu w pracy, postanowił wziąć się za siebie.
- Rzuciłem to świństwo z pomocą lekarzy. Cieszę się, że zrozumiałem w końcu, że popełniam samobójstwo, pijąc wódkę - mówi dziś, ciesząc się życiem w trzeźwości już od ćwierć wieku.
O ile Jerzemu Bończakowi udało się wyrwać ze szponów alkoholizmu, o tyle wciąż jest uzależniony od... wydawania pieniędzy. Przyznaje, że pieniądze w ogóle się go nie trzymają, a gdyby posiadał fortunę, to kasyna miałyby z niego pożytek.
- Ponieważ mam średnią ilość pieniędzy, to mój hazard też jest średni. Nie przegrałem dotąd ani domu, ani samochodu - żartuje.
Aktor nie kryje, że zamiłowanie do hazardu w jego przypadku przejawia się po prostu zbyt częstym podejmowaniem ryzykownych działań.
Jerzy Bończak hazardem nazywa też... szarżowanie podczas prowadzenia samochodu, do czego ma słabość i co czasami wygląda, jakby igrał z życiem.
- Na pewno jestem hazardzistą prowadząc auto. Szybka jazda samochodem jest hazardem, bo nie mogę przewidzieć, czy nagle coś mi nie wyskoczy na drodze... Z drugiej strony, całe nasze życie jest jednym wielkim hazardem - twierdzi.
Zobacz też:
Emerytury polskich gwiazd: Niewiarygodne, ile wynoszą! Fala krytyki słuszna?
"M jak miłość": Ciachorowski uległ wypadkowi na planie. Sprawcą Roznerski?!