Jej pierwsze małżeństwo zakończyło się katastrofą. Czyją była żoną?
Iga Cembrzyńska była pół wieku temu jedną z największych gwiazd polskiego kina. Miała w sobie "to coś", co sprawiało, że gdy pojawiała się na małym czy wielkim ekranie, wywoływała zachwyt i trudno było oderwać od niej oczy. Nazwisko aktorki figurowało na liście najbardziej pożądanych Polek, o jej względy zabiegali najprzystojniejsi amanci, z Tadeuszem Plucińskim i Bohdanem Łazuką na czele. Mężczyznę swojego życia - reżysera Andrzeja Kondratiuka - Iga spotkała dopiero po trzydziestce. Wcześniej była żoną innego Andrzeja.
O Andrzeju Kondratiuku Iga Cembrzyńska mówiła w wywiadach, że jest całym jej światem. Szła u jego boku przez życie ponad 40 lat, a gdy 22 czerwca 2016 roku odszedł, nie umiała znaleźć sobie miejsca.
"Byliśmy jak Adam i Ewa. Żadne z nas bez siebie by nie istniało. Nie wiem, co teraz zrobię, nie wiem, jak będę żyła" - wyznała na antenie Radia Gdańsk kilka miesięcy po pogrzebie ukochanego.
Iga Cembrzyńska poznała Andrzeja Kondratiuka w 1970 roku na planie filmu "Hydrozagadka". Była wtedy żoną historyka i filozofa Andrzeja Kasi. Ich małżeństwo trwało już dekadę, ale od pewnego czasu źle się w nim działo.
"Gdy się pobieraliśmy, nie byłam jeszcze znana. Sukces przyszedł później, a mój mąż po prostu nie umiał sobie z nim poradzić" - wspominała w wywiadzie-rzece "Mój intymny świat", dodając, że ukochany był bardzo zazdrosny o jej karierę.
Odeszła od niego, gdy nie pozwolił jej przyjąć zaproszenia na kilkumiesięczne występy w paryskiej Olimpii.
"Kto wie, może gdybym wtedy pojechała do Paryża, zostałabym tam i nigdy nie poznałabym Kondratiuka" - stwierdziła wiele lat później w swej książce.
Andrzej Kasia pojawił się w życiu Igi, gdy była jeszcze studentką warszawskiej szkoły teatralnej. Wypatrzyła go na scenie w klubie Stodoła.
"Grał w przedstawieniu 'Król Ubu', więc byłam przekonana, że jest aktorem. Po spektaklu była potańcówka, zaprosił mnie do tańca i podeptał nogi. Taniec nie należał do jego mocnych stron. Ale zakochał się i miał odwagę do mnie wydzwaniać" - opowiadała w cytowanym już wywiadzie.
Przez pierwsze kilka lat małżeństwa Iga była wpatrzona w męża jak w obrazek, imponował jej, myślała, że jest najwspanialszym mężczyzną na świecie.
"Czułam się z nim szczęśliwa. Przynajmniej do czasu, gdy okazało się, że kompletnie mnie nie rozumie. Podzielałam pasje Andrzeja, ale on nie mógł znieść moich" - wspominała w rozmowie z "Retro".
Dopiero wiele lat po rozwodzie aktorka wyznała, że w jej związku z Andrzejem Kasią brakowało zrozumienia.
"Różniliśmy się jak woda i ogień. To się nie mogło udać" - powiedziała w jednym z wywiadów.
"W pewnym momencie to już nie była miłość. To była katastrofa" - wyznała na kartach książki "Mój intymny świat".
Iga Cembrzyńska odeszła od męża, zabierając z ich wspólnego domu jedynie jedną walizkę ubrań i ukochaną foksterierkę Figę.
"Rozpoczęłam nowy etap. Odcięłam stare, czekałam na nowe" - cytowało jej słowa "Retro".
Po rozstaniu z mężem Iga Cembrzyńska zamieszkała w hotelu. Całymi dniami leżała w łóżku i rozmyślała, czy dobrze zrobiła, odchodząc od Andrzeja Kasi.
"Moja dusza chorowała" - wyznała po latach.
Pisarz Stanisław Grochowiak, z którym się przyjaźniła, zaprosił ją do SPATiF-u. Nie chciała iść, ale poczuła, że musi w końcu wyjść do ludzi. Po wejściu do lokalu od razu dostrzegła siedzącego przy jednym ze stolików Andrzeja Kondratiuka. Zaprosiła reżysera, by przysiadł się do niej i Grochowiaka. Spodobali się sobie już rok wcześniej na planie "Hydrozagadki", ale oboje byli jeszcze wtedy zajęci, więc na zalotnych uśmiechach i rzucanych ukradkiem spojrzeniach się skończyło. Teraz mogli pozwolić sobie na więcej...
Ich wspólna znajoma wzniosła wtedy podobno toast za nich, bo - według niej - idealnie do siebie pasowali. Jakiś mocno zawiany mężczyzna, którego spotkali potem na ulicy, powiedział im z kolei, że kiedyś na pewno zatańczą na swoim weselu.
"Przy Andrzeju zapomniałam nie tylko o chorej duszy, ale o całym świecie. Straciłam dla niego głowę. Na szczęście z wzajemnością" - opowiadała aktorka magazynowi "Retro".
Niedługo po pierwszej randce Iga doszła do wniosku, że jednak nie powinna wiązać się z reżyserem. Napisała do niego krótki liścik pożegnalny.
"My i tak będziemy razem" - powiedział jej wtedy reżyser.
Kilka dni po zerwaniu... zamieszkali razem.
6 listopada 1971 roku Iga Cembrzyńska wprowadziła się do ciasnego M-3 Andrzeja Kondratiuka na czwartym piętrze wieżowca przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie. Następnego dnia naprawiła cieknący kran w ślepej kuchni, zamurowała wystającą ze ściany rurę.
"Poczułam, że wreszcie jestem u siebie" - wspominała w wywiadzie-rzece.
Ich dwupokojowe mieszkanie tętniło życiem. Zapraszali znajomych, urządzali wspaniałe przyjęcia, słuchali muzyki, rozmawiali do białego rana o sztuce.
"Czułam, że żyję. Przy Andrzeju niczego i nikogo nie musiałam udawać, nie zakładałam masek. To nie było tyko zakochanie, zauroczenie, fascynacja. To był związek dusz" - opowiadała.
Podczas jednej z imprez ktoś zapytał Igę i Andrzeja, kiedy się pobiorą. Stwierdzili wtedy, że nie potrzebują żadnego dokumentu, żeby ze sobą być. Ślub wzięli dopiero po dziesięciu latach. Potrzebny im był do załatwienia jakiejś urzędowej sprawy. Żadne z nich nie pamiętało później, jakiej. Wkrótce po ślubie postanowili wyprowadzić się z Warszawy.
Swoje miejsce na ziemi znaleźli w Gzowie nad Narwią. Tu powstały ich najbardziej znane filmy - "Cztery pory roku", "Zegar słoneczny" i "Gwiezdny pył". Tu byli szczęśliwi. Zwierzęta, które z nimi mieszkały, zastępowały im dzieci. Na posiadanie potomstwa nigdy się nie zdecydowali. Przez ich dom przewinęło się kilkanaście psów i wiele kotów - wszystkie uratowane, znalezione w lesie czy przydrożnych rowach.
"Każde zwierzę miało swoją historię, emocje, przeżycia. Dawały nam miłość" - wyznała aktorka w rozmowie z "Werandą".
Gdy u Andrzeja Kondratiuka zdiagnozowano nowotwór, Iga Cembrzyńska zrezygnowała z aktywności zawodowej i całą swoją energię poświęcała na opiekę nad ukochanym. Dla niej liczył się tylko on. Lekarze dawali mu najwyżej pół roku życia. Kilka lat później żartował, że - skoro wyzdrowiał - to znaczy, że jego ciało i komórki postradały zmysły.
"On wyparł tę chorobę, odrzucił" - wspominała Iga Cembrzyńska.
9 kwietnia 2005 roku po powrocie ze spaceru z psem aktorka znalazła męża leżącego na podłodze w łazience. W warszawskiej klinice na Szaserów, dokąd został przewieziony z Gzowa, stwierdzono, że doznał wylewu krwi do mózgu. Miał zaledwie kilka procent szans na przeżycie, ale walczył. I znów wygrał.
Andrzej Kondratiuk spędził w szpitalnym łóżku kilka tygodni. Potem schował się przed światem, dopuszczał do siebie tylko żonę. Pozwalał jedynie, by w warszawskim mieszkaniu na Ochocie odwiedzał go brat. Nie chciał, by ludzie, których znał, widzieli, jak bardzo choroba go zmieniła.
Iga Cembrzyńska przez 10 kolejnych lat nie odstępowała męża nawet na krok. W tym czasie rak znów zaatakował reżysera.
Ostatnie miesiące życia Andrzej Kondratiuk spędził w domu brata, który zapewnił mu stałą opiekę lekarzy specjalistów i pielęgniarek. Iga - osłabiona chorobami, które i ją zaczęły nękać - nie dawała już rady zajmować się ukochanym. Po czterdziestu latach wspólnego życia musiała się poddać. Odwiedzała go jednak codziennie, do końca.
Po pogrzebie Andrzeja Kondratiuka aktorka przeżyła załamanie.
"Stało się to, czego zawsze bałam się najbardziej. Zostałam sama. Ale jestem wdzięczna losowi za to, że pozwolił mi kochać i być kochaną. Bez Andrzeja i bez jego miłości nie byłoby nic. Miłość jest najważniejsza" - stwierdziła w rozmowie z "Retro".
Dziś 85-letnia emerytowana gwiazda mieszka na Kaszubach w domu szwagierki.