Głośne rozstanie nie było dla niej łatwe. "Marzę o zdrowym związku"

Gdy pół dekady temu Marta Nieradkiewicz rozstała się z ojcem swej córki Jaśminy, przestała wierzyć, że w jej życiu może się jeszcze wydarzyć "coś fajnego". Aktorka nie kryje, że miała problem z - jak mówi - poukładaniem sobie świata na nowo i musiała skorzystać z pomocy terapeuty, by znów polubić siebie. Wciąż jednak nie ma odwagi, by otworzyć się na nową miłość. "Nie szukam mężczyzny tylko po to, by nie być sama" - twierdzi.

Marta Nieradkiewicz wyznała ostatnio, że rozstanie z Dawidem Ogrodnikiem, z którym szła przez życie przez osiem lat i z którym doczekała się córki, wcale nie było dla niej... końcem świata.

"Dzięki rozstaniu zobaczyłam siebie" - stwierdziła w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".

Reklama

"Kiedy zostałam sama, zaczęłam odkrywać siebie, jakiej do tej pory nie znałam. Rozstanie nie było łatwe, przyniosło mi złe myśli na własny temat, uderzyło bardzo w moje poczucie atrakcyjności i kobiecości" - powiedziała.

Jest wolna i sama z wyboru, nie chce być z kimś na siłę

Aktorka musiała poddać się terapii, by zrozumieć, że samotność wcale nie jest powodem do wstydu.

"Długo uważałam, że jedną z najważniejszych rzeczy, która mnie określa i świadczy o mojej wartości, jest to, czy jestem w związku" - wyznała w cytowanym już wywiadzie.

Marta potwierdza, że po rozstaniu z Dawidem bała się, co ludzie powiedzą. Wstydziła się tego, że została sama, a ten wstyd wzmacniały reakcje różnych osób z jej otoczenia.

"Mówiono do mnie z jakimś współczuciem, może politowaniem" - wspomina i dodaje, że dopiero podczas terapii doszła do tego wniosku, że samotność ma wiele plusów.

"Jestem samodzielną kobietą, która sama się potrafi utrzymać, sama daje radę. Jestem wolna i jestem sama, ale to mój wybór. Chociaż uważam, że nie jestem stworzona do samotności, nie jest ona dla mnie łatwa, ale nie muszę być z kimś na siłę" - powiedziała "Wysokim Obcasom".

Wierzy w miłość, ale uważa, że jest trudna do znalezienia

Marta Nieradkiewicz zastanawia się czasem, co w jej relacji z ojcem Jaśminy poszło nie tak, że zdecydowali, iż lepiej im będzie osobno. Tak naprawdę do dziś tego nie wie. Twierdzi, że musiało minąć trochę czasu, by pogodziła się z tym, że - to jej słowa - nie udało się coś, co miało się udać.

"Że rozpadło się coś, w co wierzyłam i w co inwestowałam. Ja nie przechodzę przez takie sprawy lekko, przeżywam je" - mówi.

Marta ma dziś dobry kontakt z Dawidem, dzieli się z nim po równo opieką nad córką.

"Dziś mogę się w spokoju zająć tym, żebyśmy z tatą Jaśminy byli po prostu rodzicami, zostawiając za sobą wszystko inne, co nas łączyło" - wyznała.

Była gwiazda "Barw szczęścia" (przez kilka lat wcielała się w Julię Marczak-Zduńską), pytana o marzenia, zdradza, że chciałaby nakręcić własny film, mieć mały domek - "może w Polsce, może poza Polską" - w którym mogłaby odpoczywać.

"Marzę też o fajnym, zdrowym związku" - powiedziała dziennikarce "Wysokich Obcasów"

Aktorka zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli kiedyś zapragnie znów kochać i być kochana, może mieć z tym problem.

"Wierzę w miłość, ale uważam, że jest trudna do znalezienia. Zwłaszcza, jak ma się już te czterdzieści lat" - stwierdziła w rozmowie z Pauliną Reiter. 

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Marta Nieradkiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL