Czarny charakter z "Plebanii" wierzy, że Bóg go kocha, bo parę razy uratował mu skórę!
Dariusz Kowalski, który zyskał rozpoznawalność dzięki roli Janusza Tracza w emitowanym przez 12 lat na antenie TVP1 serialu "Plebania", jest przekonany, że Matka Boża nieustannie wstawia się za nim u Pana Boga. Odkrycia tego dokonał dzięki cudom, jakich dane mu było doświadczyć. Aktor, dla którego w młodości wiara nie była najważniejszą sprawą w życiu, dziś nie wyobraża sobie dnia bez różańca, regularnie czyta Biblię i bierze udział w rekolekcjach maryjnych...
Zanim w 2000 roku Dariusz Kowalski dostał rolę Tracza w "Plebanii", niewielu telewidzów i kinomanów wiedziało o jego istnieniu, choć minęło 10 lat, odkąd skończył szkołę aktorską i zadebiutował na profesjonalnej scenie... W tym czasie występował w teatrach w Łodzi, Zielonej Górze i Radomiu, zagrał epizody w kilku filmach, pojawił się w jednym z odcinków serialu "Twarze i maski", użyczył swojego głosu bohaterowi animowanego "Kotka".
Gdy Dariusz dostał propozycję zostania czarnym charakterem w "Plebanii", miał już 37 lat. Zgodził się zagrać Janusza Tracza, ale zastrzegł sobie w kontrakcie zwolnienie z udziału w scenach erotycznych, jeśli takie znalazłyby się w scenariuszu! Był już wtedy "żołnierzem" Przenajświętszej Panienki i właśnie wrócił ze ogólnoświatowego zjazdu młodzieży katolickiej (1. Światowych Dni Młodzieży) w Rzymie, podczas których otrzymał od Jana Pawła II różaniec...
Dariusz Kowalski wychował się w rodzinie katolickiej, przez kilka lat służył nawet do mszy jako ministrant, należał do ruchu oazowego, lubił się modlić. Jego ojciec był człowiekiem głęboko wierzącym.
"Widziałem ojca klękającego do modlitwy, słyszałem go śpiewającego codziennie rano Godzinki. W domu przekazano mi wiarę i jestem za to ogromnie wdzięczny" - wspominał w rozmowie z serwisem Aleteia.
Podczas studiów we Wrocławiu Dariusz nieco oddalił się od Kościoła. Nadal w każdą niedzielę chodził na mszę, ale bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby.
"Miałem okres odejścia od Boga, kiedy swoje życie układałem po swojemu. Ale Bóg mnie odnalazł" - zwierzał się aktor na łamach "Frondy".
Dariusz Kowalski dopiero gdy poznał Basię, która została jego żoną, przestał "klepać" pacierze i znów zaczął się naprawdę modlić.
Aktor twierdzi, że Barbara, z którą idzie przez życie już ponad 30 lat, wyprosiła go sobie u Matki Boskiej. Bardzo potrzebowała wsparcia, bo jej matka chorowała na raka, a ona nie dawała sobie z tym rady. Pewnego dnia żarliwie modliła się, by Bóg zesłał jej bratnią duszę. Kilka godzin później poznała Dariusza Kowalskiego, a po paru miesiącach stanęła u jego boku przed ołtarzem.
"Żyliśmy, jak to często bywa w rodzinie katolickiej: najpierw msza, a potem do supermarketu. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek" - cytuje słowa aktora "Dobry Tydzień".
Niestety, niedługo po tym, jak państwo Kowalscy powitali na świecie córkę Weronikę, nad ich małżeństwem zaczęły zbierać się czarne chmury. Postanowili wtedy zwrócić się po pomoc do... Maryi i pojechali na rekolekcje do klasztoru Misjonarzy Świętej Rodziny.
Dziś Dariusz Kowalski jest przekonany, że jego małżeństwo przetrwało właśnie dzięki Matce Boskiej, do której razem z żoną gorliwie modlił się podczas "tamtych" rekolekcji, by wstawiła się za nich u swego Syna.
"Znajomy kapłan poradził nam, abyśmy zaprosili do naszego życia Jezusa i tak zrobiliśmy, a w naszym życiu zaczęły dziać się cuda" - opowiadał w rozmowie z "wRodzinie.pl".
Pierwszym cudem było... ocalenie małżeństwa Dariusza i Barbary, kolejnym fakt, że wyszli cało z groźnego wypadku samochodowego... Cudem nazywają także to, że Basia, mimo że prawie osiemnaście lat temu zdiagnozowano u niej nowotwór, wciąż żyje!
"Nie wiadomo, co by było z nami, gdyby nie modlitwa. Bóg jest w stanie wszystko wyprostować! Największym nieszczęściem człowieka jest grzech, odejście od Boga. W moim zawodzie człowiek ciągle rozszarpuje się od środka, pracując na emocjach, dlatego najcenniejszą dla mnie zdobyczą jest pokój w sercu, a najlepszym źródłem pokoju jest kontakt z Bogiem, modlitwa. I Eucharystia jako jej szczyt" - wyznał Dariusz Kowalski w wywiadzie dla "wRodzinie.pl".
Wiara jest dla Dariusza Kowalskiego, jak sam podkreśla w wywiadach, przede wszystkim łaską, ale też wielką przygodą życia, pasją i ukojeniem. Modlitwa z kolei to dla aktora sposób na codzienną rozmowę z Panem Bogiem i Matką Bożą, która jest mu szczególnie bliska.
"Kiedyś moja modlitwa to było po prostu przedstawianie listy moich życzeń Panu Bogu, teraz staram się Mu za wszystko dziękować. To pomaga mi dostrzec, jak bardzo jestem kochany i obdarowany, wciąż obdarowywany przez Ojca. No i różaniec - szkoła pokory. Doświadczyłem niezwykłego głodu tej modlitwy, kiedy po raz pierwszy byłem w Lourdes" - wspominał w wywiadzie dla "Frondy".
Dariusz Kowalski uważa, że różaniec (każdego dnia razem z żoną odmawia dziesiątki różańca) ma w sobie ogromną siłę i jest potężną bronią w walce ze złem tego świata. Aktor kilka lat temu był jedną z twarzy akcji "Różaniec bez Granic", obecnie jest ambasadorem Narodowych Marszów Życia i Rodziny.
Odtwórca roli Janusza Tracza w niezapomnianej "Plebanii" modli się żarliwie i bardzo często.
"(...) przeżyłem coś niesamowitego - szedłem ulicą i nagle zacząłem po prostu wielbić Pana Boga, dziękować za Jego miłość, i w pewnej chwili poczułem się tak, jakbym unosił się 20 centymetrów nad ziemią. Doświadczyłem niebywałego pokoju i radości dzięki modlitwie uwielbienia!" - opowiadał w wywiadzie.
Dariusz Kowalski jest święcie przekonany, że dzięki wstawiennictwu Maryi Bóg powierzył go opiece Aniołowi Stróżowi.
"Mój Anioł Stróż jest niesamowity! To prawdziwy ochroniarz i pomocnik. Wołam go codziennie po kilka razy, w różnych sytuacjach. Kilka razy naprawdę uratował mi skórę" - powiedział serwisowi Aleteia.