Anna Szymańczyk: Teraz jest na szczycie, ale przez lata słyszała, że jest "za duża"
Choć od debiutu Anny Szymańczyk minęło już ponad półtorej dekady, aktorka dopiero teraz ma swoje pięć minut. Zanim w 2023 roku wystąpiła w nowej wersji "Znachora", a niedługo potem wcieliła się w tytułową bohaterkę serialu "Lady Love", grała drugoplanowe role, jak żartuje, chowając się za plecami znakomitych aktorek i aktorów. Dziś to ona jest na topie. "Bardzo sobie cenię to, że nie zaczynałam z wysokiego C, bo cały czas mam przed sobą perspektywę rozwoju" - mówi i dodaje, że musiała dojrzeć do swojego niskiego, lekko zachrypniętego głosu i pokochać to, że nie ma ciała modelki.
Anna Szymańczyk, o której jest ostatnio bardzo głośno za sprawą głównej roli w kontrowersyjnym serialu "Lady Love", bardzo długo czekała, by - to jej słowa - wychylić się z drugiego szeregu.
"Jestem teraz w dobrym miejscu w zawodowym życiu. Chciałabym być w nim jak najdłużej..." - powiedziała w rozmowie z "Angorą".
Aktorstwo jako zawód, który chciałaby wykonywać przez całe życie, wcale nie było pierwszym wyborem Anny Szymańczyk. W dzieciństwie marzyła o karierze... pływaczki, a będąc nastolatką, planowała, że zostanie saksofonistką.
"Trafiłam do szkoły muzycznej, gdy miałam 13 lat. Nie pasowała mi jednak. Codzienne żmudne ćwiczenia gry na saksofonie były po prostu nie dla mnie" - wspominała w cytowanym już wywiadzie.
W Olsztynie, gdzie się urodziła i mieszkała, działało przy miejscowym Młodzieżowym Domu Kultury kółko teatralne "Kokon". Anna Szymańczyk zgłosiła się na przesłuchanie i... zakochała się w teatrze oraz aktorstwie.
"Było to uczucie od pierwszego wejrzenia. I zaczęłam dążyć do tego, żeby dostać się do szkoły teatralnej. Byłam zdeterminowana i poświęcałam dużo czasu na przygotowania" - opowiadała "Angorze".
Anna była przerażona, gdy dowiedziała się, że o 20 miejsc na pierwszym roku studiów aktorskich stołecznej Akademii Teatralnej walczy aż 800 osób.
"Dostałam się za pierwszym razem" - mówi z dumą.
"Do końca nie wierzyłam. Kilka razy dzwoniłam do dziekanatu, pytając, czy nie zaszła pomyłka" - wspominała w rozmowie z Tomaszem Gawińskim z tygodnika "Angora".
Ania była na ostatnim roku, gdy podczas festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi dostała jedną z głównych nagród. Był nią etat w łódzkim Teatrze Nowym.
"Nie skorzystałam, bo otrzymałam też propozycję z Teatru 6. Piętro w Warszawie. Zdecydowała lokalizacja" - żartuje.
Spektakl "Maszyna do liczenia", w którym debiutowała na profesjonalnej scenie dokładnie 15 lat temu, bardzo szybko spadł z afisza i 23-letnia wówczas aktorka została na lodzie. Postanowiła spróbować swych sił w Krakowie, pojechała do Teatru Stu na przesłuchanie do jednej z ról w tryptyku "Wędrowanie" Wyspiańskiego, wygrała i przez pewien czas kursowała między Krakowem a Warszawą, "zahaczając" co jakiś czas o Wrocław, gdzie kręcona była (i wciąż jest) polsatowska "Pierwsza miłość", w której wcielała się w Dagę Maciejewską.
Anna Szymańczak nie kryje, że nie dostawała głównych ról, o które się starała, bo była - tak przynajmniej jej mówiono - "za duża" i "miała za niski głos".
"Głos to był problem... Mówiłam na castingu 'dzień dobry' i słyszałam 'do widzenia, niech pani wróci za kilka lat, jak pani dojrzeje do swojego głosu'. No i nigdy nie wyglądałam jak modelka" - powiedziała w najnowszym wywiadzie, dodając, że trochę trwało, zanim zaakceptowała i polubiła swój głos oraz swoje ciało.
Przełomem w zawodowym życiu Anny Szymańczyk było dołączenie do zespołu warszawskiego Teatru Dramatycznego i rola Konstancji w "Operetce" Gombrowicza. Choć aktorka grała też w spektaklach prywatnych teatrów impresaryjnych, scenie w Pałacu Kultury i Nauki pozostała wierna do dziś. W tej chwili w repertuarze Dramatycznego jest aż siedem tytułów z jej udziałem.
Na casting do roli Zośki w nowym "Znachorze" Anna poszła... jak po swoje. Była niemal pewna, że wygra i wygrała.
"Nie miałam świadomości, że ta postać może tak spodobać się widzom" - mówi.
Sukces "Znachora", w którym zagrała naprawdę świetnie, sprawił, że aktorka nagle znalazła się na topie - z marszu dostała role w "Camera Cafe", produkcji Netfliksa "Nic na siłę" i najpopularniejszym polskim serialu medycznym "Na dobre i na złe". A potem przyszła propozycja wcielenia się w główną bohaterkę "Lady Love".
"Gdyby zaproponowano mi tę rolę pięć lat temu, odmówiłabym. Pogodziłam się już jednak z tym, że wyglądam, jak wyglądam i nie zmienię tego. W tym przypadku to był atut. Właśnie takiej dziewczyny poszukiwali twórcy serialu" - wyznała na łamach "Angory".
Anna Szymańczyk ma już prawie 38 lat, ale czuje się tak, jakby dopiero zaczynała.
"Mój zawód jest nieprzewidywalny, ale mam nadzieję, że wszystko, co w nim najpiękniejsze, dopiero zacznę odkrywać" - twierdzi.
W tym roku Annę wciąż oglądać będziemy w "Na dobre i na złe", zobaczymy ją też w nowym filmie Wojciecha Smarzowskiego "Dom dobry sen zły", którego premiera zaplanowana jest na późną jesień.