Aldona Orman: Polska piękność przeżyła wiele trudnych chwil
Aldona Orman od wielu lat jest obecna w polskim show-biznesie i nadal uchodzi za jedną z najatrakcyjniejszych gwiazd w kraju. Piękna aktorka twierdzi, że w swoim życiu doświadczyła niejednego cudu. W jej życiu nie brakowało również trudnych chwil.
Przypominamy artykuł, który pierwotnie został opublikowany w styczniu 2023 r.
Aldona Orman jest jedną z najjaśniejszych gwiazd w Polsce. Urodziła się 29 września 1968 roku w Przedborzu, a wychowała w małej miejscowości położonej niedaleko Kielc i właśnie stamtąd wyruszyła przed laty w podróż do wielkiego świata. Do Końskich, miasta, w którym spędziła dzieciństwo i wczesną młodość, czuje ogromny sentyment.
"Uwielbiam Końskie, kocham mieszkających tam ludzi - niezwykle ciepłych, życzliwych, przyjacielskich" - mówiła w jednym z wywiadów. Dodała, że zawsze, gdy przyjeżdża do miasta swej młodości, spotyka się z sympatią i szczerym uznaniem. "Daje mi to siłę w chwilach zwątpienia i utwierdza w przekonaniu, że wybrałam dobrą drogę. Niezwykle miło jest słyszeć od nieznajomych, że cieszą się z moich sukcesów, że traktują mnie, jak kogoś bliskiego. Sąsiadki mówią o mnie "nasza Aldonka"... Dla takich chwil warto ciężko pracować, warto żyć" - wyznała w rozmowie z "Echem Dnia".
Aldona Orman wciąż, choć od dawna już tam nie mieszka, związana jest z rodzinnymi stronami. Właśnie za to, że zawsze bardzo ciepło mówi w wywiadach o Kielecczyźnie i jest najpiękniejszą ambasadorką i promotorką regionu, została kilka lat temu nagrodzona mianem jednej z najbardziej wpływowych kobiet województwa świętokrzyskiego (w rankingu zajęła bardzo wysokie szóste miejsce!). "Jestem dumna ze swoich korzeni. To dla mnie ogromny zaszczyt, że zostałam wyróżniona" - powiedziała, odbierając pamiątkowy dyplom z rąk Stanisława Wróbla, który od ćwierć wieku kieruje redakcją kieleckiego dziennika "Echo Dnia".
Aldona Orman zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyny żyjące, jak ona kiedyś, w małych miasteczkach, marzą, by wyrwać się ze swoich miejscowości, w których często nie mają szans na zdobycie wymarzonego zawodu i perspektyw na przyszłość. "Spędziłam w Końskich dzieciństwo i wczesną młodość: tam chodziłam do szkoły, tam przeżyłam pierwszą młodzieńczą miłość, tam poznałam smak przyjaźni. Nie mogłam jednak w Końskich zrealizować wszystkich swoich najskrytszych marzeń. Chcąc być aktorką, musiałam wyjechać" - opowiadała w wywiadzie.
Przyszła gwiazda od najmłodszych lat czuła pociąg do aktorstwa. Brała udział w szkolnych przedstawieniach oraz akademiach. Nastoletnia Aldona odnosiła sukcesy również na konkursach recytatorskich i właśnie podczas jednego z nich został dostrzeżony jej talent. "Pewnego dnia juror jednego z takich konkursów zapytał mnie, czy myślałam kiedyś o studiach aktorskich. Odpowiedziałam, że nie, ale od tej chwili aktorstwo stało się jednym z kilku moich pomysłów na życie. Analizowałam wszystkie za i przeciw, a przystępując do matury wiedziałam już, że wkrótce stanę przed komisją egzaminującą kandydatów na aktorów. Wtedy już myśl o aktorstwie była... marzeniem o aktorstwie - wyznała kilka lat temu Aldona Orman.
Na studia wybrała Wydział Lalkarski filii PWST we Wrocławiu. Tam w 1989 roku zadebiutowała roli Mafy Jegorownej Babkiny w wyreżyserowanym na wrocławskiej scenie przez Jacka Bunscha "Iwanowie". Jej debiut został doceniony przez widzów, krytyków oraz kadrę profesorską uczelni. Chwalono ją za niebanalną osobowość sceniczną, charyzmę, talent i urodę, wróżono wspaniałą przyszłość. Dwa lata później otrzymała dyplom. Niestety, uroczyste zakończenie studiów zbiegło się w czasie z odejściem jej mamy.
"W dniu, gdy prof. Jerzy Stuhr odbierał mój dyplom, dowiedziałam się, że moja ukochana mama trafiła do szpitala. Od tego momentu przez 10 dni przeszła trzy zawały. 10 czerwca podczas reanimacji odeszła. Osiem dni siedziałam w szpitalu przy jej łóżku, byłam z nią do ostatnich chwil" - powiedziała w rozmowie z "Super Expressem".
Świeżo upieczona absolwentka postanowiła opuścić Polskę i spróbować swych sił w Niemczech. "Byłam młoda i szalona! Skończyłam szkołę teatralną z wyróżnieniem i butnie myślałam, że to wystarczające referencje, by być aktorką niezależnie od miejsca zamieszkania. Pomyliłam się" - wyznała już po powrocie do kraju. W Niemczech pojawiła się w kilku filmach i produkcjach telewizyjnych. Od 1992 do 1996 występowała na deskach teatrów w Niemczech: Labor Theater w Monachium, Pathos Vansport Theater oraz Maodernes Theate. Jednak nie były to role, o jakich marzyła.
"Fakt, że język niemiecki nie jest moim ojczystym językiem, bardzo ograniczał paletę ról, o które mogłam się starać. Na swoją pracę w Niemczech patrzę dziś jak na ciekawe doświadczenie zawodowe i bardzo cenną lekcję pokory" - stwierdziła po latach.
Wyjazd do Monachium był również ucieczką przed śmiercią mamy. Po latach Aldona Orman wyznała, że nadal nie może pogodzić się z tą stratą. "Tak naprawdę nigdy do końca nie przerobiłam jej śmierci. To ciągle do mnie wraca. Myślę o niej, kiedy idą święta [...] Nie umiałam się wtedy pogodzić z tym, że jej już nie ma. Myślałam, że jak wyjadę, pustka będzie mniejsza, zniknie".
Po powrocie do Polski Orman doszła do wniosku, że jeśli chce coś osiągnąć jako aktorka, musi grać w polskich produkcjach. Dowiedziała się, że organizowane są zdjęcia próbne do serialu "Życie jak poker". "Postanowiłam zaryzykować i udało się. Przez pewien czas dojeżdżałam na zdjęcia z Monachium, ale gdy zaproponowano mi angaż w Teatrze Kwadrat, podjęłam decyzję o powrocie do Polski" - opowiadała.
Od tamtej pory Aldona Orman zagrała w prawie trzydziestu serialach! Można ją było zobaczyć m.in. z "Adama i Ewy", "Tygrysów Europy", "Defektu", "Pierwszej miłości", "Świętej wojny", "Gliny", "Ojca Mateusza", "Komisarza Aleksa" oraz "Plebanii". Pojawiła się również w "Barwach szczęścia" i w "Na dobre i na złe". Regularnie pojawia się w "Klanie", w którym wciela się w postać Barbary Mileckiej.
To właśnie podczas castingu do "Klanu", doszło do zdarzenia, która na zawsze zmieniło jej życie. Aktorka przeżyła bowiem śmierć kliniczną! Aktorka między jednym przesłuchaniem a drugim zapadła na ciężką chorobę. Pewnego dnia straciła przytomność i trafiła do szpitala. "Byłam nieprzytomna. Moja koleżanka przyjechała z mężem i kolegą, wyważyli drzwi od domu. Gdyby nie ta sytuacja, mogłabym się nigdy nie obudzić, ponieważ później nie obudziłam się jeszcze przez cztery dni. Potem leżałam przez miesiąc w szpitalu" - mówiła w rozmowie z Superstacją.
Lekarze zdiagnozowali u aktorki sepsę, w konsekwencji której zapadła w śpiączkę. "Przeżyłam śmierć kliniczną" - zdradziła Orman. "Nie każdy ma możliwość wrócić po raz kolejny na ziemię i doświadczyć tego wszystkiego, czego ja doświadczyłam. Wiem, że istnieje pewna energia...". Nie był to jednak koniec walki o zdrowie. Przez cztery kolejne lata aktorka na zmianę wracała do szpitala i z niego wychodziła. W rozmowie z dziennikarzami "Pytanie na śniadanie" wspominała, że jeżdżąc na zdjęcia do "Klanu" musiała wcześniej udawać się do szpitala po kroplówki.
W konsekwencji choroby oraz długiego procesu powrotu do zdrowia, Orman miała nigdy nie móc zajść w ciążę. Był to dla niej ogromny cios. Na szczęście stało się inaczej i w 2008 roku na świat przyszło jej jedyne dziecko ze związku z Edmundem Boruckim. Córkę nazywa "darem od Boga". "Przeszłam bardzo poważną chorobę... Miałam nigdy nie urodzić dziecka, a mam córkę! Stał się cud" - powiedziała wkrótce po tym, jak powitała na świecie Idalię.
Gwiazda "Klanu" nigdy nikomu nie powiedziała, co tak naprawdę zobaczyła, gdy była "po drugiej stronie". Twierdzi, że po powrocie do świata żywych, los zaczął jej sprzyjać, a nad jej głową wreszcie zaświeciło słońce - spotkała miłość swego życia, urodziła córkę, choć była pewna, że nigdy nie będzie jej dane poznać smaku macierzyństwa.
Aldona Orman, która ma 55 lat, nadal uchodzi jedną z największych polskich gwiazd.
Piękna aktorka dobrze wie, co to znaczy być atrakcyjną i że aparycja jest najcięższą bronią, jaką kobieta może użyć w walce o mężczyznę. Pytana, co według niej w kobiecie jest najlepsze, twierdzi z rozbrajającą szczerością, że... kompletnie się na tym nie zna! Ale, według niej, najlepszym afrodyzjakiem jest... mózg.
"Ja cenię ludzi przede wszystkim za inteligencję i poczucie humoru. Na te cechy zwracam uwagę w pierwszej kolejności, potem dostrzegam inne przymioty, takie jak dobroć, empatia, kultura, maniery, umiejętność dostosowania się do konkretnych sytuacji i warunków" - powiedziała w jednym z wywiadów aktorka.