"The Walking Dead": Początek końca [recenzja]
Przez jedenaście lat uniwersum "The Walking Dead" rozrosło się do trzech seriali, gier komputerowych i zapowiedzianej trylogii filmowej. Ekranizacja komiksów autorstwa Roberta Kirkmana, na którą początkowo krytycy kręcili nosem, biła rekordy popularności, a aktorzy z nią związani stali się ulubieńcami fanów i częstymi gośćmi na konwentach (wystarczy spojrzeć choćby na niemiecką edycję Comic-Con i wypełnione po brzegi sale, żeby zdać sobie sprawę z tego, jak dużą sympatią obdarzana jest obsada serii).
Pierwszy serial przedstawiający świat po apokalipsie, "The Walking Dead", wystartował w 2010 roku. Spin-off, "Fear the Walking Dead", pięć lat później. Ostatnim projektem jest "The Walking Dead: World Beyond". W przygotowaniu są z kolei trzy filmy pełnometrażowe z Andrew Lincolnem w roli głównej, a twórcy zapowiedzieli już spin-off z udziałem Daryla (Norman Reedus) oraz Carol (Melissa McBride), która ma pojawić się w 2023 roku.
Wraz z nowymi planami, niektóre projekty musiały zostać zakończone - podjęto więc decyzję, że jedenasty, złożony aż z 24 odcinków sezon, będzie ostatnią odsłoną serialu-matki. 23 sierpnia rozpoczyna się emisja pierwszych ośmiu odcinków finałowej serii "The Walking Dead". Jak wygląda początek końca?
Zobacz też: "Szpital New Amsterdam": Drugi sezon na FOX we wrześniu
Dwa pierwsze odcinki, jakie zostały udostępnione do recenzji, to dobra serialowa robota, jakiej można spodziewać się po twórcach "The Walking Dead". Zostają przedstawieni nowi antagoniści, nowe wyzwania oraz nowe konflikty. Daryl, Maggie i Carol będą starali się odbudować zrujnowaną Aleksandrię, a reszta bohaterów (Ezekiel, Yumiko, Eugene oraz Księżniczka) muszą poradzić sobie z inną grupą.
Jak na razie nie ma na szczęście mowy o jednej z największych wad ostatnich sezonów, czyli... nudzie. Wielokrotnie po kilku udanych odcinkach serial tracił parę - jednak w finałowej serii jest nadzieja, że tak się nie stanie.
Zobacz też: John Travolta: Rodzinna tragedia amerykańskiego gwiazdora
Wpływ na to będzie miał przede wszystkim pełen napięcia konflikt pomiędzy Neganem (Jeffrey Dean Morgan) i Maggie (Lauren Cohan) oraz istna metamorfoza tej bohaterki. Nie ukrywam, że Maggie, Daryl (choć ostatnio jego wątek opiera się na przejściu z punktu A do B i mamrotaniu czegoś pod nosem) i Carol to moje ulubione postacie, więc fakt, że ostatnie odcinki będą poświęcone ich losom bardzo mi odpowiada.
Zresztą "The Walking Dead" to jeden z nielicznych seriali (jak np. "Ostry dyżur" czy "Chirurdzy"), którym udało się utrzymać uwagę widza mimo wielu, wielu sezonów oraz licznych roszad obsadowych.
Jak wiadomo jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale nadzieje na satysfakcjonujący finał podsycają sami aktorzy, którzy wydają się być zadowoleni ze swoich wątków i jakości kolejnych odcinków. Lauren Cohan zaznaczała w wywiadzie z "Radio Times", iż pożegnanie jest słodko-gorzkie, a kolejne odcinki (które ekipa kręci właśnie w Atlancie, połowa finałowego sezonu jest już gotowa) wywołają wśród fanów silne emocje.
Zobacz też: Rob Lowe: Król skandali
Przez lata serial zaliczył sukcesy i porażki; niejednokrotnie wiało nudą, ale często mogliśmy oglądać odcinki, które nie tylko zostały mistrzowsko zrealizowane, ale też poruszały serca widzów lub zadziwiały kolejnym zwrotem akcji. Wielu fanów, nawet tych, którzy zrobili sobie przerwę od "The Walking Dead", będzie zainteresowanych zakończeniem opowieści i tym, czy twórcom uda się nakręcić dobry, emocjonujący i satysfakcjonujący finał. W końcu nikt nie chce powtórki z "Gry o tron".
11. sezon "The Walking Dead" rozpoczyna się 23 sierpnia o 22:00 na kanale FOX. Składa się on z 24 odcinków, które zostały podzielone na trzy ośmioodcinkowe bloki emisyjne (m.in. ze względu na opóźnienie spowodowane pandemią koronawirusa). Serial zakończy się w 2022 roku.
Zobacz więcej:
"Wojna światów": Granice pomiędzy dobrem i złem zacierają się [wywiad]