"Zbrodnia": Wojciech Zieliński przeżywa życie intensywniej
Aktor Wojciech Zieliński znany z serialu "Lekarze" oraz filmów "Chrzest", "Kamienie na szaniec", "Służby specjalne" wystąpi w serialu produkcji AXN "Zbrodnia", grając twardego policjanta. - Uprawiając ten zawód przeżywam życie intensywniej - mówi.
Odnalazł się pan w roli stanowczego policjanta w serialu "Zbrodnia"?
- Przy budowaniu postaci nie unikniemy tego, że zupełnie oddzielimy graną postać od siebie. Charakter bohatera budowany jest przez nasze doświadczenie i emocje. W życiu Tomasza Nowińskiego, którego kreowałem, wydarzyły się pewne tragedie, które musiałem sobie wyobrazić, a moja wrażliwość musiała wymyślić jakby to było gdyby mnie coś takiego spotkało. Oczywiście nie jestem policjantem i miałbym duże problemy, aby celować do kogoś z pistoletu, a on nie.
Wzorował się pan na kimś grając tę rolę?
- Zawsze przygotowuję się do grania postaci bez względu na to czy to jest kryminał, dramat psychologiczny czy komedia. Odrzucam wszystkie filmy, które mogą mnie naprowadzać, ponieważ nie chcę się sugerować. Dużo czytam. W tym samym czasie, gdy kręciliśmy "Zbrodnię", wyszła książka "Gliniarz", w której wprawdzie historie miały miejsce w latach 80-tych, lecz bohater pracuje w dochodzeniówce, więc jest bliski mojej postaci. Szukałem pewnego kręgosłupa psychicznego takich ludzi. To są osoby, które mają inną wrażliwość niż aktor. Moja postać przeżywa pewna traumę, z którą po czasie się oswaja, ale nie dosypia. Musiałem pomyśleć o biologicznych i psychobiologicznych objawach braku snu. Twórcy nie chcieli również generować agresji na filmie, a ja wyobrażałem sobie, że w pewnych sytuacjach policjant musi zachować się agresywnie. Po pewnej scenie, gdy zakuwam faceta w kajdanki, konsultant z policji, który przyglądał się tej scenie, powiedział, że nadawałbym się do policji.
Może rzeczywiście się pan nadaje?
- Raczej nie przeszedłbym testów psychologicznych (śmiech). Mam za dużo empatii, za bardzo jestem wrażliwy, za bardzo się boję i zbyt kocham życie, bo każdy wyjazd może się okazać ostatnim. Prawdopodobieństwo, że coś się stanie byłoby większe niż wtedy, gdy idę na plan.
Niektórzy reżyserzy pozwalają na pewną dowolność grania czy budowania postaci. Czy pan to wykorzystuje?
- Zawsze to wykorzystuję. Mówi się, że aktorstwo to zawód odtwórczy, bo dostajemy scenariusz i gramy. Lecz zawsze walczę, aby w budowaniu roli była moja cegiełka. Czy w serialu "Lekarze" czy w "Zbrodni" lubię ingerować do tego stopnia, że rozmawiam z reżyserem, aby pewną scenę przekonstruować albo nawet wyrzucić. Może, dlatego pracują ze mną reżyserzy, którzy wiedzą, czego chcą, ale pozwalają mi na pewną dowolność w tworzeniu świata. Gdy spotykam taką osobę mam poczucie, że nie jestem tylko odtwórcą, ale i twórcą. Cieszę się, że przychodzą do mnie rzeczy, które mogą mnie rozwijać. Nie tylko aktorsko, ale i ludzko. Dowiaduję się wiele o sobie. Zaczynam zadawać sobie pytania o pewne sprawy.
Czy ta praca zmienia?
- Bardzo zmienia. Ja akurat mam szczęście, ponieważ przychodzą do mnie różne role: mogę zagrać lekarza, który jest trochę komiczny, a potem gościa z sił specjalnych. Poznaję dzięki temu wiele ciekawych osób np. chirurga, który zaprasza mnie na operacje czy 40-letniego policjanta, który przechodzi na emeryturę i mówi mi o swoim życiu. Ludzie opowiadają mi o sobie może, dlatego że ja też się otwieram. Świat staje się pełniejszy, uprawiając ten zawód przeżywam życie intensywniej.
Wojciech Zieliński - (ur. 23.04.1979) aktor, zagrał w filmach m.in.: "Świadek koronny", "Idealny facet dla mojej dziewczyny", "Służby specjalne", "Kamienie na szaniec". Za rolę w "Nieopuszczaj mnie" i "Huśtawce" dostał nominację do nagrody Złota Kaczka. Za rolę w "Chrzcie" otrzymał nagrodę Złote Lwy.
Rozmawiała: Katarzyna Zając