The Crown
Ocena
serialu
8,8
Bardzo dobry
Ocen: 268
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"The Crown": Królowa odeszła w cień, scenę przejęła Diana

Na Netflix trafiły już pierwsze cztery odcinki długo wyczekiwanego finału "The Crown". Jednak ostatni sezon serialu nie jest już tym, czym był na samym początku. Z dramatu pozwalającego nam odczuć ciężar władzy i tytułowej korony, stał się obyczajówką podążającą za plotkami.

"The Crown": Premiera pierwszej części finału

Od premiery pierwszego sezonu w 2016 roku, "The Crown" znajdowało się w topce moich ulubionych produkcji. Na nowe odcinki czekałam jak na gwiazdkę. Jeszcze niedawno nie pomyślałabym, że seans serialu Petera Morgana pozostawi mnie dość... obojętną. 

Finałowy sezon podzielony został na dwie części. Trzy odcinki, które trafiły dzisiaj na Netflix opowiadają o wydarzeniach poprzedzających tragiczny wypadek z 31 sierpnia 1997 roku. W czwartym przenosimy się do wnętrz Balmoral, by śledzić reakcje najbliższego otoczenia królowej na śmierć Diany. Ten odcinek zrobił ma mnie największe wrażenie i po raz pierwszy w tym sezonie odczułam silniejsze emocje. Jednak z ciężkim sercem muszę przyznać, że stało się to głównie za sprawą moich osobistych przeżyć. 

Reklama

W pierwszych czterech sezonach "The Crown" prym wiodła królowa Elżbieta. To na niej skupiała się niemal cała uwaga widzów. Wokół niej toczyły się wszystkie wydarzenia. O jej aprobatę i uczucie zabiegali najbliżsi, jej poparcia szukali politycy. Peter Morgan wpuścił nas w niedostępny wcześniej świat brytyjskiej monarchii. Robił to z dozą empatii, starając się pokazać, że Elżbieta II jest nie tylko królową, ale przede wszystkim człowiekiem, który jak każdy z nas popełnia błędy, ma wady i zalety. Oglądając je kibicowaliśmy młodziutkiej Lilibet, gdy po śmierci ojca musiała wziąć na siebie dosłowny i metaforyczny ciężar korony. Obserwowaliśmy jak ta rola królowej, matki całego narodu, odbijała się na jej relacjach z najbliższymi, a dobro "firmy" stawało nad dobrem siostry czy dzieci Elżbiety. 

"The Crown": Korona odchodzi w cień

Piąta odsłona serii wzbudziła do tej pory najwięcej kontrowersji. Scenę przejęła Diana, która nie była już młodziutką i naiwną dziewczyną z czwartego sezonu. Głośno domagała się szacunku i życia na własnych zasadach. I co wcześniej było nie do pomyślenia - opowiedziała o swoich problemach w mediach. "The Crown" przemieniło się wtedy z dramatu "historycznego", w studium psychologiczne rozpadającej się rodziny, w której nikt tak naprawdę nie jest szczęśliwy. W historię ludzi, którzy muszą zachować pozory idealności, by nie splamić wizerunku monarchii. 

W pierwszej części finałowej serii królowa i jej otoczenie już całkowicie schodzą na bok. Narracja skupia się głównie na ostatnich tygodniach życia Diany oraz jej rodzącej się relacji z Dodim Al-Fayedem. Nie ma tu jednak mowy o wielkiej miłości, a bardziej o odskoczni od codzienności (dla Diany) czy niemal biznesowej transakcji (dla ojca Dodiego, Mohameda). Być może zupełnie inaczej potoczyły by się ich losy, gdyby nie ogromne zainteresowanie mediów, które wzbudzała rozwiedziona księżna gdziekolwiek się pojawiła. 

"The Crown": Zaspokojenie ciekawości widzów?

Siłą stworzonej przez Petera Morgana historii była m.in. umiejętność pokazania znanych wydarzeń z innej perspektywy, często zwykłych ludzi. Motyw ten powraca na chwilę w drugim odcinku "Dwie fotografie". Poznajemy w nim historie dwóch fotografów - paparazzo, który uwiecznił scenę pocałunku Diany i Dodiego oraz nadwornego fotografa królowej. Wcielająca się w księżną Walii, Elizabeth Debicki, w wywiadach promujących serial opisała sceny, w których Diana zmagała się z osaczeniem przez ludzi mediów i paparazzi jako "kompletnie nie do zniesienia". 

Debicki po raz kolejny jest doskonała w swojej roli, jednak w finale "The Crown" emocji Diany nie odczuwa się już na tym samym poziomie, co w poprzednim sezonie. Zdają się być płytsze, nie ma w nich psychologicznej głębi. Zamiast chęci zrozumienia, co dzieje się wewnątrz, jest zwykła ciekawość tego, co będzie dalej, a o czym przecież doskonale wszyscy wiemy. Chyba każdy widz zastanawiał się, czy i w jaki sposób zostanie ukazany wypadek. Jak zareagują William z Harrym i czy poleje się morze łez. Czy nie staliśmy się tym samym podobni do natarczywych paparazzi, przed którymi uciekała para kochanków? 

Twórcy serialu z jednej strony robią wszystko, żebyśmy współczuli niezrozumiałej przez rodzinę królewską i zaszczutej przez media Dianie, a z drugiej sami snują swoją opowieść na podstawie spekulacji oraz domysłów. Wkładają bohaterom w usta dialogi, których nikt nie mógł usłyszeć, pokazują niezwykle prywatne momenty z życia prawdziwych ludzi. 

I tak, tu do głosu dochodzi lekka hipokryzja widzów, a z pewnością moja. Przecież jeszcze przed chwilą chwaliłam pierwsze sezony za wpuszczenie nas za kulisy brytyjskiego dworu. Jednak wtedy historia opowiadała o czasach, które mało kto z nas już pamięta. Pierwszy czy drugi sezon oglądało się jak dramat kostiumowy, "Downton Abbey" z postaciami, które istnieją na prawdę. W miarę, jak fabuła zbliżała się do współczesności, seans stawał się coraz bardziej niekomfortowy dla wielu widzów. W niektórych scenach piątego sezonu miałam wrażenie, że podsłuchuję prywatne rozmowy, których zdecydowanie nie powinnam słyszeć.

"The Crown": Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny

Początkowo serial miał zakończyć się na piątym sezonie. Do tej pory byłam jego ogromną fanką, ale według mnie przedłużenie produkcji o jeden sezon nie było dobrym krokiem. Przedstawione wydarzenia są już nam zbyt bliskie i wręcz namacalne. Tragiczny wypadek Diany zostały przeanalizowane pod każdym możliwym kątem. Konsekwencje jej śmierci nadal odczuwa wiele osób. Do tego w odcinku "Aftermath" twórcy zdecydowali się na niezrozumiały dla mnie krok. Nie będę spoilerować, bo to trzeba samemu zobaczyć, by uwierzyć.

Jednak niezależnie od moich subiektywnych odczuć, muszę przyznać, że pod względem technicznym "The Crown" nadal jest perełką. Aktorsko popisać mogła się głównie wspomniana już Elizabeth Debicki, ale pozostali aktorzy również nie zawodzą. Szczególnie w czwartym odcinku, gdy dostają już coś do zagrania. Jak zwykle zachwycają zdjęcia, scenografia oraz stroje. Zdecydowanie widać na ekranie, że "The Crown" jest jednym z najdroższych seriali Netflixa.

Kończące królewską sagę odcinki trafią na Netflixa 14 grudnia. Fabuła skupi się na wydarzeniach z początku XXI wieku. To wtedy książę William rozpoczął naukę na uniwersytecie, gdzie spotkał swoją przyszłą żonę. Również w tym samym roku, według doniesień prasy, książę Harry zaczął palić trawkę i pić alkohol, w wyniku czego jego ojciec, książę Karol, wysłał go ośrodka leczącego uzależnienie od heroiny. Które z tych wydarzeń zobaczymy na ekranie? Odpowiedź poznamy za kilka tygodni.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: The Crown
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy