"The Crown": Jonathan Pryce jest rozczarowany krytyką ze strony Judi Dench
"Im bliżej naszych czasów sięga fabuła serialu, tym bardziej zdaje się on być skłonny do zacierania granic między historyczną dokładnością a prymitywną sensacją" - napisała niedawno o "The Crown" Judi Dench. Aktorce i innym krytykom popularnego serialu odpowiedział teraz odtwórca roli księcia Filipa. Jonathan Pryce przyznał, że zawiódł się na kolegach po fachu, którzy głośno domagali się umieszczenia przed każdym odcinkiem komunikatu dotyczącego fikcyjności fabuły.
Przed nami premiera piątego sezonu jednego z największych serialowych hitów Netflixa - "The Crown". Zanim jeszcze nowe odcinki trafiły do katalogu serwisu streamingowego, na twórców oraz włodarzy platformy posypały się gromy. Spore kontrowersje wzbudziły informacje na temat niektórych wątków nadchodzącego sezonu serii. W jednym z odcinków ma bowiem zostać przedstawiony spisek obecnego króla, a wtedy jeszcze księcia Walii, przeciwko własnej matce. Karol naciskał ponoć na to, by Elżbieta abdykowała i ustąpiła mu miejsca na tronie. Swoje plany przyszły monarcha miał konsultować z ówczesnym premierem Wielkiej Brytanii, Johnem Majorem.
Krytycznie na temat kontrowersyjnego rozwiązania fabularnego wypowiedział się nie tylko wywołany do tablicy Major, ale także znane postaci z branży filmowej. Najgłośniej swój sprzeciw wyraziła Judi Dench, która napisała w tej sprawie list do "The Times". "Im bliżej naszych czasów sięga fabuła serialu, tym bardziej zdaje się on być skłonny do zacierania granic między historyczną dokładnością a prymitywną sensacją. Sir John Major nie jest osamotniony w swoich obawach dotyczących tego, że nowy sezon 'The Crown' przedstawi niedokładny i krzywdzący opis historii. Biorąc pod uwagę niektóre wątki (...) trzeba przyznać, że jest to okrutnie niesprawiedliwe. Nikt nie wierzy mocniej w wolność artystyczną niż ja, ale to musi zostać poddane dyskusji" - napisała laureatka Oscara.
Oburzonym odpowiedział właśnie Jonathan Pryce, który gra księcia Filipa w dwóch ostatnich sezonach serialu - piątym i szóstym. "Widzowie wiedzą, że to fabularna, a nie dokumentalna produkcja. Obejrzeli już przecież cztery sezony. Myślę, że powszechne oburzenie nasiliło się ze względu na zwiększoną wrażliwość spowodowaną śmiercią Elżbiety II" - stwierdził aktor w rozmowie z portalem Deadline. I dodał, że jest "bardzo rozczarowany" postawą kolegów po fachu, którzy domagali się umieszczenia przed każdym odcinkiem serialu komunikatu dotyczącego fikcyjności fabuły.
Podobnie uważa Imelda Staunton, która w dwóch nadchodzących sezonach wciela się w Elżbietę II. "W pewnym sensie to zrozumiałe. Ludzie wciąż przeżywają odejście królowej" - stwierdziła aktorka. Zapewniła jednak, że twórca produkcji miał jak najlepsze intencje. "Peter Morgan uwielbia rodzinę królewską, dlatego pokazuje jej członków jako ludzi z krwi i kości, którzy mają też słabe strony. Nie ocenia, po prostu ukazuje widzom złożoność tych postaci. Cała ekipa i obsada żywią przekonanie, że ta historia została przedstawiona w sposób uczciwy, szczery i pełen szacunku" - stwierdziła.
Czy rację mają gwiazdy serialu, czy też jego zagorzali krytycy? To będzie można ocenić już wkrótce. Piąty sezon "The Crown" zadebiutuje na Netfliksie 9 listopada.