Tajemnice życia serialowej babki Rozalki ze "Świata według Kiepskich"
Krystyna Feldman, czyli niezapomniana babka Rozalka ze "Świata według Kiepskich" i odtwórczyni męskiej roli Nikifora, często mówiła o sobie, że jest zbzikowaną kobietką, która ma zwariowane życie. Tak naprawdę jednak była niezwykle uporządkowaną osobą, doskonale wiedzącą, czego chce. Potrafiła z żelazną konsekwencją realizować swoje cele. Najważniejszym z nich, już od najmłodszych lat, było zostać aktorką.
Krystyna Feldman pochodziła z rodziny aktorskiej. Jej mama, Katarzyna, występowała w lwowskich teatrach dramatycznych i śpiewała w operze, a ojciec, Ferdynand, specjalizował się w rolach szekspirowskich i był wielką gwiazdą Teatru Wielkiego we Lwowie. Oboje marzyli, żeby Krysia poszła w ich ślady.
"Myśmy z bratem, starszym ode mnie tylko troszkę Jurkiem, w zasadzie nie bawili się zabawkami. Myśmy odgrywali przedziwne spektakle wymyślone przez nas samych" - opowiadała Krystyna Feldman, wspominając dzieciństwo.
Aktorka nie pamiętała ojca. Zmarł, gdy miała zaledwie trzy lata. "Był dla mnie jedynie dziwnym panem z wielkich fotografii, które wisiały na ścianach w naszym domu" - mówiła.
Nie kryła, że wszystko zawdzięcza matce. To dzięki niej już jako pięciolatka zaczęła grać małe rólki w teatrze, a potem chodzić na lekcje aktorstwa do prywatnego studia Janusza Strachockiego.
"Matka dostrzegła we mnie temperament aktorski i stwierdziła, że nadaję się tylko na scenę" - wspominała.
Po maturze osiemnastoletnia Krysia pojechała do Warszawy, by trzy lata później wrócić do Lwowa z dyplomem ukończenia Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. 1 września 1937 roku zadebiutowała rolą chłopczyka w bajce "Kwiat paproci" wystawianej na scenie Teatru Miejskiego.
"Dyrektor uwielbiał i szanował mojego ojca, więc pewnie zadziałała magia nazwiska, skoro bez słowa dał mi angaż" - żartowała, mówiąc o początkach swej kariery.
Dokładnie dwa lata po debiucie Krystyny wybuchła II wojna światowa, a zaraz potem do Lwowa wkroczyła Armia Czerwona. Aktorzy Teatru Miejskiego napisali list do Stalina, w którym poparli jego działania.
"Powiedziałam mamie, że nie będę pracowała z ludźmi, którzy podlizują się temu bandycie i z hukiem opuściłam mury teatru" - opowiadała.
Po ucieczce z rodzinnego miasta Krystyna zaszyła się u rodziny w niedalekiej Zimnej Wodzie. Pomagała w gospodarstwie, zajmowała się ogrodem, pracowała jako pomoc domowa. W 1942 roku wstąpiła w szeregi Armii Krajowej i została łączniczką. Nie wytrzymała jednak długo bez aktorstwa. Założyła w Zimnej Wodzie własny teatr, a w przerwach między występami na scenie, przewoziła meldunki, tajne dokumenty i broń. Do Lwowa wróciła dopiero w 1944 roku - do Teatru Miejskiego ściągnął ją Aleksander Bardini.
"Nie miał kim obsadzić roli Staszka w "Weselu", a ja się do tego świetnie nadawałam" - żartowała po latach.
Tę samą rolę Krystyna zagrała w październiku 1945 roku w Teatrze Śląskim. Do Katowic - jak wielu innych repatriantów - aktorka trafiła, gdy po zakończeniu wojny Polska straciła Lwów.
Katowice nie podobały się Krystynie, więc przeniosła się do Opola, a potem - w 1948 roku - do Jeleniej Góry, gdzie zakochała się bez pamięci w starszym od niej o 26 lat reżyserze Stanisławie Brylińskim.
"Miałam powodzenie u chłopców, ale interesowali mnie tylko starsi mężczyźni" - twierdziła. Fakt, że Bryliński zbliża się do sześćdziesiątki i w dodatku ma żonę, nie miał dla niej żadnego znaczenia.
"Nigdy wcześniej i nigdy potem nikogo tak nie kochałam" - wyznała tuż przed śmiercią, wspominając jedynego mężczyznę, którego wpuściła do swego serca i pod swój dach.
Krystyna i Stanisław żyli w nieformalnym związku, ale nazywali siebie żoną i mężem. Bryliński w końcu się rozwiódł, ale tuż po tym, jak w 1953 roku razem z narzeczoną przeprowadził się do Łodzi, zmarł. Byli razem zaledwie pięć lat.
"Żyliśmy na kocią łapę, ale wszystko zdążało do tego, że w końcu weźmiemy ślub. Nie zdążyliśmy" - powiedziała wiele lat później, opowiadając o swym jedynym związku.
Kolejne lata aktorka tułała się po Polsce w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, aż w 1976 roku trafiła do Poznania. Miała już wtedy na swoim koncie kilkadziesiąt epizodów filmowych i cieszyła się sławą mistrzyni drugiego planu. Nie zazdrościła koleżankom grającym główne role, bo twierdziła, że - to jej słowa - duża rola sama się gra, a nad epizodem trzeba popracować.
"Wcale nie jest proste zagrać epizod w taki sposób, żeby on zaistniał. A moje ludzie pamiętają latami" - mówiła.
Trzy lata po osiedleniu się w Poznaniu aktorka podpisała się pod listem studentów Uniwersytetu Adama Mickiewicza w sprawie uszanowania przez milicję autonomii uczelni, co sprawiło, że PRL-owskie śłużby wzięły ją pod lupę. Była wielokrotnie wzywana do ich siedziby, gdzie przesłuchiwano ją i zastraszano. Robiono też naloty na jej mieszkanie.
Dyrektor Teatru Polskiego, na scenie którego występowała, dostał polecenie zdjęcia z afisza wszystkich sztuk z jej udziałem i nakłonienia jej do przejścia na emeryturę. Krystyna Feldman wiedziała, że to sprawka bezpieki, więc żeby nie narażać na nieprzyjemności swych przyjaciół z teatru, zdecydowała się odejść. Na szczęście pracę zaproponowała jej Izabela Cywińska, stojąca wtedy na czele zespołu poznańskiego Teatru Nowego.
Aktorka do końca życia z dumą mówiła, że komunistom nie udało się jej złamać.
Krystyna Feldman, na szczęście, nigdy nie musiała się martwić o pracę. Jej filmografia każdego roku powiększała się o kilka pozycji. Ciotka z "Yesterday", Krysia z "Pociągu do Hollywood", babcia z "To ja, złodziej" czy wreszcie pani Gienia z "Plebanii" i babka Rozalia ze "Świata według Kiepskich" to zaledwie parę z mnóstwa jej niezapomnianych kreacji.
W 2004 roku aktorka doczekała się wreszcie swej pierwszej głównej roli filmowej. Za występ w "Moim Nikiforze" dostała kilkanaście nagród - w tym Złotą Kaczkę, Orła, nagrody aktorskie na festiwalach filmowych w Gdyni, Karlovych Varach, Kijowie, a nawet Zimbabwe! Miała 88 lat, gdy okrzyknięto ją najlepszą polską aktorką roku.
Czytaj więcej: Krystyna Feldman: Aktorka, której nie interesowało gwiazdorstwo
"Czekałam na rolę życia i się w końcu doczekałam. Ale to nie znaczy, że mam poczucie krzywdy, że tak późno. Każdy z tych moich epizodzików to była dla mnie najważniejsza rzecz na świecie" - powiedziała, odbierając Orła.
"Zabawne, że dostałam tę nagrodę za wcielenie się w mężczyznę. Historia zatoczyła koło. Zaczynałam od grania chłopców, kończę na graniu panów" - żartowała.
Po "Nikiforze" Krystyna Feldman wystąpiła jeszcze w kilku odcinkach "Kiepskich", zagrała w serialu "Na dobre i na złe" oraz filmach "Dublerzy" i "Ryś". Premiery tego ostatniego nie doczekała.
Zmarła 24 stycznia 2007 roku. Dwa dni później znajomi zaniepokojeni nieobecnością aktorki na niedzielnej mszy u ojców Dominikanów poszli do jej mieszkania i znaleźli jej ciało.
"Odeszła tak, jak żyła - po cichu" - napisali potem w mediach społecznościowych.
Krystynę Feldman - zgodnie z jej ostatnim życzeniem - pochowano w kostiumie z ostatniego spektaklu, monodramu "I to mi zostało", a do trumny włożono zdjęcie umiłowanego przez nią Jana Pawła II oraz marszałka Józefa Piłsudskiego.
Wypowiedzi Krystyny Feldman pochodzą z wywiadu-rzeki opublikowanego w formie książki "Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu" autorstwa Tadeusza Żukowskiego.