Renata Pałys i "Świat według Kiepskich": To było ciągłe "jechanie po bandzie"
Największą popularność zdobyła dzięki roli Heleny Paździoch w komediowym serialu "Świat według Kiepskich", który na antenie jest już ponad 20 lat. Ku zaskoczeniu widzów, od sierpnia wyświetlana jest już ostatnia transza produkcji. Renata Pałys wyjawia, że ze spokojem przyjęła wiadomość o zakończeniu serialu, a za rogiem czekają już na nią nowe wyzwania zawodowe i prywatne.
Serial "Świat według Kiepskich" jest wyświetlany już ponad 20 lat, a pani związana jest z nim od pierwszego odcinka. Pamięta pani początki tej produkcji?
- Myślę, że nawet pierwsze 3 odcinku tego serialu już były wielkim zaskoczeniem dla telewidzów. To był pierwszy sitcom kręcony w Polsce. Dla mnie również to było wielkie zdziwienie, to było ciągłe "jechanie po bandzie". Od początku trwania serialu zadawałam sobie pytanie: Czy to w ogóle się u nas przyjmie? Sama idea tego programu, która opierała się na przekraczaniu kolejnych granic, była dla ludzi nowością. Z początku nie był przychylnie przyjmowany przez krytyków i "elity".
Jednak niemal każdy słyszał o tym serialu. Co wpłynęło na taką popularność?
- Uważam, że główną robotę robi oczywiście scenariusz. Moim zdaniem, aktorzy również doskonale zostali dobrani do tego serialu. Na sukces składa się wiele czynników. Od początku poruszał problemy społeczne i polityczne, które - co śmieszne - nadal są aktualne. Nawet powtórki wiążą się z dużą popularnością.
Istnieje odcinek, który szczególnie pani zapamiętała?
- Nakręciliśmy niemal 600 odcinków. Kiedy spotykaliśmy się na planie, nagrywaliśmy w bardzo szybkim tempie. Bywało tak, że kiedy szłam na ramówki stacji Polsat, musiałam najpierw zadzwonić do scenarzystów, aby pytać, co ostatnio kręciliśmy, ponieważ nie byłam w stanie sobie tego przypomnieć. Nie ma odcinka, który szczególnie utkwił mi w pamięci. Zawsze powtarzam, że nie uczę się tego serialu na pamięć. Sprawiało mi dużą satysfakcję i frajdę granie w nim, lecz nie jest to coś, co naznaczyło moje życie.
Na planie był czas na spontaniczność i improwizacje?
- Absolutnie nie było miejsca na improwizację. Nawet jeżeli wydaje się, że coś było improwizowane to są to złudzenia. Co ciekawe, każda improwizacja musi być bardzo starannie przemyślana i mieć bardzo dobre fundamenty, żeby coś z tego wyszło. Każdy z reżyserów planował ten serial w najmniejszym szczególe. Nigdy nie było u nas cienia improwizacji. Mało tego, reżyserzy byli bardzo "przywiązani do tekstu". Trzeba było mówić to, co jest napisane.
Prawie 600 odcinków, ponad 20 lat na ekranie. Zdarza się, że ludzie zwracają się do pani per Helena?
- Tak, zdarza się. Często słyszę: "Dzień dobry pani Helenko". Zazwyczaj kobiety bardziej utożsamiają się z tą postacią. Spotkałam się z takimi stwierdzeniami, że "dobrze musztruje tego Mariana". Moja postać jest zupełnym przeciwieństwem Haliny, która jest bardzo rozsądną, ciężko pracującą kobietą. Helena jest okropną babą i okropną sąsiadką. Nie wiem z jakich powodów, ale cieszy się ogromną sympatią widzów.
Wydawać by się mogło, że widzowie raczej negatywnie podchodzą do tej bohaterki.
- Nigdy nie spotkałam się z negatywnymi komentarzami na temat mojej postaci. Aktorki z niechęcią podchodzą do takich negatywnych ról, bo potem to ponoć ma wpływ na ich życie osobiste. Jeżeli jednak chodzi o nasz serial, to mam wrażenie, że widzowie oddzielają nasze życie prywatne od wykreowanych ról. Ja nigdy nie napotkałam żadnych negatywnych konsekwencji tej roli.
Wszystko co dobre, kiedyś się jednak kończy. Od 31 sierpnia możemy oglądać ostatni sezon przygód bohaterów serialu "Świat według Kiepskich". Jak zareagowała pani na tę informację?
- Od kilku lat mówiono nam, że to już jest ostatnia transza. Ja byłam przygotowana na to, że kiedyś ten serial się skończy. Nie przypuszczałam jednak, że nastąpi to w tak przykrych okolicznościach. Pożegnaliśmy kolegę Darka [Gnatowski, serialowy Arnold Boczek - red.], Ryśka [Kotys, serialowy Marian Paździoch - red.], którzy grali jedne z głównych postaci. Tutaj jest największy smutek, że odeszli koledzy. Natomiast decyzję o zakończeniu produkcji przyjęłam ze spokojem. Wszystko się zaczyna i wszystko się kończy. Kiedy żegnaliśmy się po zakończeniu nagrań, nikt nie powiedział nam wprost, że to ostatnia transza. Zostaliśmy w zawieszeniu. Ukazał się komunikat Polsatu, że serial nie będzie już produkowany. To jest już rozdział zamknięty.
Będzie brakować pani spotkań na planie tej produkcji?
- Jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne. Trudno mi jednak tak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony wypadałoby powiedzieć, że jest mi bardzo żal. Jednak my kręciliśmy odcinki tylko dwa razy w roku, więc ta produkcja nie była na co dzień obecna w moim życiu. W Warszawie kręci się seriale codziennie. My przez 13 dni kręciliśmy 12 odcinków. Później mieliśmy wolne i życie wracało na swoje tory.
Niedawno wzięła pani udział w krótkometrażowym filmie "Ucieczka z miasteczka". To zwiastun jakiegoś większego projektu?
- To jest film studencki. Staram się nie odmawiać udziału w tego typu produkcjach. Brałam udział w jednym dniu zdjęciowym, zagrałam małą rolę. Ten projekt sprawił mi jednak wielką frajdę. Pracowałam z bardzo młodymi ludźmi, zobaczyłam jak to teraz wygląda. Granie w takim serialu jak "Świat według Kiepskich" daje aktorowi pewien psychiczny komfort. Znałam całą ekipę, znałam kolegów, byliśmy w takim ciepłym kokonie. Wszyscy się lubiliśmy, nie kłóciliśmy. W przypadku takich krótkometrażowych filmów, na planie zawsze jest coś nowego. Według mnie taka praca jest niezwykle rozwijająca.
Wydaje się, że jest pani człowiekiem pochłoniętym pracą.
- To nie był jedyny taki film, w którym wzięłam udział, jednak nie wszystkie nowinki publikuje na swoich portalach społecznościowych. Dzieje się dosyć dużo. Jestem związana także z Krakowskim Teatrem Komedia. Lato to był szczególnie intensywny czas w teatrze. Wrzesień i październik również są bardzo pracowite. Zawodowo jestem aktywna. Oprócz tego działam również społecznie, w Związku Artystów Scen Polskich. Zajmuje mi to bardzo dużo czasu. Generalnie, jestem człowiekiem zajętym.
Aktorstwo się pani nie nudzi?
- Nie nudzi mi się, jednak jakbym od początku wiedziała na czym poleca ten zawód to drugi raz nie poszłabym tą drogą. Zamiast tego, mogłabym być bibliotekarką. Potrzebny mi spokój i cisza.
W takim razie co jest najtrudniejsze w tym zawodzie?
- Aktor musi mieć wrażliwość motyla, a odporność skały. Aktorowi każdy może powiedzieć coś przykrego, skomentować jego pracę. Poza tym, zawsze trzeba sprostać wizji reżysera. Dobrze jest, kiedy trafi się reżyser, z którym można współpracować, dyskutować i bronić swojej koncepcji, jednak nie zawsze się tak zdarza. Przez całą swoją karierę zawodową aktor uczy się "obcych tekstów". To wszystko jest bardzo pochłaniające. Pamiętam, że kiedy urodziłam dziecko, to zdecydowałam się na pewien czas zrezygnować z tego zawodu. Podziwiam aktorki, które łączą macierzyństwo z pracą. Ja tego nie potrafiłam, chociaż nie żałuję tamtej decyzji.
Trudno było powrócić do pracy?
- Powrót był trudny, jednak jakoś mi się udało.
Gdzie teraz znajduję pani tę spokój i ciszę?
- W kompletnej dziczy, w której nie ma nawet zasięgu. Zawsze się śmieje, że musze jechać do większego miasta, aby w ogóle skontaktować się z ludźmi. Jednak trzeba przyznać, że swoje baterie ładuje też w domu, chociaż w nim również jestem zajęta. Mam mamę, która ma 92 lata, mam malutką wnuczkę. Jednak to jest miejsce, gdzie nabieram sił przed kolejnymi wyzwaniami zawodowymi.
Oprócz aktorstwa na pewno znajdą się również inne pasje, którymi jest pani zainteresowana.
- Razem z mężem lubimy wyjechać za miasto, do lasu. Niedaleko Wrocławia jest mnóstwo takich miejsc. Nie jedziemy tam w soboty i niedziele, kiedy jest tam dużo ludzi, tylko w tygodniu. Te wycieczki dobrze mi służą. Mózg oczyszcza się wtedy z hałasów. Jestem także uzależniona od czytania, robię też na drutach. Zimą lubię siedzieć przy kominku i czytać książki.
Rozmawiała: Aleksandra Szymczak