Kto chciałby takiego kretyna?
Wszyscy go znają jako Arnolda Boczka z serialu "Świat według Kiepskich", ale aktor jeździ też ze spektaklem po kraju. W wolnym czasie Dariusz Gnatowski pielęgnuje ogród, spędza czas z rodziną i ukochanymi persami.
W kamienicy przy ulicy Ćwiartki 3 duże zmiany. Po sześciu latach nieobecności w kraju, wrócił do rodziny Walduś Kiepski. Na dodatek znalazł sobie żonę. A co słychać u Arnolda?
- Jako zatwardziały kawaler nadal nie myśli o żeniaczce. Podejrzewam, że z korzyścią dla niego, bo, jak mówi moja żona: - Kto chciałby takiego kretyna. Jest mu dobrze tak, jak jest. Poza tym każdy odcinek opowiada inną historię i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy u sąsiadów Arnolda Boczka. Jednego dnia bohaterowie lecą w kosmos, drugiego jadą do Rzeszowa, innym razem zostają w domu i grają w karty. Na pewno się jednak nie nudzą.
Na planie pewnie też nie macie czasu na nudę?
- Dokładnie. Praca to praca i trzeba dać z siebie maksimum. Efekty są widoczne. Po 12 latach emisji, serial wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem.
Podobno znalazł się Pan w obsadzie "Kiepskich" przez przypadek. To prawda?
- Można tak powiedzieć. Mój kolega jechał do Warszawy na casting i zaproponował, żebym mu towarzyszył. Na planie serialu potrzebowali do epizodu faceta. Wypatrzył mnie reżyser Okił Khamidow i zaprosił na zdjęcia do "Świata według Kiepskich". Po kilku dniach dowiedziałem się, że dostałem rolę Arnolda Boczka.
Zwykle aktorzy mówią, że nie mają czasu albo nie lubią oglądać siebie w telewizji.
- Jestem fanem swojego zawodu, ale zupełnie nie mam czasu przesiadywać przed telewizorem. Poza tym od 20 lat jestem związany z Teatrem STU w Krakowie.
Co Pan robi w wolnym czasie?
- Czytam, oglądam filmy, słucham muzyki. Lubię też posiedzieć przed domem i robić porządki w ogrodzie. Mam też kilka grządek z warzywami i kwiatami. Kiedy wszystko wokół rozkwita, jest pięknie.
Koty nie niszczą Panu sadzonek?
- Nie, persy są z natury spokojne. Zamiast psocić, wolą wylegiwać się przy kominku albo na słońcu.
Rozmawiała Maria Ostrowska
