Krystyna Podleska i Jerzy Gruza byli parą? Łączyła ich niezwykła więź
Krystyna Podleska, którą na małym ekranie po raz ostatni oglądaliśmy w 2012 roku jako Wiolettę w "Świecie według Kiepskich", większości kinomanom w Polsce kojarzy się przede wszystkim z roli Aleksandry Kozeł z kultowego "Misia". Nie wszyscy pamiętają, że zanim trafiła na plan komedii Stanisława Barei, grała m.in. u Jerzego Skolimowskiego i Krzysztofa Zanussiego. Swój ekranowy debiut aktorka zawdzięcza Jerzemu Gruzie, z którym pod koniec lat 60. łączył ją niezobowiązujący romans.
Krystyna Podleska, znana też jako Christine Paul, całe dzieciństwo i młodość mieszkała w rodzinnej Anglii. W Polsce, a konkretnie w Warszawie, spędzała tylko wakacje. Rodzice co rok wysyłali ją na całe lato do babci lub wujostwa.
Nastoletnia Krystyna, zamiast zwiedzać kraj przodków i poznawać jego kulturę, całe dnie przesiadywała na basenie Legii, bardzo wówczas modnym i obleganym przez warszawiaków miejscu.
"Był tam kącik na betonie, na którym leżeli ówcześni celebryci. No i ja też" - wspominała na kartach książki „Dziewczyna Misia”.
Na Legii częstym gościem był bardzo już wtedy popularny reżyser i doskonale znany w artystycznym światku stolicy bon vivant – Jerzy Gruza. Pewnego dnia zobaczył Krysię i uznał, że ma zadatki na gwiazdę...
Krystyna miała niespełna 18 lat, kochała się bez pamięci w pewnym młodym Angliku i nie w głowie jej były romanse, zwłaszcza ze sporo od niej starszym reżyserem. W tamte wakacje do niczego między nimi nie doszło. Gruza szybko zapomniał o uroczej dziewczynie, ona zapomniała o nim.
"Po dwóch latach niewidzenia spotkaliśmy się przypadkowo na ulicy. Szłam właśnie na Pocztę Główną wysłać list do mojego ukochanego Stefanka, który został w Londynie. Jurek zaproponował mi wyjazd na festiwal piosenki do Sopotu, który reżyserował" - opowiada Krystyna Podleska.
W pierwszej chwili odmówiła Gruzie, ale babcia, której powiedziała o swym spotkaniu z Jerzym, przekonała ją, by jednak wybrała się z nim do Trójmiasta.
"Mówiła, że będę na świeżym powietrzu, że będę oddychać jodem" - wspomina aktorka.
W Sopocie Krystyna całe dnie siedziała w pokoju. Wychodziła tylko wieczorami, by – jak mówi – lecieć do "Czarnego Kota" (popularny w tamtych czasach sopocki klub – przypis red.) i tańczyć do upadłego przez całą noc.
Krystyna Podleska nie kryje, że Jerzy Gruza rozkochał ją w sobie. Po prostu straciła dla niego głowę.
"Kiedy wróciłam z Sopotu do Warszawy, już nie pamiętałam o moim Stefanku, a wyjeżdżając z Polski, byłam śmiertelnie zakochana w Jurku" - wyznała w wywiadzie-rzece "Dziewczyna Misia".
I Krysia, i Jurek wiedzieli, że ich związek nie ma szans na przetrwanie, więc korzystali z każdej chwili, by nacieszyć się sobą, zanim skończy się lato.
Na pożegnanie Gruza wydał na cześć Krystyny wspaniałe przyjęcie, na które zaprosił wszystkich swoich znajomych.
"Wszyscy tam byli! Jurek opowiadał mi potem, że jak przyjęcie się skończyło, stał na balkonie i machał mi na do widzenia. Kiedy się odwrócił, zobaczył swoje zdewastowane mieszkanie" - wspomina aktorka.
Po powrocie do Anglii Krystyna kontynuowała naukę w londyńskiej szkole teatralnej Webber Douglas Academy of Dramatic Art. Jeszcze przed jej ukończeniem zaczęła występować w przedstawieniach działającego przy Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym Teatrze Nowym. Bardzo chciała grać w filmach, ale zdawała sobie sprawę, że dziewczyn takich jak ona — marzących o karierze filmowej — są tysiące, więc będzie jej bardzo trudno zaistnieć.
Był początek 1970 roku, gdy przebywający od dwóch lat na emigracji Jerzy Skolimowski – 32-letni reżyser ze sporym już dorobkiem – kompletował obsadę do filmu "Deep End" ("Na samym dnie"), który zamierzał nakręcić w Londynie. Scenariusz do filmu napisał razem z Bolesławem Sulikiem i... Jerzym Gruzą. Były ukochany polecił ją przyjacielowi. Krysia dostała w "Deep End" rolę ponętnej sprzedawczyni hot-dogów.
"To była moja pierwsza rola, oczywiście epizod, ale bardzo fajny" - stwierdziła po latach w rozmowie z autorką "Dziewczyny z Misia".
Na planie filmu Skolimowskiego Krystyna poznała wschodzącą gwiazdę brytyjskiego kina — młodego i zabójczo przystojnego Johna Mouldera-Browna. Zaprzyjaźnili się, a gdy kilkanaście miesięcy później spotkali się znowu – tym razem na planie horroru "Vampire Circus" - wpadli sobie w ramiona i zostali kochankami.
"Byliśmy razem trzy lata. To były burzliwe trzy lata" - wspomina Podleska.
Jerzy Gruza pozostał w pamięci Krystyny jako wspaniały mężczyzna, cudowny kompan i świetny przyjaciel. Zawsze, gdy przylatywała do Polski, spotykali się, by porozmawiać, powspominać dawne czasy. Kiedy on zjawiał się w Londynie, odwiedzał ją ze swoimi kolejnymi partnerkami.
Aktorka zawsze wypowiadała się o reżyserze z ogromnym szacunkiem, nigdy nie przestała mu być wdzięczna za to, że pomógł jej w karierze.
Po latach Krystyna poprosiła Gruzę, by wyreżyserował jej monodram. Ich wspólny "Boski rozwód" grała przez ponad dekadę, odwiedzała z nim wszystkie polskie teatry i domy kultury. Mówi, że to jej "popisowy numer".
W styczniu 2014 roku w stołecznym teatrze Druga Strefa odbył się benefis Krystyny Podleskiej. Jerzy Gruza był honorowym gościem uroczystości.
Przyjaźnili się ponad pół wieku – aż do jego śmierci w lutym 2020 roku.