Kaprysy gwiazd
Gwiazdy show-biznesu słyną z tego, że są kapryśne. O ich szaleństwach i ekstrawagancjach krążą wręcz legendy. Co do powiedzenia na ten temat mają: Marzena Kipiel-Sztuka, Jolanta Fraszyńska i Zbigniew Buczkowski?
- Muszę przyznać, że dość przystępny ze mnie człowiek od urodzenia, więc nabycie tak zwanych nawyków gwiazdy nigdy mi nie groziło - powiada aktorka Marzena Kipiel-Sztuka, znana z sitcomu "Świat według Kiepskich". - Nie kapryszę na planie i myślę, że jestem otwarta na współpracę. Podobnie w życiu. Oczywiście jako rasowa babka mam swoje zachcianki, na przykład choruję na buty, których cena znacznie wykracza poza moją wydajność finansową, ale nie są to kaprysy, który zatruwałyby życie innym ludziom. Ich ostrze jest skierowane wyłącznie we mnie i moje konto. Ale stać mnie na szaleństwo. Myślę, że jedną z większych ekstrawagancji, jakich się dopuściłam, było prowadzenie samochodu po strasznie stromych i pokręconych drogach w Grecji. Zważywszy jeszcze, że nie mam prawa jazdy, a prędkość na liczniku znacznie przekroczyła wszelkie dozwolone normy, do dziś na samą myśl o tej podróży dostaję gęsiej skórki.
- Ja i ekstrawagancje? Broń, Boże! - zapewnia aktor Zbigniew Buczkowski ("Barwy szczęścia"). - Jestem zwyczajnym facetem, który zapracował sobie na własny dom czy dobry samochód. Jestem otwarty na wyzwania, ale do życia nie potrzebuję ciągłych skoków adrenaliny. Pamiętam, że kiedyś wybrałem się ze znajomymi na Giewont zimą. Czułem się jak zdobywca, ale dość szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Przez bezmyślność poszedłem zdobywać szczyt w... trampkach zamiast w normalnych butach do wspinaczki. Kosztowało mnie to dużo zdrowia i strachu. Zresztą nie tylko mnie, ale i znajomych, którzy bali się, że lada chwila odpadnę od ściany i spadnę w przepaść. Ryzyko, owszem, ale w granicach przyzwoitości.
- Chyba nie mam kapryśnej natury, no, powiedzmy w granicach normy, bo w końcu jestem kobietą - mówi aktorka Jolanta Fraszyńska ("Licencja na wychowanie", "Na dobre i na złe". - Rzeczy rzadko stają się obiektem mojego pożądania. Czasami jednak, gdy widzę coś, czemu po prostu nie potrafię się oprzeć, tracę zdrowy rozsądek i bez ograniczeń używam swojej karty kredytowej. Oczywiście potem poważnie to odchorowuję, ale trudno, taka już moja uroda. Moją bodajże największą ekstrawagancją zakupową były dwie sukienki od Moschino. Były tak cudne, prawdziwe dzieła sztuki, że już w chwili, gdy je mierzyłam, wiedziałam, że mój wysoce rozwinięty stopień czujności został uśpiony. Wydałam na nie majątek, aż wstyd się przyznać, ale było warto, nawet kosztem ogromnych wyrzutów sumienia.