"Singielka": Nieidealni, ale prawdziwi
Jako serialowa (nie)para podbili serca Polaków, którzy od miesięcy kibicują ich relacji. Specjalnie dla was gwiazdy „Singielki” szczerze i o wszystkim!
Za nami pierwsze pocałunki Elki i Tomasza. Czy teraz już tylko happy end?
Mateusz Janicki: Nie będziemy zdradzać, jak się skończy. Sami nie wiemy, bo scenariusz powstaje na bieżąco. Mam jednak swoje przeczucia, ale nie będę nic mówił.
Paulina Chruściel: To serial z happy endem, widzowie takie lubią. Ale to jednak nie koniec drogi Elki. To dziewczyna, która zaskakuje. Pojawią się nowe ubrania, nowe kolory i nowi mężczyźni...
Stworzyliście niesamowity duet ekranowy. A jak się wam razem pracuje przed kamerą?
PCH: Super. Splatamy się, uzupełniamy w naszym graniu. Wspólne sceny kręcimy szybko i sprawnie. Poza tym Mateusz dba o mnie, żebym pilnowała logiki sceny, bo mnie czasem ponosi twórczy temperament, a ja troszczę się, by nie mówił kwestii pod nosem - zwłaszcza o 6 nad ranem (śmiech). On mnie wycisza, ja go pobudzam... A tak serio, to naprawdę fajny facet.
MJ: Potwierdzam. Pracuje nam się dobrze, zresztą nie mamy wyjścia, bo spędzamy ze sobą w pracy bardzo dużo czasu, momentami więcej niż z naszymi rodzinami (śmiech). Widząc Elkę, patrzę na nią przez pryzmat Pauliny, która bardzo dużo dała postaci od siebie.
Rzeczywiście tak jest?
PCH: Gram tę rolę od kilku dobrych miesięcy i sama już się zastanawiam, ile jest mnie w Elce. Bez wątpienia to postać, którą czuję i która we mnie "siedzi". Nie jestem Elką, ale użyczam jej własnych cech - mojej wrażliwości, mojej twarzy. Obie mamy bujną wyobraźnię dość silny charakter i pewien rodzaj wariactwa w sobie... No i zdolności do utrudniania sobie życia (śmiech). Są takie momenty, że zakręcę się, a potem potrzebuję, by ktoś mnie "odkręcił", mówiąc: "Paula, nie wkręcaj się" i dał kopa do działania. Tak jak w przypadku Elki zrobił to coach Jacek. W życiu dobrze jest mieć kogoś, kto spojrzy na ciebie z boku i doradzi: "Rób swoje", "Nie poddawaj się", ale też: "Nie kombinuj!". Natomiast to, co mnie od Elki odróżnia to na pewno stosunek do mężczyzn... (śmiech).
Mateusz, a jak jest z tobą?
MJ: Trudno powiedzieć. Na pewno mój bohater jest postacią "przesianą" przeze mnie. Próbuję zrozumieć go i jego postępowanie, by potem móc, grając, uzasadniać jego decyzje. Natomiast, ile we mnie Tomasza? Myślę, że osoby znające i mnie, i serial znalazłyby kilka podobieństw, ale też różnic. Tak jak Tomasz staram się być uczciwy w życiu i podejmować decyzje, które są w porządku, bez względu na konsekwencje. Prywatnie jednak jestem na dalszym etapie życia oraz bardziej zdecydowany. No i podejmuję szybciej decyzje (śmiech).
Chyba lubicie swoich bohaterów...
PCH: Uwielbiam! Elka to taki "prawdziwek". Nie jest królową piękności, do ideału jej daleko. Ma swoje kompleksy, lęki i właśnie dzięki tej niedoskonałości wydaje się wyjątkowa, prawdziwa i ludzka. Za to ją lubię: za normalność. Dziś istnieje dużo pozerstwa, dążenia na siłę do ideału, jakiegoś wyobrażenia siebie. Wierzę, że najważniejsze w życiu, a jednocześnie najtrudniejsze to spotkać się z samym sobą, mieć odwagę "szukać siebie". Tak od środka i uczciwie - po swojemu. I nie wolno się poddawać! Nawet kiedy świat ściąga w dół.
MJ: Co do Tomasza... On jest tak napisaną postacią, że ma budzić sympatię i być właśnie takim twoim ekranowym kumplem, z którym by się wyskoczyło na piwo. To pozytywny bohater, ale też posiadający ciemniejszą stronę. Wiadomo, nie jest ideałem, ale przez to jest prawdziwym facetem z krwi i kości. I tak staram się go grać.
Hasłem promującym serial było: Znaleźć miłość w... 274 dni. Uważacie, że to możliwe?
MJ: Nie ma czegoś takiego jak termin. W miłości nie można planować. Chociaż może ktoś tak potrafi. Dla mnie miłość i w ogóle bycie z drugim człowiekiem jest czymś tak nieokreślonym i nieuchwytnym, że nie można podchodzić do niej tabelkowo. Nie da się jej znaleźć, bo się chce, i nie da się jej zgubić, bo się chce. Po prostu jest albo nie.
PCH: Wierzę, że miłość można znaleźć nie w 274 dni, ale w jedną sekundę. Więcej czasu zabrać może uświadomienie sobie i decyzja, że to właśnie z tą osobą chcesz być naprawdę i do końca. Z nią chcesz zaryzykować i spróbować budować wspólny świat.
To chyba przypadek Elki....
PCH: Zdecydowanie. Elka doszła do tego momentu, kiedy wreszcie uświadamia sobie, z kim chce być. Nie zapominajmy, że to także działa w drugą stronę. Nie tylko ona musi coś zrozumieć, to musi trafić też do tej drugiej osoby...
MJ: I zaczyna docierać... (śmiech)
Czasy singielstwa oboje macie już jakiś czas za sobą. Gdybyście jednak byli wolni, kto jest bardziej w waszym typie. Do Pauliny - Tomasz czy Mikołaj, do Mateusza - Elka czy Sylwia?
PCH: Jestem szczęśliwą mężatką i nie odpowiadam na takie pytania (śmiech), chociaż... mam swoje preferencje (śmiech).
MJ: To jest pytanie, na które przecież nie mogę odpowiedzieć. Obie by mnie zjadły (śmiech). Ja już dokonałem życiowego wyboru i będę się go trzymał.
Wasi bohaterowie zostali zdradzeni przez najbliższe im osoby. Oni zakończyli związki. Jak postąpilibyście wy na ich miejscu?
MJ: Nie lubię gdybać na tematy emocji i decyzji podejmowanych przez ludzi. Sam nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. To momenty, kiedy rządzą nami tak silne emocje, że odpowiedź na to pytanie poznajemy dopiero w sytuacji, kiedy sami musimy się z nią zmierzyć.
PCH: To jest sprawdzian, któremu nigdy nie chciałabym być poddana. Znając siebie, obstawiam jednak, że postąpiłabym jak Elka i zakończyła związek.
Jakiś czas temu świętowaliście 200 dni zdjęciowych na planie. Jak byście podsumowali ten czas?
PCH: Bardzo, bardzo intensywna praca. Chciałabym, korzystając z okazji, podziękować całej ekipie, stacji, producentom, reżyserom,aktorom za ich pracę, cierpliwość i profesjonalizm. Wszyscy zapracowaliśmy na sukces "Singielki".
MJ: Podobnie. Zżywamy się ze sobą - nie tylko z aktorami, ale też z ekipą. Myślę jednak, że moment podsumowań przyjdzie za kilka miesięcy, kiedy będziemy mogli spojrzeć na serial z perspektywy czasu i miejsca, w którym znajdziemy się dzięki niemu.
Co wam dała, a co "zabrała" rola w serialu?
PCH: Zabrała życie prywatne, którego teraz nie mam. Praktycznie cały czas spędzam na planie. Dla rodziny pozostają jedynie wieczory, czasem weekendy. Bardzo to odczuwam, tęsknię. Uwielbiam czas spędzony z bliskimi i przyjaciółmi. Daje mi on siłę i energię napędową. Teraz jestem takim małym "pasożytem", który, gdy ma okazję, przebywa z rodziną, przyjaciółmi i "spija" z nich energię (śmiech) .
MJ: Nie mam czasu na narty. Takie jednak uroki pracy. Kiedy chcemy wykonywać naszą pracę dobrze, zawsze odbywa się to kosztem czegoś. To też okazja do nauki pod okiem kolejnych reżyserów i szansa na spotkanie nowych ludzi.
PCH: A i dzięki roli w "Singielce" spełniłam jedno ze swoich marzeń - poznałam osobiście i zaśpiewałam na scenie z Reni Jusis. To znaczy ona śpiewała, a ja tak raczej byłam w roli fałszującego chórku, ale i tak to był cudowny moment.
To może warto pomyśleć o karierze muzycznej...
PCH: O nie! Śpiewam tylko, jak jestem sama w domu - w łazience. Mam tylko nadzieję, że sąsiedzi mnie wtedy nie słyszą (śmiech).
Rozmawiał: Marcin Godlewski