Ranczo
Ocena
serialu
9,9
Super
Ocen: 76615
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Ranczo": Dlaczego Viola Arlak cieszy się, że to już koniec hitowego serialu?

Viola Arlak, której największą popularność przyniosła rola Haliny Kozioł w „Ranczu”, potwierdza w rozmowie z nami, że emitowany obecnie sezon hitowego serialu TVP1 będzie już ostatnim. Aktorka komentuje, że lepiej zostawić po sobie niedosyt niż przesyt. Ona sama aktualnie żyje swoją najnowszą premierą „Przyszedł mężczyzna do kobiety”, którą razem z Tadeuszem Chudeckim przygotowała w Teatrze Komedia w Warszawie.

Właśnie ukazała się książka o “Ranczu". Pełno w nich anegdot, również o tobie. Masz jakąś ulubioną?

- Moja ulubiona anegdota to ta, kiedy pewien fan pojawił się na planie i domagał się autografu. Tak się składa, że ja w “Ranczu" robię wszystko w biegu, bo scen dużo i nie ma czasu na nic więcej poza pracą. Proszę więc go, żeby przyszedł w przerwie obiadowej, wtedy spokojnie dam mu ten autograf, z dedykacją. Ale on natrętnie dobija się do kampera, w którym przygotowywałam się i przebierałam do następnej sceny.

Reklama

- Rozemocjonowana otwieram drzwi, już mam posłać jakąś wiązankę, ale widzę uśmiechniętego faceta, który wpatrzony we mnie mówi: "To najlepsze, co mnie tu mogło spotkać. Wójtowa mnie skrzyczała" (śmiech). Nie wiem, jak wiele anegdot zdradza książka, bo dopiero dziś do mnie przyszła, jeszcze cieplutka. Ale na pewno nie zapomnę pierwszych odcinków, kiedy Halina pretendowała do roli królowej gotowania i co rusz wynajdywała nowe potrawy, oczywiście przekręcając ich nazwy. Jak choćby osławione już gordonble (śmiech). Mieliśmy z Czarkiem Żakiem ubaw po pachy.

Czy to naprawdę już koniec serialu?

- No tak... Nawet się trochę cieszę, ale z tego, że widzowie żałują, że to już koniec. Bo to znaczy, że dobrze zrobiliśmy ten serial i ludzie polubili nas i nasze postacie. Ale wolę niedosyt niż przesyt.

Co się wydarzy w tym ostatnim sezonie u twojej bohaterki?

- Wójtowa już dawno wójtową nie jest, a co gorsza - według niej - ma zostać prezydentową. A przecież, jak twierdzi, nikogo o to nie prosiła ani też nikt jej nie pytał o zdanie. Jest bardzo niezadowolona z tego powodu, a przede wszystkim zwyczajnie czuje paniczny strach. Wydawało się dotąd, że nasza Halinka raczej należy do odważnych, a w tej serii chce po prostu wiać gdzie pieprz rośnie. A jednak podejmuje wyzwanie. Zobaczymy też jej przemianę, będzie bardziej stonowana. Kolorowy ptak zostanie ubrany w uniform. Czy podoła? Może tak...

Mogłabyś się z nią zaprzyjaźnić?

- Ależ ja się z nią zaprzyjaźniłam! Dwanaście godzin dziennie spędzamy razem (śmiech). Okazało się, że te godziny są bardzo przyjemne i zaowocowały przyjaźnią.

Za co lubisz Halinkę?

- Lubię ją już od 6 rano, kiedy w charakteryzatorni przeistaczam się w wójtową. Bez względu na mój nastrój danego dnia, widok Haliny o poranku zawsze powoduje, że cała ekipa zaczyna się uśmiechać.

Zawsze ją lubisz czy czasem czymś cię wkurza?

- U Haliny nie toleruję staromodnych sztucznych koszul nocnych. Ale cała reszta jest do kupienia.

Twoja bohaterka sprawia wrażenie... kokietki.

- To tylko pozory. Tak naprawdę jest kobietą spragnioną miłości. Popada w romanse, bo szuka ciepła, zrozumienia, podziwu, zachwytu, a czasem tylko zwykłej uwagi. Ale wraca do męża z nadzieją, że tę czułość w nim odnajdzie. Nie jest to łatwe, bo Kozioł kocha przede wszystkim władzę. A ona czuje się samotna...

Samotna w związku. To chyba jeszcze trudniejsze niż samotność w pojedynkę?

- To okropny stan taka samotność w związku. Halina musi też czuć się osamotniona, kiedy widzi różne matactwa swego męża, z którymi się przecież nie zgadza. I nawet nie może z nim o tym porozmawiać. Ale moja bohaterka stara się jakoś sobie radzić. Ucieka w pracę, by nie pogrążać się w nieszczęściu i samotności. A w pracy jest świetna, więc oddaje się jej bez reszty. Choć tak naprawdę uważa, że to miłość daje szczęście. I dobry związek. Ale o taki bardzo trudno.

Co w związku jest najważniejsze?

- Takie proste z pozoru sprawy, jak zaufanie, szacunek, podziw, zrozumienie i uważność. Tylko tyle. I aż tyle. Wczoraj w Teatrze Komedia w Warszawie miałam premierę spektaklu, w którym wraz z Tadeuszem Chudeckim pokazujemy właśnie, co jest najważniejsze. "Przyszedł mężczyzna do kobiety" to historia życiowych rozbitków, którzy szukają miłości. I okazuje się, że w związku ważne jest to, by się nawzajem rozumieć. Tymczasem spotyka się dwoje ludzi, z różnych światów i pełno w ich relacji nieporozumień. Ale tak sobie myślę, że najważniejsze jest, że nie słabną w nich chęci. Oboje przecież pragną tego samego.

Czyli czego? Czego on pragnie?

- W czasie pracy nad spektaklem okazało się, jak inaczej z Tadeuszem Chudeckim odczytujemy i interpretujemy te same kwestie. To nas czasem bardzo śmieszyło. Ale tak jest przecież też w życiu. Mężczyzna i kobieta mówią zupełnie innymi językami, jakby pochodzili z innych planet. I o tym też jest spektakl, o tym, ja różne są nasze światy. Czego pragnie on? Do dziś tak naprawdę nie wiem.

A o czym myśli ona?

- Ona szuka normalnego faceta. Zresztą otwarcie o tym mówi, że marzy o normalnym życiu. Ale też sama jest już po przejściach i tak jak bardzo chce relacji normalnej, tak bardzo nie umie jej stworzyć. Oboje też bardzo się boją...

Czego?

- Myślę, że - mimo ogromnej potrzeby bliskości - w obojgu jest lęk przed tą bliskością. Bo kiedy już się do siebie zbliżają, jedno słowo jest w stanie odwrócić wszystko o 180 stopni. Właśnie to jest fascynujące w graniu tego spektaklu. Ale w prawdziwym życiu to smutne.

Może spotkali się za późno, a obciążeni bagażem doświadczeń nie potrafią zostawić go za drzwiami?

- Ale wierzę też, że na miłość nigdy nie jest za późno. Bo dlaczego komuś miałoby zabraknąć tej drugiej połówki? Myślę, że miłość nie ma wieku ani czasu.

Ty też długo czekałaś na prawdziwą miłość...

- I wiem, że warto czekać. I warto kochać.

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Ranczo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy