Matthew Perry nie żyje. Jego ostatni post na Instagramie budzi kontrowersje
Nie żyje Matthew Perry. Gwiazdor "Przyjaciół" miał zaledwie 54 lata. Ostatni post aktora na Instagramie nabrał w kontekście jego śmierci nowego znaczenia.
Matthew Perry zmarł w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego. Jak donoszą zagraniczne media, gwiazdora "Przyjaciół" znaleziono nieprzytomnego w jego domu w Los Angeles w wannie z hydromasażem. Służbom medycznym, które przybyły na miejsce, nie udało się go uratować.
Na miejscu zdarzenia nie znaleziono narkotyków. Nie było też śladów przestępstwa. Detektywi z wydziału policji Los Angeles zajmujący się zabójstwami i napadami prowadzą śledztwo, mające wyjaśnić dokładne przyczyny śmierci artysty. Na razie wykluczyli udział osób trzecich.
Jak podał serwis TMZ, Perry miał uprawiać aktywność fizyczną, po czym wrócił do domu i odprawił swojego asystenta. Gdy ten dwie godziny później wrócił, znalazł gwiazdora nieprzytomnego w jacuzzi.
Media przypomniały, że kilka dni przed śmiercią Matthew Perry opublikował na Instagramie, na którym jego konto śledzi ponad osiem milionów osób, dziwny post. 54-latek na zamieszczonej fotografii siedzi w nocy w jacuzzi w słuchawkach na uszach. W tle widać panoramę miasta.
"A więc wirująca ciepła woda poprawia ci samopoczucie? Jestem Mattman" - brzmi opis załączony do fotografii przez gwiazdę "Przyjaciół".
Już wtedy post artysty wywołał poruszenie wśród fanów. Martwili się, czy wszystko z nim w porządku. Zwłaszcza, że nieco wcześniej gwiazdor dodał również na Instagrama nagranie, na którym pokazał księżyc nocą. "Czy rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć?" - napisał pod filmikiem, a zatroskani internauci pytali, czy mają wezwać pomoc.
W kontekście tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego, obie publikacje nabrały nowego, mocno upiornego znaczenia.