Coś w nim siedzi
Pozornie przemądrzały i opryskliwy, a tak naprawdę bardzo niepewny siebie. W dodatku to gumowe ucho kancelarii. Wie absolutnie wszystko! - Rola Bartka w serialu "Prawo Agaty" jest moim telewizyjnym debiutem - mówi Michał Mikołajczak.
Jest Pan podobno najmłodszy w obsadzie serialu "Prawo Agaty"?
- Tak! I podobnie jak mój bohater Bartek dopiero zaczynam zawodową drogę. Choć on ma gorzej - musi przejść etap chłopca na posyłki, parzenia kawy i odbierania telefonów w kancelarii...
Serialowa kancelaria jest jak z marzeń - przyjazna, rodzinna...
- Chciałoby się, żeby tak to właśnie wyglądało. W życiu pewnie ciężko takie firmy spotkać, ale serial rządzi się swoimi prawami.
Konsultował Pan to podobno z kolegami, studentami prawa?
- Popytałem trochę, jak wygląda środowisko, przygotowanie do obrony dyplomu, bo w takim właśnie punkcie życiowym jest teraz Bartek.
Ambitny chłopak!
- Zgadza się. Rzecz w tym, że nie wiadomo, co tak naprawdę w nim siedzi. Mam nadzieję, że w drugiej serii dowiemy się trochę więcej, wątek tej postaci ma się podobno rozwinąć. Dostarczy nam paru niespodzianek.
Dla Pana nie było niespodzianką, że wygrał Pan casting?
- Pewnie, że było! Miałem sporo szczęścia - i że wygrałem, i że w trakcie castingu mogłem próbować z Agnieszką Dygant, która bardzo mi pomogła. W dodatku dostaliśmy do zagrania śmieszną scenkę, więc dobrze się bawiliśmy. Był przepływ energii.
Rola Bartka to Pana debiut?
- Telewizyjny. Na scenie zadebiutowałem w listopadzie ubiegłego roku, rolą Hamleta w krakowskim Teatrze Stu.
Rozpoznają Pana?
- Czasami. Zwłaszcza dzięki serialowi. Ale ponieważ "na życie" wyglądam trochę inaczej niż grany przeze mnie Bartek (różni nas sposób ubierania się, uczesanie), to nie muszę się jakoś specjalnie ukrywać.
Przed fankami?
- A są?
Żartuje Pan?
- Trochę (śmiech). Powiem tak: wszystko, co mnie spotyka w związku z tą rolą, to same miłe rzeczy. Oby tak dalej.
Czy aktorstwo było od początku "planem A" w Pana życiorysie?
- Tak, już w szkole, w rodzinnym Zelowie pod Łodzią, lubiłem publiczne występy, choć interesowałem się nie tylko sztuką. Ale po skończeniu liceum zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej i... tak już zostało.
Ma Pan 190 cm wzrostu...
- 191!
Tym bardziej - pewnie słyszał Pan, że kamera woli niższych?
- Oczywiście, że słyszałem, ale to porzekadło zupełnie nie sprawdziło się na planie "Prawa Agaty". Mamy równie wysokiego operatora kamery. A i Leszek Lichota, czyli serialowy mecenas Dębski, nie należy do niskich.
Rozmawiała
Jolanta Majewska-Machaj