Playboy w Hrubielowie
Jedni kochają go za rolę Sebastiana w "BrzydUli", inni za Projekt Warszawiak, choć ten ostatni budzi wiele kontrowersji. Łukasz Garlicki ma na koncie kilka ról w poważnych, dobrych filmach, ale nie odmawia też grania w serialach. Obecnie pracuje na planie "Plebanii".
Dołączyłeś do obsady "Plebanii". Możesz zdradzić, kim jest Xawery i jak się znalazł w Hrubielowie?
- Xawery jest synem księcia Lubinieckiego, którego gra Olgierd Łukaszewicz. Pojawia się w serialu po raz pierwszy. Ucieka z Francji przed wierzycielami. I trafia do Hrubielowa, gdzie pod płaszczykiem pomieszkania w majątku tak naprawdę próbuje go spieniężyć po to, żeby wyjść z długów. A ma poważne kłopoty finansowe tam, skąd przyjechał. Xawery wychowywał się we Francji, jest pół-Francuzem, pół-Polakiem, więc mówi z francuskim akcentem.
A dla Ciebie to nowość, trudność czy może uczyłeś się wcześniej francuskiego?
- Ja się francuskiego trochę uczyłem. Jednak mówienie po francusku sprawia mi mniejszą trudność niż mówienie po polsku z francuskim akcentem. Ale ponieważ mam znajomych Francuzów, którzy mieszkają w Polsce i mówią naszym językiem, udało mi się trochę tego podsłuchać i mam nadzieję, że wyjdzie to wiarygodnie. To jest ciekawe zadanie aktorskie.
I jest to rola na dłużej czy zaledwie epizod?
- Tego jeszcze nie wiadomo. Na razie on się tutaj rozgościł. Można powiedzieć, że jest młodym bon vivantem, trochę playboyem. Zaczyna więc flirtować z pielęgniarką, która pracuje w miejscowym szpitalu.
Czy jeszcze w jakichś serialach będzie szansa Cię zobaczyć? Czy może skupiasz się teraz na Projekcie Warszawiak?
- Będzie można mnie zobaczyć - bo premiera zbliża się już wielkimi krokami - w filmie Jerzego Hoffmana "1920. Bitwa Warszawska". Tam zagrałem historyczną postać księdza Ignacego Skorupki. Poza tym można mnie zobaczyć na scenie z Projektem Warszawiak. Zapraszam na koncerty.
Ale z Projektem Warszawiak wyjeżdżacie gdzieś poza Warszawę czy to produkt lokalny?
- Są takie plany, ale jeszcze niedopięte na ostatni guzik, więc nie chcę ich zdradzać.
Wasz projekt okazał się strasznie zapładniający dla innych twórców, od razu odbił się echem w różnych rejonach Polski...
- Nikt się nie spodziewał aż takiego sukcesu pierwszego teledysku, bo płytę myśmy mieli gotową już wcześniej. Teraz we wrześniu premierę będzie miał już trzeci klip. Najwyraźniej trafiliśmy w taki czas, gdzie młodzi ludzie potrzebują określać jakoś swoją tożsamość, także poprzez robienie muzyki i grzebanie w swoich korzeniach. Słyszałem, że powstało kilka projektów. Ale z tego, co widzę, nikt z nich nic nie wydał. A nasz projekt jest dosyć poważnym zamierzeniem muzycznym. Nagraliśmy całą płytę i taki był zamysł od początku pracy nad materiałem, kiedy zaczynaliśmy dwa lata temu. Wydaje mi się, że te inne rzeczy są raczej jednorazowe, trochę na zasadzie kabaretu.
Czyli nie stanowią konkurencji dla Was?
- Nie oceniam tego, ale w każdym razie nasz projekt jest normalnym przedsięwzięciem muzycznym, a nie jednorazowym, kabaretowym wybrykiem.
A nie zaskoczyło Cię, że sporo młodszych odbiorców myślało, iż "Nie ma cwaniaka na Warszawiaka" jest od początku do końca Waszą piosenką, kompletnie nie zorientowali się w źródłach pochodzenia utworu?
- Jako rodowitego warszawiaka i jako wielbiciela prozy Wiecha, jako wielbiciela Orkiestry z Chmielnej i jako wielbiciela Grzesiuka, mnie to trochę zaskoczyło. Ale może dzięki temu, że podaliśmy to w takiej nowej formie, że do tych słów dołożyliśmy nasze dosyć nowoczesne aranżacje, ci młodzi ludzie sięgną w głąb kultury ulicznej, kultury lokalnej.
Z kolei wielu "prawdziwych warszawiaków" znających oryginały, było oburzonych Waszą wersją, bo jak można w ten sposób porywać się na świętość...
- I bardzo dobrze, bo chodzi o to, żeby mówili, nieważne, czy dobrze, czy źle. Jakoś ci oburzeni też najwyraźniej to widzieli i słyszeli, i dzięki temu w tej chwili mamy ponad cztery miliony odsłon na YouTube naszego pierwszego teledysku. Wydaje mi się, że to dobrze świadczy.
A drugiego? Drugi ["Tango apaszowskie"] też jest bardzo ciekawy.
- Po pierwszym przestałem już nawet sprawdzać, choć faktycznie drugi jest też bardzo ciekawy. A myślę, że trzeci też będzie fajny.
To były wasze pomysły na teledyski czy reżyser miał własną wizję?
- Wszystko powstawało w dialogu. Koncepcja muzyczna była nasza, czyli Jacka Jędrasika, Szymona Orfina i moja - twórców Projektu Warszawiak. Reżyserem i scenarzystą pierwszego klipu jest Krzysiek Skonieczny i Marcin Starzecki. Scenariusz do "Tanga apaszowskiego" napisał Jędrek Sierocki ze swoją dziewczyną [Angelika Paszek - przyp. red.], ale ja byłem współautorem pomysłu. A trzeci teledysk powstaje według scenariusza mojego i Jacka Jędrasika, i także razem go wyreżyserowaliśmy, czyli stajemy się coraz bardziej samodzielni.
W jakim klimacie będzie ten trzeci?
- Myślę, że w takim bardzo warszawsko-cwaniackim. Mój ojciec Piotr Garlicki zagrał tam główną rolę, czyli bandytę Felka Zdankiewicza. Tyle mogę powiedzieć, bo nie chcę zdradzać zbyt wcześnie, żeby podgrzać trochę nastrój.
Rozmawiała: Anna Mieczkowska