"Święconka, śmigus-dyngus i słodka niespodzianka" - rozmowa z Anetą Zając
Aneta Zając, czyli serialowa Marysia Domańska i zarazem jej siostra bliźniaczka Dominika Porcz z „Pierwszej miłości”, z utęsknieniem czeka na Wielkanoc. Gwiazda Polsatu jest szczęśliwa, że razem ze swoimi 12-letnimi już synami, Michałem i Robertem, może celebrować świąteczne tradycje, które sama wyniosła z rodzinnego domu.
Nadchodzi Wielkanoc, jak zamierza ją pani świętować?
- Myślę, że jak większość z nas - w gronie najbliższej rodziny, ciesząc się sobą nawzajem i tym, że możemy znów razem, jak co roku, celebrować ten wyjątkowy czas. Wielkanoc ma w sobie ogromny ładunek optymizmu, zwiastuje nadejście wiosny, lata i - nawet jeśli akurat spadnie śnieg, jak w zeszłym roku - to nikt już się tym nie przejmuje, bo wiadomo, że idzie lepsze! Dlatego uwielbiam te święta i zawsze czekam na nie z utęsknieniem.
Hołduje pani wielkanocnym tradycjom?
- Jak najbardziej. Już kilka dni wcześniej lubię przystroić dom świątecznymi ozdobami, kwiatami, zielenią, co z miejsca robi nastrój. W Wielki Piątek wieczorem, wraz z moimi synami - bliźniakami, Michałem i Robertem, przygotowujemy święconkę na następny dzień. Oni malują i przyozdabiają pisanki, a ja układam wszystko w koszyczku, z którym w Wielką Sobotę maszerujemy razem do kościoła święcić pokarmy.
- Chłopaki skończyli niedawno po 12 lat, rosną jak na drożdżach i dlatego cieszę się, że chcą jeszcze ze mną chodzić, dlatego rok w rok celebruję z nimi ten zwyczaj z dużą radością.
A w kolejne dni?
- Najważniejszym momentem dla nas wszystkich jest uroczyste śniadanie w pierwszy dzień świąt, czyli w Wielką Niedzielę. Dzielimy się z bliskimi święconym jajkiem, składamy sobie życzenia i to jest bardzo wzruszający zwyczaj.
- Innym, który pokutuje u nas od lat, jest obdarowywanie tego dnia najmłodszych słodyczami - ale nie tak po prostu. Muszą sobie sami je znaleźć. Słodkie paczuszki poukrywane są w różnych zakamarkach domu. Dostają wskazówki, podpowiedzi - niczym w grze o nazwie podchody. Cała rodzina uczestniczy w tej zabawie i jest mnóstwo śmiechu.
- Podobnie jak w kolejny dzień, czyli upragniony przez dzieciaki śmigus-dyngus w Wielkanocny Poniedziałek. Wyciągają swoje pistoleciki wodne, jakieś tam plastikowe sikawki i trwa wyścig, kto kogo pierwszy obleje. Dorośli też lubią się w tym prześcigać, oczywiście z zachowaniem umiaru. Każdy jest zadowolony - i ci pokrapiający, i pokrapiani (uśmiech).
Święta to nade wszystko czas wielkich uczt przy świątecznym stole. Znając pani pasję do gotowania, pewnie niczego na nim nie brakuje...?
- Oczywiście, że nie, choć staram się ograniczać, to i tak zawsze jedzenia jest w nadmiarze. Nie ukrywam, że już na kilka tygodni przed świętami lubię sobie obmyślać, jakie będzie menu, co jest obowiązkowe, a z czym można zaszaleć. Obowiązkowo na Wielkanoc musi być żurek z białą kiełbasą i pieczone mięsa, które wcześniej pekluję na mokro w zalewie z solą i przyprawami. Do tego sałatka jarzynowa, przyrządzam ją bez ziemniaków, ale z jabłkiem i ogórkiem kiszonym, dokładnie według przepisu, który przechodzi u nas z pokolenia na pokolenie. Przepada za nią cała rodzina. I druga sałatka, z sałatą, pomidorem i ogórkiem oraz różne wariacje jaj, z majonezem, szczypiorkiem, rzodkiewką i innymi dekoracjami z zieleniny, na stole jest jej pod dostatkiem. Zresztą u nas przez okrągły rok idzie dużo warzyw, nie może zatem być inaczej w święta.
A świąteczne wypieki? Też pani się sama tym zajmuje?
- Z ochotą. Poza babami wielkanocnymi, mazurkami i makowcami musi być, jak zwykle, słodka niespodzianka. Moją ambicją jest, by na każde święta upiec dla rodziny coś, czego wcześniej jeszcze nie było. W tym roku znalazłam fajny przepis na sernik z kremem pistacjowym, polany białą czekoladą i z kawałkami pistacji. Zamierzam go podać na stół po obiedzie w pierwszy dzień świąt i będzie to absolutna premiera! Mam nadzieję, że udana... (uśmiech)
Swego czasu prowadziła pani blog kulinarny, prezentując różne niebanalne potrawy z pani kuchni...
- To prawda, bardzo lubię gotować i dzielić się z innymi swoimi kulinarnymi doświadczeniami. Rodzina chwali moją kuchnię, doceniają też znajomi, którzy lubią do mnie wpaść i coś zjeść. Twierdzą, że jest smacznie jak u nikogo (uśmiech).
- Z bloga musiałam, niestety, zrezygnować - z braku czasu, ale niewykluczone, że kiedyś do niego wrócę, bo ludzie często o niego pytają. A skoro pytają, to znaczy, że jest im potrzebny... (uśmiech)
Ludzie znają panią głównie z serialu "Pierwsza miłość", w którym gra pani od ponad 18 lat. Wie pani o tym, że pani bohaterka, Marysia, jest ulubienicą widzów?
- Nie da się ukryć, że tak (uśmiech). Często spotykam się z pozytywnymi komentarzami i jest to niezwykle budujące. Rolę tę dostałam już na drugim roku studiów, co w dużej mierze ułatwiło mi start w zawodzie, bo dobrze jest kojarzyć się ludziom z takim chodzącym aniołem, jakim jest Marysia. Sympatia dla postaci przenosi się niejako na aktorkę. Ale od pewnego czasu gram też w serialu jej siostrę - bliźniaczkę, Dominikę, postać zdecydowanie negatywną, którą - o dziwo - widzowie również polubili, ja zresztą też. Jest mi niezmiernie miło, że serial nasz cieszy się od tylu lat powodzeniem, że ludzie wciąż chcą z nami być i nas oglądać.
- Wszystkim sympatykom "Pierwszej miłości" życzę dalszych inspirujących wrażeń, jakie daje im obcowanie z serialowymi bohaterami. A wszystkim ludziom w ogóle - spokojnych, wesołych świąt wielkanocnych. Niech niosą radość i nadzieję!
Zobacz też:
Tak mieszkają Joanna Koroniewska i Maciej Dowbor. Ich nowa posiadłość zachwyca
Ewa Skibińska była na dnie. Alkohol niemal zniszczył jej karierę
Michał Żebrowski odwrócił się od Kościoła! Nie ochrzcił najmłodszych dzieci