Córeczka tatusia
Czy wiecie, kto jest ojcem Joanny Drozdy, czyli szalonej sklepowej w "Domu nad rozlewiskiem"?
22-letnia Joanna Drozda to córka znanego satyryka Tadeusza Drozdy! Nigdy nie chciała jednak wypłynąć na plecach popularnego ojca.
Na wszystko w życiu zapracowała sama. Spełnia się głównie jako aktorka teatralna. Oto co ma do powiedzenia m.in na ten temat:
Aktorka nie chwali się, kim jest jej ojciec, na to pytanie skromnie opowiada:
"(śmiech) Tak, Tadeusz Drozda to mój tata." - mówi aktorka.
Czy to dzięki niemu połknęła artystycznego bakcyla?
"Trudne pytanie. Tata widzi artyzm w czymś zupełnie innym. Mamy bardzo odmienne poglądy na temat sztuki, sukcesu, kariery. Często spieramy się o to. Dla mnie sukces to fakt, że współpracuję z najlepszymi reżyserami w Polsce. Dzięki temu mam możliwość rozwijania się jako aktorka.
Także nasze drogi zawodowe znacznie od siebie odbiegają. Tata jest kabareciarzem, estradowcem. Woli bezpośredni kontakt z widzem. Ja natomiast kocham teatr i przeistaczanie się. Stąd preferuję sztukę tzw. wysoką." - odpowiada Drozda.
Na pytanie, czy ojciec śledzi karierę córki, aktorka odpowiada:
"Na pewno nie zmuszam go, aby przychodził na spektakle Krystiana Lupy z moim udziałem, trwające czasem do 7 godzin".
Jesteście ciekawi, jak Drozda zareagował, gdy dowiedział się o aktorskich planach córki?
"Nigdy nie doszło tak naprawdę do konfrontacji z moim ojcem na ten temat. Zresztą on jest zwolennikiem swobodnego wychowania. Zawsze powtarzał: "Rób, jak chcesz. Ja ci dobrze radzę".
"Na wiele mi w życiu pozwalał. Poza tym moje zainteresowanie aktorstwem nie było dla nikogo zaskoczeniem. Nie lubię mieszkać za długo w jednym miejscu. Dlatego już w liceum postanowiłam wyjechać na pewien czas do Stanów. Tam znalazłam liceum o autorskim programie, tzw. sztuk performatywnych. Mieściły się w nim wydziały: aktorski, reżyserski, techniczny, taneczny".
"Ja ukończyłam profil aktorski. Dostałam się nawet na studia, jednak stwierdziłam, że wolę dokształcać się w Polsce. Dlatego prosto ze Stanów wylądowałam w Krakowie".
Tata docenił córkę na ekranie.
"Lubi żartować, że nareszcie wzięłam się do roboty. W końcu pojawiłam się w show-biznesie, który on rozumie i ceni".
Rola Elwiry w "Domu nad rozlewiskiem" to debiut Drozdy w serialu…
"Tak się zdarzyło, że otarłam się o film i teatr telewizji, ale nie o serial. Działo się to z konkretnego powodu - tasiemce nigdy mnie nie interesowały, bo one wymagają podpisania umowy na bardzo długi termin. W tego typu produkcjach nie ma się w ogóle wpływu na rozwój postaci".
"Początkowo rola może zapowiadać się ciekawie, lecz później, gdy scenarzyści muszą napisać ileś set odcinków, istnieje niebezpieczeństwo jej spłaszczenia. A ja mam dużą potrzebę kontroli nad postacią. Lubię improwizować i sama wysuwać pewne propozycje dotyczące mojej bohaterki".
"Co innego, gdy gra się w serialu o określonej liczbie odcinków. Wtedy przynajmniej wiesz, na co się piszesz." - twierdzi aktorka, która nie boi się mieć własnego zdania:
"Sądzę, że to ważne, aby mieć swoją wizję, ale w moim zawodzie nie o to chodzi. Przede wszystkim należy nabyć umiejętność ich modyfikacji w spotkaniu z drugim twórcą - reżyserem czy partnerem. Na przykład Joasia Brodzik ma w sobie cudowną pokorę, która w naszej pracy naprawdę się przydaje".
Swoim sposobem bycia aktorka zupełnie nie przypomina Elwiry:
"Dla mnie była to ogromna przyjemność grać wytuszowaną i wylakierowaną pasymiankę! Dzięki roli mogłam sobie pozwolić na znacznie więcej niż w prywatnym życiu, dlatego dawałam upust wszelakim emocjom. Mówiąc kolokwialnie, w skórze Elwiry mogłam pojechać po bandzie." - żartuje sobie Joanna Drozda.
Przypominam, że w niedzielę, 27 grudnia, ostatni, 13. odcinek "Domu nad rozlewiskiem".