"Pakt": Marcin Dorociński radzi: Nie róbcie sobie przerwy na herbatę
Serial "Pakt", osadzony w polskich realiach thriller polityczny, wymaga od widza skupienia. Jak stwierdza Marcin Dorociński, największa gwiazda tej produkcji HBO, podczas seansu przerwy na herbatę nie wchodzą w rachubę. Drugi sezon "Paktu" startuje 20 listopada.
Jakie śledztwo prowadzi twój bohater Piotr Grodecki w drugim sezonie "Paktu"?
- Piotr wpada na trop seksafery, w którą zamieszany jest jeden z ministrów. Jego informatorką jest była sekretarka polityka. Piotr jest blisko dojścia do prawdy - tak mu się wydaje, i przekonania dziewczyny do złożenia zeznań. To punkt wyjścia. Dalszej historii nie mogę zdradzić.
Co sądzisz o pracy dziennikarza śledczego? Czy mógłbyś wykonywać ten zawód?
- Kto wie Myślę, że to może być fascynująca praca, rozumiem ludzi, którzy ją wybrali. Ale wydaje mi się, że mój zawód jest fajniejszy. Jestem bardzo szczęśliwy, że moja kariera potoczyła się tak, a nie inaczej. Jeśli nie zostałbym aktorem, mógłbym też być całkiem dobrym strażakiem, taksówkarzem czy piłkarzem. Cieszę się, że jestem aktorem, nie dlatego, że jestem znany, ale dlatego, że mogę dać upust moim emocjom, kreując różne postaci. Po oczyszczającym doświadczeniu na planie, dalej mogę być przeciętnym Kowalskim.
Na pokazie prasowym dziennikarze musieli oglądać serial w dużym skupieniu, żeby nadążyć za fabułą.
- Oglądając pierwszy odcinek, nie odrywałem oczu od ekranu. Bałem się choćby odpisać na sms-a, bo mógłbym przeoczyć jakiś ważny szczegół. A wydawałoby się, że skoro znam scenariusz, to mogę pozwolić sobie na luz. Radzę widzom, by nie robili sobie podczas seansu przerwy na herbatę, bo mogę później tego żałować (uśmiech).
Akcja serialu toczy się nie tylko w Warszawie, ale również na Śląsku. Jak zapamiętałeś Śląsk?
- Już kilka razy, przy różnych filmach, pracowałem na Śląsku. Chociażby przy "Boisku bezdomnych". Fascynuje mnie Śląsk, ponieważ potrafi być zarówno zaniedbany, brudny i biedny, jak i urokliwy, fascynujący, niezwykły. Co więcej, ludzie są tam otwarci, serdeczni, ciepli. Przekonywaliśmy się o tym za każdym razem, gdy po zdjęciach wracaliśmy do hotelu.
Piotr jest w relacji uczuciowej z prezydent Bytomia, Anną Wagner, którą gra Magdalena Popławska. Jaką osobą jest Magda?
- To wspaniała koleżanka, piękna kobieta i bardzo zdolna aktorka - zawsze przygotowana, ale też gotowa na improwizację. Poznaliśmy się już wcześniej. Miałem przyjemność grać z Magdą w "Lęku wysokości".
W pierwszym odcinku drugiego sezonu bijesz się z jakimś drabem. Czy rola w "Pakcie" wymagała od ciebie pracy nad tężyzną fizyczną?
- Nie trenowałem specjalnej do tej roli. Ćwiczę już od dłuższego czasu, żeby nie zgubić kondycji. Poza tym sport jest jednym z najlepszych sposobów oczyszczenia umysłu. W pracy aktora ważna jest dobra forma fizyczna. Na planie "Paktu" przez trzy, cztery miesiące, oczywiście z przerwami, spędzałem po 12 godzin dziennie. Pamiętam, że jak kończyliśmy pierwszy sezon, to w jednym z ostatnich dni zdjęciowych po prostu zemdlałem ze zmęczenia.
Czy na planie korzystałeś z pomocy kaskaderów?
- Zawsze miałem przy sobie kaskadera Remika. I podczas kręcenia trudnych scen, i tych łatwiejszych. Czasami nawet przy prostych czynnościach, jak skakanie przez płot, można zrobić sobie krzywdę. A szkoda by było skręcić nogę i być niedyspozycyjnym przez kilka tygodni.
Czy oglądasz w telewizji produkcje ze swoim udziałem?
- Jeśli przełączając kanały, wpadnę na film lub serial, w którym brałem udział, to oglądam go, pod warunkiem, że mnie nie nudzi i wciąż trzyma poziom. "Pakt" będę oglądać co tydzień, tak jak przed laty oglądałem "Miasteczko Twin Peaks". Bardzo mnie ciekawi ostateczny kształt serialu. Jest coś rajcującego w tym, że będę musiał czekać tydzień na kolejny odcinek. Teraz jesteśmy trochę rozkapryszeni i rozleniwieni przez to, że w każdej chwili możemy mieć dostęp do kilku sezonów jakiegoś serialu.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)