Ostry dyżur ER
Ocena
serialu
7,6
Dobry
Ocen: 292
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

George Clooney kończy 60 lat!

Zaczynał od pracy na plantacji tytoniu u swoich dziadków. Przyjaciołom, którzy pomogli mu na początku kariery, gdy klepał biedę w Los Angeles, dał w prezencie po milionie dolarów. Z żadną kobietą nie żył tak długo, jak ze swoją świnką wietnamską. Oto niektóre z ciekawostek na temat George’a Clooneya, które warto poznać w dniu jego 60. urodzin, które przypadają 6 maja.

Choć do swojej ostatniej roli w "Niebie o północy" George Clooney musiał schudnąć 11 kilogramów, to nie użalał się nad sobą. W życiu musiał robić bardziej niewdzięczne rzeczy. "Kiedyś zbierałem tytoń, zarabiając trzy dolary na godzinę. Gdy aktorzy narzekają na swój los, mówię im, by popracowali na plantacji tytoniu. Poza tym sprzedawałem damskie buty i ubezpieczenia, chodząc od drzwi do drzwi" - wspominał Clooney w rozmowie z serwisem Page Six. Dorabiał sobie latem na plantacji tytoniu, którą jego dziadkowie mieli w stanie Kentucky. "Wiedziałem jedną rzecz, wyjeżdżając z Kentucky: że nie chcę być zbieraczem tytoniu. Każda praca inna niż ta była dla mnie do przyjęcia" - stwierdził.

Reklama

W 1982 r. przeprowadził się do Los Angeles. Na początku nie miał gdzie mieszkać i spał w łazience u kolegi. Zmuszony był zapożyczać się u znajomych. Gdy kilka lat temu zarobił ogromnie pieniądze grając w thrillerze "Grawitacja" postanowił, że częścią zysków podzieli się z przyjaciółmi, którzy tak bardzo mu kiedyś pomogli. Zaprosił 14 z nich na kolację w swoim domu i każdemu z nich wręczył walizkę z milionem dolarów. O niesamowitym geście Clooneya opowiedział w telewizji jeden z obdarowanych. Później aktor potwierdził tę historię.

Clooney jest tak majętnym człowiekiem m.in. dlatego, że nie wydaje pieniędzy na... fryzjera. Ci, którzy myślą, że nad idealną fryzurą George’a Clooneya czuwa sztab stylistów, są w głębokim błędzie. Aktor od 25 lat sam jest swoim fryzjerem. Do podcinania włosów wykorzystuje specjalny rodzaj odkurzacza wyposażony w maszynkę do strzyżenia. Flowbee zostało opatentowane w 1987 r. przez stolarza z Kalifornii, Ricka E. Huntsa. Produkt promowano w audycjach typu telezakupy.

Potrafi wykazać się stoickim spokojem. Dowodem jest opowieść gwiazdy "Pięćdziesięciu twarzy Greya" Dakoty Johnson. Gdy nie była jeszcze tak sławna, zwykła robić rezerwacje w ekskluzywnych restauracjach, powołując się na George’a Clooneya. Aktorka przyznała, że uciekała się do tego oszustwa, aby... dostać stolik. "Czy dokonywałaś rezerwacji w restauracjach na nazwisko George’a Clooney'a, by dostać najlepszy stolik?" - spytała Dakotę Johnson w swoim talk-show Drew Barrymore, chcąc dowiedzieć się, czy w tej plotce jest trochę prawdy. "Nie, chodziło o to, by dostać najlepszy stolik, ale by po prostu móc zrobić rezerwację. Ale tak, robiłam to" - przyznała się aktorka. Gdy pewnego razu przecięły się drogi Dakoty i George’a, ten powiedział do niej: "Słyszałem o tym, co zrobiłaś". "Ja na to: +O mój Boże!+ Ale on nie był zły, podszedł do tego spokojnie" - relacjonowała Johnson.

Najbardziej zaskakujące wydać może się jednak to, że Clooney z żadną partnerką nie miał tak długiego stażu, jak ze świnką wietnamską o imieniu Max. "Był integralną częścią mojego życia" - mówił o Maksie. Pupil uratował mu nawet życie. Max obudził swojego pana przed nadejściem trzęsienia ziemi, dzięki czemu Clooney zdążył wyjść z domu. W 2006 r., ku rozpaczy aktora, świnkę trzeba było uśpić. Następnej świnki już sobie nie sprawił.

Dzisiaj całym jego światem są żona Amal (wzięli ślub w 2014 r.) i czteroletnie bliźniaki: Alexandra i Ella. Małżonkowie mają sposób na to, aby mimo trudności spowodowanych pandemią, namiętność między nimi nie gasła. Co dokładnie robią? Zdradził to aktor w rozmowie z portalem AARP. "Nawet kiedy jesteśmy ciągle razem, piszę listy do żony, a ona do mnie. Ja podrzucam jej liścik na biurko, ona wkłada mi pod poduszkę" - wyznał gwiazdor. Clooney zasugerował, że to był jego pomysł, bo sam jest wielkim zwolennikiem listów. Zbiera te pisane przez sławne osoby i oprawia je. Ma np. korespondencję Paula Newmana oraz Gregory'ego Pecka. Szalenie ważne jest dla niego to, że ktoś usiadł przy biurku i z myślą o kimś innym skreślił parę słów. (PAP Life)

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy