"Ojciec Mateusz": Rola skrojona na miarę
Twierdzi, że jest szczęściarzem, bo od szóstego roku życia wiedział, że chce być aktorem. Od kilku lat gra biskupa w serialu „Ojciec Mateusz”.
Jak pracował pan nad rolą biskupa w "Ojcu Mateuszu"? Coś do niej pan dodał?
- Muszę przyznać, że rola biskupa została skrojona na miarę. Natomiast ja wymyśliłem sobie, że to będzie człowiek ideowy, wierzący w swoje posłannictwo. Chciałem zagrać go "na poważnie", bez mrugnięcia okiem i przyznam, że lubię tę postać. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, ile mam w sobie energii, emocji i mówią, że ta postać dobrze mi leży.
Czy szaty biskupie, które nosi pan w serialu, są oryginalne?
- Sutanna oraz dodatki składające się na strój biskupi, z jedwabnym pasem w kolorze purpury i takimi samymi guzikami, zostały zakupione w sklepie z odzieżą liturgiczną. Na miarę uszyto mi purpurową piuskę. Zresztą na planie mamy konsultanta od tych spraw. Czuwa, aby pektorał, czyli ozdobny krzyż wisiał na właściwym guziku, a pierścień biskupi był na właściwym palcu. Wszystko jest po bożemu. I dla mnie to nie jest obojętny kostium, a wręcz szalenie zobowiązujący.
Udzielił się panu kiedyś na planie ten podniosły nastrój?
- Owszem. Pamiętam scenę, w której mówiłem w kościele do wiernych z pozycji ołtarza. Chociaż było to przecież pewnego rodzaju spotkanie z publicznością, to poczułem w tym coś uwznioślającego. Aż się zadziwiłem, że takie przeżycia temu towarzyszą.
Jak się przyjrzeć biskupowi, to na jednym ramieniu siedzi mu anioł w postaci księdza Mateusza, a na drugim ksiądz Jacek, który niczym diabeł trochę miesza ogonem w garnkach?
- Cieszę się, że tak właśnie moja postać jest postrzegana, jako ta waga szalkowa. Zanim wydam osąd, pochylam się nad jedną i drugą stroną.
Przygodę z aktorstwem zaczynał pan od dyplomowego przedstawienia "Mąż i żona", a ostatnio z okazji 250-lecia Teatru Publicznego Krystyna Janda zrealizowała spektakl "Damy i huzary", z panem w roli Rotmistrza. Jak smakuje Fredro dziś?
- Można się nim rozkoszować, smakować jak świeże bułki. Jest jak fantastycznie skrojony garnitur. Mądry, słodki, ponadczasowy dziś, a wówczas absolutnie wyprzedzający swoją epokę. To najbardziej wysublimowana komediowo literatura, jaką można sobie wyobrazić. Podaje przepis na dobre życie. Uwielbiam Fredrę!
Rozmawiała BEATA BANASIEWICZ