"Ojciec Mateusz": Jego losy są w rękach scenarzystów
- Mój Marczak to zabawny i wesoły facet, jego cechą jest pracowitość. Tyle tylko, że efekty jego starań są różne. Nie zawsze takie, jakich spodziewa się szef, inspektor Możejko - ocenia swojego bohatera Artur Pontek.
Często spotyka się pan z dowodami sympatii w związku z rolą sandomierskiego stróża prawa?
- Tak. Zwłaszcza że jestem osobą, która z każdym chętnie zamieni słowo na temat pracy przy serialu. To obustronna sympatia i przyznam, że wielu widzów dopytuje się o rozwój wątków mojego bohatera.
Zdradza im pan jakieś szczegóły przyszłych losów swojego Marczaka?
- Absolutnie nie. Zawsze im wtedy powtarzam, że jego losy są w rękach doświadczonych scenarzystów i z pewnością już wkrótce rozwiną się zabawne perypetie Marczaka. Wstępne podchody już nawet były - randki Marczaka z atrakcyjną nieznajomą (śmiech).
Serial jest już na antenie od sześciu lat. Co według pana jest jego głównym atutem?
- Na pewno zachowanie odpowiednich proporcji, czyli świetne połączenie wątków kryminalnych z komediowymi. Osobiście jestem wielkim fanem scen kuchennych na plebanii z udziałem wspaniałej aktorki i uroczej koleżanki z planu Kingi Preis - serialowej Natalii oraz cudownej babci Lucyny, którą gra pani Aleksandra Górska.
Jednak sam Marczak jest postacią drugoplanową. Nie przeszkadza to panu?
- Nie, gdyż pracuję nad konkretną materią. Oczywiście każda rola wymaga odmiennego skupienia, inaczej gra się bohaterów dramatycznych niż komediowych. Nigdzie jednak nie jest powiedziane, że praca nad jedną postacią jest łatwiejsza od drugiej. I to właśnie jest ciekawe w moim zawodzie. Myślę, że większość kolegów-aktorów ma podobne zdanie.
Czy praca na planie "Ojca Mateusza" nie koliduje z pana innymi obowiązkami?
- Przede wszystkim staram się nie zapominać o deskach teatralnych, mimo że nie jestem obecnie związany etatem z żadnym teatrem. Cóż, w dzisiejszych czasach "nieograniczony" dostęp do sceny to luksus i rarytas, dlatego jeśli mam tylko możliwość staram się stwarzać sobie warunki do pracy w teatrze samodzielnie. Próbuję także swoich sił w produkcji oraz organizacji spektakli. Daje mi to dużo radości i satysfakcji, choć to bardzo ciężkie i odpowiedzialne zajęcie.
Proszę wobec tego zdradzić, nad czym obecnie pan pracuje?
- Pomysłów mam wiele, nie zawsze jednak pojawia się szansa, aby je zrealizować ze względu na ograniczone środki własne (śmiech). Razem z przyjaciółmi rozpoczynamy właśnie prace nad kolejnym projektem, ponadto mamy plany założenia fundacji zajmującej się działalnością kulturalną.
A dokładnie czym będziecie się Państwo w tej fundacji zajmować?
- Jej celem będzie przede wszystkim integracja dzieci, młodzieży, a także dorosłych mieszkańców lokalnych społeczności. Zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej. Czyli plany mamy ambitne.
A pana najlepszy sposób na relaks?
- Ciche letnie miejscówki nad pięknymi mazurskimi jeziorami, a wieczorem łódka i wędka, niekoniecznie z nastawieniem, że złowię rekordowego olbrzyma (śmiech). Już sam pretekst jest dobry, by zaszyć się choćby na chwilę w głuchej, niezmąconej niczym ciszy. W takiej głuszy, z dala od cywilizacji najlepiej się relaksuję. Uwielbiam też jazdę konną. Dawno nie galopowałem, ale niebawem mam zamiar wrócić na leśne dukty i dróżki.
Rozm. Artur Krasicki