"Ojciec Mateusz": Artur Żmijewski spełnia marzenia swoich dzieci
Artur Żmijewski, czyli ksiądz Mateusz Żmigrodzki z "Ojca Mateusza", nie kryje, że kiedy jego dzieci były małe, nie zawsze miał dla nich czas. - Żałuję, że nie byłem lepszym ojcem - mówi i dodaje, że bycie aktorem łączy się wyrzeczeniami, których koszt zawsze ponosi rodzina.
Artur Żmijewski wiele razy mówił w wywiadach, że rodzina zawsze była dla niego najważniejsza, więc robił wszystko, by jego żonie i dzieciom niczego nie brakowało.
- Pracowałem i wciąż pracuję na utrzymanie rodziny, ale to Paulina nadaje kształt naszemu domowi i tworzy jego klimat - przyznał niedawno i zdradził, że bywały w jego życiu chwile, gdy żałował, iż nie jest lepszym mężem i ojcem.
Odtwórca roli księdza Żmigrodzkiego w "Ojcu Mateuszu" w szczerej rozmowie z miesięcznikiem "Twój Styl" przyznał, że przegapił ważne momenty w życiu swych dzieci - córki Ewy i synów: Karola i Wiktora.
- Przegapiłem, kiedy stawały na nogi, mówiły pierwsze słowa... Paulina była przy nich, ja nie. Opuściłem wiele przedstawień szkolnych, nie było mnie, kiedy córka i synowie coś przeżywali. Bycie aktorem łączyło się z wyrzeczeniami, a koszt ponosiła rodzina - powiedział.
Artur Żmijewski robił wszystko, by wynagrodzić bliskim swą ciągłą nieobecność w domu, ale - jak twierdzi - nigdy nie przyszło mu nawet do głowy, by spełniać każdą zachciankę dzieci i... psuć je pieniędzmi czy luksusem.
- Nie spełniałem zachcianek, tylko marzenia - mówi.
- Byłem gotów opłacić lekcje tenisa, dobrą szkołę, ale nigdy nie biegłem po nowego smartfona - wspomina.
Artur Żmijewski jest bardzo dumny ze wszystkich swych dzieci. Tęskni za córką, która studiuje w Los Angeles w College of Music, zdaje sobie sprawę z tego, że jego nastoletni synowie także wkrótce opuszczą rodzinne gniazdo i zaczną żyć na własny rachunek. Wierzy jednak, że udało mu się tak wychować dzieci, by nigdy nie zapomniały, że dom rodzinny jest ich azylem i mogą do niego zawsze wracać.