Nie była grzeczną dziewczynką...
Wagary, papierosy - od najmłodszych lat Tamara Arciuch dawała się rodzicom we znaki. W szkole aktorskiej dostała nauczkę od... Tomasza Karolaka.
Cztery zwykłe, szare bloki na niewielkim skierniewickim osiedlu. Grupa dziewczynek bawi się na podwórku. Wśród nich kilkuletnia blondynka z wesołymi, niebieskimi oczami. To Tamara. Lato w pełni, ale ona marzy... o zimie.
- Moim najwcześniejszym wspomnieniem z dzieciństwa są łyżwy. Tata był dyrektorem lokalnego Ośrodka Sportu i Rekreacji i wybudował w Skierniewicach lodowisko. Już jako czterolatka prosiłam rodziców o łyżwy figurowe. Chciałam wystartować w olimpiadzie! - opowiada Tamara.
Miała dwóch braci, ale czas najchętniej spędzała z koleżankami na podwórku. - O dwanaście lat starszy Krzysztof szybko wyjechał do szkoły z internatem, a z drugim, o trzy lata starszym Radkiem, nie zawsze znajdowałam wspólny język. On miał swój świat, a ja swój - wspomina aktorka. Co ciekawe, to Tamara, a nie jej bracia, przysparzała rodzicom największych kłopotów.
Chodziła na wagary, paliła papierosy, wdawała się w bójki. Łobuzowanie skończyło się dopiero, gdy dziewczynka rządząca paczką koleżanek wyjechała z rodzicami do Niemiec. Piętnastoletnia Tamara poszła do liceum i znalazła sobie nowe, mniej szalone towarzystwo.
- W liceum, w osiedlowym domu kultury zbierali się ludzie, którzy mieli artystyczne dusze. Rozmawialiśmy, organizowaliśmy konkursy piosenek. Bardzo się w to zaangażowałam. Już wtedy lubiłam scenę, choć byłam dość nieśmiała. Ale kiedy stawałam przed publicznością, nieśmiałość znikała - wspomina gwiazda.
Marzyła o aktorstwie, ale nie wierzyła, że jest w stanie dostać się do szkoły teatralnej. Postanowiła zdawać do Akademii Sztuk Pięknych. - Ale zamiast do Łodzi czy Warszawy, wyjechałam do Gdyni. Za chłopakiem, który studiował w Szkole Morskiej. Miłość nie przetrwała, ale ja zostałam na Wybrzeżu na dłużej - opowiada.
Do szkoły plastycznej nie udało się dostać i Tamara wróciła do pomysłu z aktorstwem. - W ostatniej chwili złożyłam dokumenty do Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Zdałam za pierwszym razem, chociaż było tam dziesięciu kandydatów na jedno miejsce. Deklamowałam wiersze, leżąc na podłodze... - śmieje się aktorka.
Na pierwszym roku musiała przejść "fuksówkę", czyli słynne otrzęsiny pierwszoroczniaków ze szkół teatralnych. - Jeden z kolegów, któremu chyba trochę się podobałam, w ramach fuksówki zabrał mnie na lody. Musiałam zjeść porcję we wszystkich mijanych lodziarniach. Mocno odchorowałam te otrzęsiny, wylądowałam pod kroplówką. Nigdy potem już tak się nie zatrułam! - zdradza.
Po roku studiów aktorka wyjechała do Krakowa zdawać do PWST. Znowu odniosła sukces - dostała się za pierwszym razem. Ale pojawił się nowy problem - ponowne otrzęsiny. Jeden ze starszych kolegów bywał wyjątkowo pomysłowy w dręczeniu "fuksów" i Tamara wypomina mu to do dzisiaj.
O kim mowa? O Tomaszu Karolaku! - Bywało, że Tomek, który wtedy był dość popularną postacią w szkole, wpadał do naszych pokojów i krzyczał: "Fuksy, baczność!". Kiedyś kazał mnie i Soni Bohosiewicz pić wódkę z talerza łyżką! - wspomina aktorka.
Paradoksalnie na studiach aktorskich skończył się czas szaleństw - Tamara skoncentrowała się na nauce i pierwszych rolach teatralnych. Dyplom zrobiła u Jerzego Treli i Anny Polony. Wkrótce potem dostała angaż w Teatrze Wybrzeże, wyszła za mąż i urodziła syna. Miała tylko 22 lata.
Chciała grać w teatrze, ale szybko upomniało się o nią kino. - Moim debiutem była rólka w "Młodych Wilkach 1/2". Wypowiadam tam tylko kilka niecenzuralnych słów - mówi. Popularność przyszła wiele lat później z serialem "Niania" - gdzie Tamara zagrała asystentkę Maxa Skalskiego i... błysnęła talentem komediowym.
- Nie boję się wygłupiać, nie boję się z siebie żartować - podkreśla aktorka. Właśnie role komediowe przyniosły jej szczęście. Na planie sitkomu "Halo Hans" poznała obecnego partnera Bartka Kasprzykowskiego...
Oskar Maya