Na Wspólnej
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 12984
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Dorastała na oczach widzów. "Jestem obsesyjna pod kilkoma względami"

Julia Chatys dorastała na oczach widzów serialu "Na Wspólnej". Dziś ma 27 lat i sporo ambitnych planów na przyszłość. Jak zdradziła, chciałaby założyć rodzinę, stale rozwijać swoją karierę i podróżować.

Widzowie TVN-u z zaciekawieniem śledzą losy twojej bohaterki Kasi Berg w serialu "Na Wspólnej". Ty jednak nie dzielisz się zbyt często swoim życiem prywatnym. Z czego to wynika?

Julia Chatys: - Tak naprawdę ja nie mam żadnego problemu z tym, aby zdradzać, co dzieje się u mnie w życiu. Rzecz w tym, że rzadko udzielam wywiadów i pewnie dlatego niewiele o mnie wiadomo. Ma to swoje plusy. Jestem nieco anonimowa [uśmiech - przyp. red.]. Mam problem, aby dzielić się za pomocą social mediów tym, co jem, z kim piję kawę czy spędzam czas. Gdy pojawia się coś na moim profilu, z reguły jest to związane z moją pracą.

Reklama

Mimo to jesteś osobą rozpoznawalną. Wielu aktorów stawia teraz na bycie influencerem. Myślałaś o tym kiedyś?

- Na pewno nigdy nie pójdę w stronę bycia celebrytką. Trochę to słowo mnie brzydzi. Kiedyś próbowałam iść w stronę influencerstwa i rozwijałam swojego Instagrama. Czasem wychodziło mi to bardziej, a czasem mniej. Gdybym miała więcej czasu i ludzi do pomocy, to myślę, że mogłabym spełniać się także w tej roli.

Jak wygląda u ciebie ta popularność? Ludzie zaczepiają cię na ulicy, proszą o zdjęcia czy autograf?

- Szczerze mówiąc, to rzadko wychodzę w miejsca publiczne. Z reguły ciężko mnie też rozpoznać, bo raczej się nie maluję i nie stylizuję jak w serialu "Na Wspólnej". Jeśli już ktoś do mnie podejdzie, jest to bardzo miłe, bo słyszę wiele ciepłych i miłych słów. Od internautów także. Pytają, jak się czuję, co u mnie słychać. Bardzo to doceniam.

Wiem, że popularność ma także ciemną stronę. Osoby publiczne często narażone są na krytykę i to bardzo często tę niekonstruktywną.

- Mam to wielkie szczęście, że hejt mnie wcale nie dotyka. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ilość niemiłych komentarzy w moim kierunku. To nic w porównaniu do tego, co przeżywają moi znajomi. To nie oznacza oczywiście, że nie jestem wystawiona na świecznik. Sama jednak także narzucam sobie pewną presję. Jestem obsesyjna pod kilkoma względami. Dawniej miałam trądzik i choć jestem już z niego wyleczona, dalej mam w głowie tamten czas. Od lat także mam problem, jeśli chodzi o moją figurę. Stale dążę do greckiego ideału. Dokąd mnie to zaprowadzi? Tego nie wiem.

Dużo słyszy się o tym, że to właśnie social media wprowadzają nas w kompleksy. W końcu jest masa osób, która pokazuje swoje bajkowe życie.

- Ja w to bajkowe życie nikomu nie wierzę. Wiem, że jesteśmy karmieni tymi idealnymi obrazkami. Gdy jestem w gorszej formie psychicznej, nabieram się na to, jak ktoś rzekomo wygląda i co sobą reprezentuje. Z reguły później jestem na siebie bardzo zła.

Gdy już miewasz te gorsze momenty, w kim znajdujesz największe wsparcie?

- Jestem ogromną szczęściarą, że mam przy sobie wspierającą rodzinę, przyjaciół i znajomych. To dzięki nim trwam. Najgorsze jest to, że ja sama w siebie wątpię. Z pewnością wynika to z przeszłości. Mimo że miałam cudowne dzieciństwo i od zawsze byłam otoczona wielką miłością. Najciężej było w okresie dorastania, bo to właśnie wtedy rówieśnicy rzucali mi kłody pod nogi. Chodziłam do szkoły, dobrze się uczyłam i rozwijałam swoją pasję do aktorstwa. Niektórzy nie mogli tego znieść, że spełniam marzenia i byłam za to karana. To właśnie tacy ludzie potrafią mnie ściągnąć w dół. Nie jestem wtedy już marzycielką, a malutkim człowieczkiem, który próbuje przetrwać.

Próbowałaś kiedyś zwrócić się do specjalisty?

- Myślę o tym od dawna. Może to jest właśnie ten czas, w którym warto skorzystać z takiej pomocy. Czasem bywa tak, że tracę siły, ale bardzo się przed tym wzbraniam. Jestem otwarta na to, co przyniesie mi kosmos. Mam nadzieję, że trafiłabym na dobrego specjalistę.

A masz jakieś aktywności, które sprawiają, że wstajesz z uśmiechem na ustach?

- Pokochałam sport. Uprawiam boks tajski, chodzę na zajęcia taneczne high heels i dwa razy w tygodniu na squasha. Dodatkowo uczę się języka hiszpańskiego. Niesamowicie relaksuje i oczyszcza mnie masaż tajski z olejkami, na który chodzę przynajmniej dwa razy w miesiącu.

Gdzie widzisz siebie za kilkanaście lat?

- Zadajesz mi te same pytania, które od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie. Oczywiście, chciałabym w przyszłości być żoną i mieć trzech synów. Liczę, że zrealizuję to marzenie, ale nie teraz. Aktualnie stawiam na rozwój i na tym się skupiam. Myślę, że najbliższe lata będą dla mnie kluczowe. Chcę dużo pracować, bo praca to moja miłość, tlen i ucieczka przed światem. Ta pasja jest ze mną od 20 lat. Stale przyjmuję wyzwania i porażki. Nie wiem, co się wydarzy. Życie stale mnie zaskakuje i przyjmę wszystko, co mi da.

Aleksandra Wojtanek/AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Na Wspólnej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy