Po prostu... starzeję się
Mariusz Bonaszewski jako aktor teatralny długo odrzucał serialowe propozycje. Teraz gra tajemniczego Krzysztofa Jankowskiego i jest przekonany, że podjął słuszną decyzję.
Powiało grozą, gdy Pana bohater pojawił się serialu...
- Krzysztof będzie chciał zemścić się na Pawle (Rafał Mroczek). Zduński zrujnował jego życie. Z czasem okaże się, że ta historia nie jest taka oczywista. To ciekawy wątek, bo dość długo będzie się wydawało, że Krzysztof jest klasycznym czarnym charakterem. Mam nadzieję, że nikt mi nie przywali parasolką na ulicy.
Pewnie widział Pan to na własne oczy. Pana żona, Dorota Landowska grała w "M jak miłość" negatywną postać.
- Gdy podjąłem decyzję, że będę występował w tym serialu, zapytała, czy zdaję sobie sprawę, z czym to się wiąże. Wtedy zacząłem sobie przypominać zetknięcia z widownią. Zaczepiali nas ludzie i nie byli zadowoleni z tego, jak zachowuje się jej bohaterka. Moja żona jest bardzo delikatnym człowiekiem i miała kłopoty z przejściem do innego tematu.
Podobno Krzysztofowi w oko wpadnie Mirka?
- Owszem, ale nie wiem, co z te go wyniknie. Pytałem Andżelikę Piechowiak, gdzie skończymy albo, czy w ogóle zaczniemy. Powiedziała, że nie wie.
Dlaczego dopiero teraz zdecydował się Pan zagrać w serialu?
- To nie jest tak, że nie grałem w serialach. Mało tego, otrzymywałem propozycje ogromnych ról. Kiedyś z nich rezygnowałem. Także ze względu na pewne zakazy. Teraz pomyślałem, że jestem od tego, żeby wiedzieć, co jest dla mnie dobre, a co złe. Jestem przekonany, że to słuszna decyzja. Po prostu się starzeję. Zmieniam perspektywę.
Jest Pan cenionym aktorem teatralnym, ale mało rozpoznawalnym. Boi się Pan popularności?
- Rzeczywiście, mogę spokojnie przejść ulicą, a niektórzy moi koledzy mają z tym trudności. Czy się tego obawiam? To sprawa wieku. Ja już jestem w innym momencie życia, nie stanę się serialowym idolem.
Rozmawiał Jan Dziekan.