"M jak miłość": Wielki powrót do Grabiny. Rozmowa z Kacprem Kuszewskim
W wigilijny wieczór 24 grudnia o godz. 20.00 TVP2 po raz pierwszy w historii wyemituje świąteczny odcinek „M jak miłość” ze specjalnym udziałem Kacpra Kuszewskiego. W rozmowie z nami aktor zdradza, dla kogo zdecydował się wziąć w nim udział, na jak długo wraca do Grabiny i dlaczego wigilijny stół Mostowiaków miał duży otwór pośrodku.
Od dłuższego czasu media się rozpisują, że wraca pan do "M jak miłość" i faktycznie, w wigilię wieczorem, w specjalnym odcinku świątecznym, grany przez Marek Mostowiak zawita do Grabiny!
Kacper Kuszewski: - To prawda, Marek przyjeżdża, a właściwie przylatuje z Australii do rodziny na święta, by się spotkać, powspominać, pobyć ze sobą jak za dawnych lat.
- Kiedy zaproszono mnie do udziału w świątecznym odcinku, pomyślałem, że to wspaniała okazja, żeby zobaczyć się z ekipą filmową serialu, wspaniałymi ludźmi, z którymi tak długo pracowałem i do których mam ogromny sentyment.
- Muszę jednak sprostować medialne doniesienia. Drodzy Państwo, to nie będzie powrót na stałe, a tylko na ten jeden odcinek. Marek przyjedzie, a potem wyjedzie. Jednakże zanim to nastąpi, spędzi kilka przepięknych, wzruszających dni z najbliższymi w bajkowej scenerii Bożego Narodzenia.
Jak wyglądała realizacja tego świątecznego odcinka?
- Było przecudownie, uroczyście i bardzo wyjątkowo. Filmowy dom Mostowiaków udekorowany był najpiękniej, jak można sobie wyobrazić. Mnóstwo choinek, światełek, aniołków, złoceń, ozdobnych świec - wszystko to natychmiast wprowadziło nas w niezwykłą, świąteczną atmosferę. W kuchni ustawiono ogromny wigilijny stół, spreparowany specjalnie na tę okazję - z dużym otworem po środku dla operatora, który - obracając się - filmował wszystkich siedzących przy wieczerzy. Fajny pomysł.
Jaka atmosfera panowała na planie?
- Wiadomo, rodzinna. Mega sympatyczna, swojska, tkliwa - i ze względów scenariuszowych, i dla nas, całkiem prywatnie.
- My się naprawdę znamy się tyle lat, że inaczej być nie mogło. Najsilniejsza więź łączy mnie z Teresą Lipowską, czyli Barbarą Mostowiak, moją serialową mamą. Do dziś utrzymujemy bardzo serdeczną i przyjacielską relację. Telefonujemy do siebie, czasem się odwiedzamy.
- Przyznam, że zgodziłem się na udział w tych odcinkach świątecznych "Emki" przede wszystkim po to, żeby raz jeszcze spotkać się z Teresą przed kamerą. To było bardzo wzruszające przeżycie. Zagrane przez nas sceny, między matką a niewidzianym od dawna synem, dostarczyły nam ogromnych emocji, i myślę, że poruszą też serca widzów, może nawet wycisną łzy.
Będzie też trochę do śmiechu?
- Oczywiście, że tak. Dużo radości przyniesie mojemu bohaterowi spotkanie z rodzeństwem, Marysią (Małgorzata Pieńkowska) i Martą (Dominika Ostałowska). Niby są już dorośli, a psikusy im w głowie, jak za dawnych lat.
- Zresztą nie tylko im. To rodzinne świętowanie w licznym gronie wszystkich usposobi do żartów, uśmiechu i miłych wspomnień przywoływanych co rusz.
- Niespodzianką dla widzów będzie to, że pojawi się mnóstwo retrospekcji, fragmenty starych odcinków. Zobaczymy twarze bohaterów, których nie ma już w serialu, a także tych, którzy nadal w nim są, ale trochę się przez ten czas pozmieniali.
Pański bohater, po długim pobycie na antypodach, również się zmienił?
- Z wyglądu trochę tak, mam teraz brodę i wąsy, potrzebne mi w jednym ze spektakli teatralnych, w których gram. Twórcy serialu nie widzieli w tym żadnego problemu. Na szczęście zawsze miałem i nadal mam bardzo ciepłą relację z główną scenarzystką "M jak miłość" Aliną Puchałą, przemiłą osobą, z którą świetnie się współpracowało. Zdarzało się, że dzwoniła do nas, aktorów i pytała, czy mamy pomysły na grane przez nas postaci.
- Teraz też zadzwoniła, a ja miałem kilka sugestii dotyczących mojego wątku i wszystkie, ku mojej wielkiej radości, zostały uwzględnione w scenariuszu. Zależało mi między innym na tym, żeby przyjazd Marka do Grabiny nie był jedynie świątecznym ornamentem, ale żeby pomógł rozwiązać jakiś problem w życiu bohaterów serialu - i tak się właśnie stanie. Cieszę się zatem, że znów mogłem przenieść się do świata Mostowiaków, choć tym razem ta przygodna trwała zaledwie kilka dni.
Wcześniej grał pan w serialu aż 18 lat! Nie żal było panu z niego odchodzić?
- "M jak miłość" na zawsze pozostanie niezwykle ważną pozycją w mojej karierze. Trafiłem tu jak młody chłopak, rok po ukończeniu Akademii Teatralnej w Warszawie, przeszedłem fantastyczną szkołę zawodu pod okiem najlepszych, z nieodżałowanym Witoldem Pyrkoszem, moim serialowym ojcem i wspomnianą Teresą Lipowską na czele. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, wspólnie stworzyliśmy serial, który oglądały i oglądają do dziś miliony widzów, zyskałem popularność jako Marek Mostowiak. Jednak granie zbyt długo jednej postaci jest dla aktora niebezpieczne, trudno jest się potem od niej uwolnić.
- Miałem tego świadomość i być może odszedłbym z serialu dużo wcześniej, ale w 2008 roku związałem się z absolutnie fantastycznym międzynarodowym zespołem Teatru Pieśń Kozła z Wrocławia, co było spełnieniem moich artystycznych marzeń. Żeby móc z nimi pracować, zapisałem się na podyplomowe studia aktorskie na Manchester Metropolitan University w Anglii, które były niestety bardzo drogie. Potrzebowałem więc zaplecza finansowego, które dawał mi właśnie serial. Praca na planie zajmowała mi kilka dni w miesiącu, pozostały czas spędzałem we Wrocławiu, tworząc niezwykły teatr z najwyższej półki. Byliśmy zapraszani przez festiwale na całym świecie, w Wielkiej Brytanii, USA, Brazylii, Kolumbii, Chile, Meksyku, Gruzji. Zostaliśmy poproszeni o prezentację naszej pracy przez wydział aktorski uniwersytetu w Yale, którego absolwentką jest m.in. Meryl Streep. Teatr Pieśń Kozła zdobywał prestiżowe nagrody i cieszył się dużym uznaniem pośród autorytetów sztuki. Trudno jednak utrzymać się z pracy w takim niszowym teatrze. Nie byłoby mnie na to stać, gdyby nie serial. Pozostałem w nim więc przez kolejnych 10 lat, a kiedy moja współpraca z wrocławskim teatrem dobiegła końca, postanowiłem rozstać się z "M jak miłość" i szukać innych aktorskich wyzwań.
Jakie są zatem pańskie plany zawodowe na najbliższy czas?
- Tuż po świętach wyruszam w Polskę z koncertami i spektaklami, w których gram. Są to m. in. "Lekko nie będzie", cudowna komedia francuska z błyskotliwymi dialogami, które wzbudzają huragany śmiechu. Powodzeniem też cieszy się "Pani Pylińska i sekret Chopina", piękny i zabawny spektakl, będący połączeniem teatru z recitalem fortepianowym (muzyka Chopina na żywo!). Śpiewam również recital "Album rodzinny", w którym piosenki, napisane specjalnie dla mnie, przeplatają się z anegdotkami z życia moich dziadków. A na wiosnę przygotowuję nowy solowy spektakl muzyczny, szczegółów jeszcze nie zdradzę, ale już teraz chciałbym go polecić uwadze czytelników Interii.
- Życzę Państwu radosnych i zdrowych świąt oraz spełnienia marzeń w Nowym Roku!